niedziela, 8 września 2013

37. Pierwszej, prawdziwej miłości się nie zapomina.

- Bartman, kurwa, daj mi spokój.
  To były ostatnie słowa skierowane do Zbyszka już następnego dnia. Już wczorajszego wieczora burczałam jedynie pod nosem i nie raz syknęłam w jego stronę jakimś przekleństwem. Dziś jednak było apogeum, odkąd tylko otworzyłam oczy. I zrozumiał niemalże od razu, co próbuję mu przekazać, nawet na niego nie zerkając. Ba, o buziaku na powitanie nawet mowy nie było.
- Co cię ugryzło? - Zapytał wyraźnie zmartwiony. Zmarszczył brwi i usiadł obok mnie, starając się zwrócić na siebie moją uwagę.
Ja jednak nawet na niego nie zerknęłam. Miałam go metaforycznie w czterech literach.
- Bartman, odczep się w końcu ode mnie. - Poirytowałam się jak nigdy. - Wkurzasz mnie.
  Milczał. Słowa, które wypowiedziałam w jego stronę były na pewno dla niego ciosem prosto w serce. Kątem oka widziałam, że chce coś powiedzieć. Po chwili jednak zrezygnował i zamknął buzię.
- Rozumiem, masz te dni. - Odparł z lekkim uśmiechem.
- Kurwa. Nie mam żadnych, cholernych dni. - Co raz bardziej się denerwowałam. Gwałtownie wstałam. - Łazisz za mną i nie dajesz mi żyć! - Wręcz krzyknęłam w jego stronę.
  Dokładnie widziałam, że Zbyszek cierpi. Błysk w jego oczach momentalnie zniknął. Zmarszczył nos, byleby się nie popłakać. I to nic nie rozumiejące spojrzenie...
- Rozumiem. - Powiedział po cichu. - Potrzebujesz przestrzeni.
- Nie, ja po prostu z tobą zrywam!
 Te słowa dobiły go w ziemię. Gdy chwyciłam klamkę i z wielkim impetem otworzyłam drzwi, zerwał się na równe nogi i podbiegł, łapiąc mnie za rękę.
- Ola!... - Chciał mnie powstrzymać. Miał taki przerażony i zdruzgotany głos...
- Daj mi spokój! - Wyrwałam się gwałtownie z jego uścisku i pobiegłam wzdłuż korytarza.
Po drodze mijałam pozostałych siatkarzy, którzy doskonale słyszeli ostatnie słowa, które wykrzyczałam na całe gardło. No i ostateczne trzaśnięcie drzwiami przez rozzłoszczonego Zibi`ego, które echem niosło się po całym ośrodku.
  Zbiegałam po schodach co dwa schodki, by czym prędzej opuścić ten budynek. Wybiegłam na dwór. Padał rzęsisty deszcz, ale zupełnie mi to nie przeszkadzało. Dzięki temu nikt niepowołany nie zobaczy spływających łez po moich policzkach. Nikt nie zauważy, jak cierpię. Nikt nie dostrzeże, że przed chwilą ... utraciłam swoje serce.

Wczorajszy dzień, wieczór. 

Poszłam na wskazane przez rozmówcę miejsce zaraz po tym, jak się rozłączyłam. Nie miałam co zwlekać. I z początku bojowo nastawiona i cała podenerwowana... co raz bardziej słabłam. Czułam wewnętrzną panikę. Strach, który powoli ale i skutecznie ogarniał całe moje ciało. Miałam dreszcze niczym bohaterka jakiegoś horroru, z tą różnicą, że to działo się naprawdę.
Kroczyłam parkową aleją, co raz bardziej oddalając się od ośrodka i przyjaciół. I jak na złość, robiło się co raz ciemniej.
Nagle zobaczyłam dwie postaci, stojące pomiędzy drzewami. Jego poznałam od razu. WYsoki, dobrze zbudowany, czarnowłosy. A ona?... Kim mogła być? Z dala widziałam tylko jej tę czerwoną pelerynę narzuconą na ramiona, z kapturem na głowie...
- Ola!.. - Pierwszy odezwał się Wrona.
Dlaczego jego głos był taki... przygnębiony? Zdruzgotany? I przerażony?....
- CO tu się dzieje?... - usilnie starałam się grać twardą, choć opornie mi to wychodziło. Wiadomo, panikowałam. Moja "twarda" skorupa pękała, jak zwykle w takich momentach i ukazywała na światło dzienne wrażliwą, płaczliwą i bezbronną dziewczynkę. - Kim ty jesteś? - Zwróciłam się do kobiety.
 Miała długie, kasztanowe włosy układające się w loki. Była wysoka i znacznie starsza ode mnie, na oko gdzieś przed trzydziestką. Ale była naprawdę zadbana i piękna, to jej musiałam przyznać.
- I powiedzcie, ludzie, co on w tobie widzi.. - Prychnęła. Mierzyła mnie od stóp aż po czubek głowy. Trochę mnie to krępowało, zwłaszcza że nie wiedziałam, co się dzieje.
Niepewnie spojrzałam na stojącego obok niej Andrzeja. Wyglądał na niesamowicie zmartwionego.
- Przepraszam, Olu, ale ona mnie szantażowała... - Powiedział załamującym się głosem.
"Szantażowała"?! Że co? Kim ona?...
- Pewnie zastanawiasz się, kim jestem. - Stanęła na przeciwko mnie, dosyć blisko. Skrzyżowała ręce na piersiach. - Ewelina jestem. Byłam narzeczoną Zbyszka i mam zamiar znowu nią się stać.

  Dalej byłam w szoku po tym wczorajszym spotkaniu. Ta kobieta była potworem. Autentycznie. Wykorzystała Wronę to swoich niecnych planów. Szantażowała go grożąc jemu i jego dziewczynie, dlatego najpierw próbował mnie zwabić, potem zwinął łańcuszek... który teraz był w jej rękach. Ale jeśli miałam być szczera, to na jego miejscu zrobiłabym tak samo.
  Najgorsze było to, że oboje byliśmy w jej rękach marionetkami. Bawiła się nami. A ja jej się bałam autentycznie, gdy zaczęła grozić i Andrzejowi i mnie. I naszym bliskim. Fakt, była kobietą. Ale wpływową kobietą... i potrafiła zaszkodzić mnie, Bartmanowi i nawet mojemu ojcu. A o siostrze już nie wspomnę...
 Nim cokolwiek do mnie dotarło, ze strachu zgodziłam się na wszystko, czego zażądała. Miałam zniknąć z Jego życia jeszcze następnego dnia, robiąc to w ten sposób, żeby mnie nie szukał. Miałam zapomnieć o łańcuszku, który teraz okalał szyję tej całej Eweliny. I miałam już nie wracać do Spały.
- Ej, gdzie ty biegniesz? - Złapał mnie zakapturzony Łukasz.
W ręce trzymał siatkę z zakupami, czyli wracał z pobliskiego sklepu. Co za pech...
- Wynoszę się. - Rzuciłam krótko i wyrwałam się z jego uścisku.
Chciałam iść dalej, ale zatarasował mi drogę. Znałam go na tyle, by stwierdzić, że tak łatwo nie odpuści.
- Jak to "wynoszę się"? - Zapytał zszokowany. Zmarszczył brwi. - A co na to Bartman?
- Gówno mnie obchodzi, co on na to. - Skrzywiłam się. Miałam nadzieję, że Ziomek to łyknie i da mi spokój. - Zrozum, muszę stąd odejść.
Czas mnie naglił. Lada moment, a Zbyszek może wybiec z hotelu. I na co mi takie sceny?
Po prostu musiałam wyjechać. Musiałam się poddać, usunąć z pola walki. Bo z tą Eweliną nie miałam szans. Miała nas w garści, nas wszystkich. Była na tyle wpływowa, że mogła usunąć mojego ojca z posady trenera kadry, a tego by nie przeżył. Była na tyle wredna, że szantażowała bóg wie czego winnego Wronę. Potrafiła nawet sprawić, że Bartman wyleci z reprezentacji.
 I prawdą jest, że w miłości wszystkie chwyty dozwolone...
O godzinie jedenastej piętnaście wsiadłam do pociągu, wydając ostatnie pieniądze na bilet w jedną stronę. Miałam w kieszeni zaledwie telefon, a w małej torebce dokumenty i marne, polskie złotówki. A dokąd jechałam? Sama chciałam wiedzieć. Znałam tylko ich adres, mieszkali w Katowicach. I wiedziałam, że tam mnie szukać nikt nie będzie. Nawet Bartman....

**
Gdy Olka jechała już w pociągu, Kaśka chodziła po całym ośrodku i jej szukała. W pokoju nikogo nie było.
Trochę ją to zmartwiło, bo przecież za godzinę mieli mieć trening a po jej siostrze i Bartmanie ani śladu. Normalnie to oboje powinni się już przygotowywać...

- I co? - Kubiak, który sprawdzał pokoje chłopaków po drugiej stronie korytarza, podszedł do swojej dziewczyny.
Zrobiła zrezygnowaną minę i wzruszyła ramionami.
- Nie ma ich. Zupełnie jakby wyparowali. - Burknęła w końcu. 

- Gdzie oni.. 
- Olka wyjechała. - Wtrącił nagle Ziomek. Doszedł do nich razem z podłamanym i milczącym Bartmanem.
Dziewczyną zatrzęsło na widok atakującego. To musiała być jego wina!
- Ty.. - Kaśka nie wahając się, chwyciła go za koszulkę, chcąc go uderzyć z pięści. W ostatniej chwili się powstrzymała. - Co żeś zrobił?! 

- Nie wiem! - Powiedział Zibi. - Nie mam bladego pojęcia! On samego rana była zła... 
  Chwilę stali w milczeniu. Zdążył do nich jeszcze dojść Ignaczak z młodym Winiarskim, jednak gdy zobaczyli miny pozostałych, również spoważnieli.
- Ej, kto to? - Igła skinął wgłąb korytarza.
Pozostali niechętnie podnieśli głowy, odwracając się we wskazaną przez libero stronę. I wtedy ich oczom okazała się długonoga, wysoka kobieta o gęstych, kasztanowych włosach.
- O kurwa. - Kubiakowi prawie oczy wyszły z orbit, gdy zobaczył Ewelinę. Tak dobrze ją znał z opowiadań Zbyszka, że nawet nie musiał jej wcześniej widzieć, by wiedzieć, że to ona.
Kobieta, która sieje zło i zniszczenie, łamie męskie serca i dąży do celu po trupach. 

- Ewelina?.. - Zapytał niepewnie Zbyszek. Wciąż stał w bezruchu i wpatrywał się w kobietę kroczącą w ich stronę pewnym krokiem. Patrzyła się tylko i wyłącznie na niego, tak jak wtedy: zachęcająco i ponętnie...
- Zbyszek, ogarnij się. - Dziku stanął przed przyjacielem i złapał go za ramiona. Widział, że jej przyjście może wszystko zmienić. - Zbyszek, pamiętasz, że cię zraniła? - Mocno nim potrząsnął, jednak on dalej się w nią wpatrywał jak w obrazek. - Pamiętasz? - Powtórzył dobitniej. 

Zibi nie reagował. Świata poza kobietą nie widział. Fakt, zraniła go. Ale pierwszej prawdziwej miłości się nigdy nie zapomina...
- Zbyszek. - Odezwała się Ewelina. - W końcu się spotkaliśmy. 




~*  *  *~
Cześć! Przepraszam za kilka dni opóźnienia, ale weny brak.. :( Bądźcie wyrozumiali. Lepiej jest pisać gdy się chce, a nie "od niechcenia" - wtedy kompletnie nie wychodzi...
Staram się, naprawdę, ale mówię szczerze, że pisanie mi ciężko przychodzi. 

PS. Macie tu szkiiiice moje. Zapraszam na fanpage`a!
 https://www.facebook.com/pages/M-Majda-Art-Rysunki/353404938125613







OGŁOSZENIE!


Cześć!
Przepraszam, że tak długo nie było nowego rozdziału. :( 
Naszedł mnie ogromny brak weny. I zrozumcie, że wolałam to przeczekać, niż pisać od niechcenia jakieś głupoty...

Aczkolwiek nowy rozdział wrzucę dzisiaj. Także zajrzyjcie wieczorem, a na pewno już będzie. 

Jeszcze raz najmocniej przepraszam i mam nadzieję, że mimo wszystko będziecie dalej czytać moje opowiadanie. 


poniedziałek, 2 września 2013

36. Nigdy nie odbieraj połączeń z nieznanego numeru.

Gdy rano się obudziłam, Zbyszek spał obok mnie. Na szczęście on. Bo śniło mi się, że tu był ten nieszczęsny Wrona. Fakt, myślałam, że ułożył się z drugiej strony, ale przecież mógł się przenieść. A może tylko mi się to przyśniło?
Nie ważne. Najważniejsze było to, że spał obok mnie. Tak beztrosko, niczym mały chłopiec. Jego spokojny wyraz twarzy i lekko rozchylone usta sprawiły, że uśmiechnęłam się pod nosem. Naprawdę miałam cholerne szczęście trafiając na niego. I byłam pewna, że nie dopuszczę, by ktokolwiek to zepsuł. Nigdy, przenigdy.
  Wygrzebałam się spod kołdry i z objęć siatkarza i poszłam do łazienki. Prysznic okazał się być tego ranka zbawieniem, bo poczułam się o niebo lepiej. Po wczorajszym bólu głowy już nie było ani śladu, a i poczułam się tak wspaniale odświeżona. Nagle miałam tak wspaniały humor, jak nigdy. No, dopóki nie wyszłam z łazienki.
Bartman już nie spał. Ubrany w zaledwie jeans`y stał przy lekko uchylonych drzwiach, seksownie opierając się o framugę. Rozmawiał z kimś. Pierwszą osobą, która wpadła mi do głowy to Kubiak. Jednak widząc Wronę, mina mi zrzedła. Wiadomo: lepszy on niż ojciec, który by wyciągnął za fraki Bartmana z pokoju i wywalił go z drużyny. Pewnie po długich namowach zgodziłby się go przywrócić do zespołu, ale wiadomo. Po co niepotrzebnie stwarzać takie sytuacje.
- Cześć, Ola. - Andrzej zauważył mnie nad ramieniem Zbyszka i szeroko się uśmiechnął.
- No, cześć.. - Odpowiedziałam, starając się nie okazywać podenerwowania.
On się zachowywał tak normalnie, jak gdyby nigdy nic. A ja? Wciąż w myślach wirowało mi zdarzenie z wczorajszego wieczoru, kiedy to użył niecnej "sztuczki", by zaciągnąć mnie do pokoju. I szczerze? Jakoś nie wydawało mi się, że będzie chciał odpuścić...
Mimo wszystko stanęłam obok Zbyszka, który od razu pocałował mnie w skroń i objął mnie ramieniem. Poczułam się o niebo lepiej... i tego samego o Wronie powiedzieć nie można było.
- Przyszedłem powiedzieć, że wyjeżdżamy zaraz po śniadaniu. - Jego ton głosu stał się oschły. Powiedział to tak rzeczowo i oficjalnie. Nawet Bartman to zauważył, bo zdziwiony zmarszczył brwi. na szczęście gdy Wrona odszedł, pozostawił to bez komentarza. Zamknął drzwi i przekręcił zamek na klucz.
- Musiał akuratnie przyjść i cię zobaczyć... tak. - Zmierzył mnie od góry do dołu spojrzeniem.
Znowu. Bo jak wyszłam z łazienki, ubrana zaledwie w jego koszulkę sięgającą mi aż w pół uda, aż zacisnął szczękę i wiedziałam, że kolegi będzie się chciał pozbyć jak najszybciej.
Miałam już powiedzieć, że gdybym wiedziała o Wronie, to przeczekałabym w łazience, ale w ostatniej chwili ugryzłam się w język. Zibi nie powinien o tym wiedzieć. Wkurzyłby się.
 Zamiast słów więc użyłam więc czynów. Wiedziałam, że tylko ta osoba potrafi sprawić, że zapomnę o tamtym kretynie i całej tej akcji. Dlatego też zachęcająco musnęłam go leciutko w usta i przygryzłam wargę. I niby to przypadkiem palcami przejechałam po jego klatce piersiowej.
- Idę się ubrać... - Szepnęłam cicho.
Wiedziałam, że cichy ton doprowadzi go do szaleństwa. I gdy odwróciłam się na pięcie niemalże od razu chwycił mnie za nadgarstek, odwrócił z powrotem do siebie i przekręcił nas oboje tak, że plecami opierałam się o ścianę.
Kompletnie odpłynęłam, kiedy jego wargi znalazły się na moich. Jego ciało co raz bardziej na mnie napierało i czułam go całą sobą. I momentalnie miałam ochotę na więcej. Wczepiłam palce w jego włosy, nie pozwalając mu się oderwać ode mnie nawet na moment. Całując mnie tak dziko i gwałtownie, ręce przesuwał po moim udzie w górę, powodując pulsowanie całego ciała, a zwłaszcza w tych intymnych miejscach. Bez skrupułów jego ręce zawędrowały pod moją... a właściwie jego koszulkę, którą jedynie pożyczyłam, i sprawnie ją ze mnie ściągnął, przerywając na te sekundy pocałunek. Potem jednak znowu docisnął mnie do ściany i chwycił uda, podciągając je do góry. Od razu oplotłam nogi w jego pasie i dzięki temu znalazłam się aż parę centymetrów wyżej.
Wciąż mnie całował, penetrując językiem wnętrze moich ust. Miał nade mną kontrolę, jednak zupełnie mi to nie przeszkadzało. Powoli odsuwał moje plecy od ściany i wciąż mnie trzymając, kierował się w stronę łóżka.
- Kocham cię. - Ugryzł mnie w dolną wargę.
- Wiem. - Wciąż bałam się wypowiedzieć te dwa słowa, na które pewnie czekał.
- Chcesz tego? - Wręcz wymruczał mi do ucha i moje ciało przeszyły przyjemne dreszcze.
Odpowiedziałam od razu, doskonale wiedząc, czego chcę.
- Tak, Zbyszku.
Nieco się nachylił i rzucił mnie na łóżko, po chwili znajdując się nade mną. Znów językiem pieścił moje usta. Przesunął dłońmi po mojej talii i biodrach. Usta miał zręczne i zmysłowe. Doskonałe - jak zawsze.
Nie przerywając rozkoszy przerzuciłam go na łóżko i  to ja znalazłam się na górze. Całując jego idealnei wyrzeźbiony brzuch rozpięłam mu spodnie, potem je zsuwając i rzucając na podłogę. I gdy tam znalazła się również nasza bielizna, kompletnie się w sobie zatraciliśmy.
To był najlepszy seks w całym moim życiu.

Na śniadanie prawie żeśmy się spóźnili. Po dosyć szybkim, aczkolwiek namiętnym seksie założyliśmy na siebie, co było pod ręką. Ja narzuciłam na siebie miętowe krótkie spodenki i białą, luźną koszulę. Szybko spakowałam  kilka drobiazgów do torebki, gdy Zbyszek już stał w progu i obserwował moje gwałtowne ruchy.
Do szczęścia brakowało mi tylko jednej rzeczy. jednak gdy spojrzała na szafkę nocną, zimny pot mnie oblał. Łańcuszka z serduszkiem od Bartmana tam nie było.
CHOLERA.
Przecież zawsze przed snem go tam kładłam. Masakra!
- Idziemy? - Zapytał siatkarz.
Nie było czasu na szukanie. Najprawdopodobniej położyłam go na szafce w łazience, czy gdzieś... Postanowiłam, że przez te kilka godzin nie będę się o to martwiła. Wstyd by mi było przed Bartmanem, że nie potrafię prezentu od niego przypilnować. Dopiero po powrocie spokojnie i dyskretnie go poszukam. I znajdę, na pewno.
Szybko więc złapałam torebkę i wyszłam z pokoju, pozwalając siatkarzowi zamknąć go na klucz.
- Dzień dobry! - Krzyknęła na cały głos Kaśka. Doskoczyła do nas jak małe dziecko.
Zaraz za nią doszedł Kubiak, ziewając. Chyba się nie wyspał. W przeciwieństwie do nas wyglądał jak z krzyża zdjęty.
No bo wiecie, sama byłam wciąż rozpalona po porannym seksie i gdy tylko czułam na sobie dotyk Bartmana, znowu mi się chciało. A nie myśleć o tym było trudnym zadaniem, ponieważ siatkarz trzymał mnie za rękę niemalże bez przerwy, a gdy usiedliśmy przy stole na stołówce z pozostałymi, głaskał mnie dłonią po nagim udzie doprowadzając mnie do szaleństwa. Już sam jego dotyk wprawiał mnie w istną rozkosz.
Zbyszek miał niezłą frajdę. Mimo że rozmawiał z Kurkiem, usatysfakcjonowany uśmiechał się pod nosem. I gdy jego palce zawędrowały pod spodenki, mocno zacisnęłam uda bojąc się, że normalnie zaraz eksploduję.
- Ola?- Dopiero wtedy docierał do mnie głos mojej siostry. - Ola, ziemia do ciebie!
Sięgnęłam po dłoń Zbyszka i stanowczo położyłam ją na jego własnym udzie. Wtedy parsknął śmiechem, a Kurek, który właśnie mówił o dziwo na poważne, siatkarskie tematy, zmarszczył brwi.
- Co? Mówiłaś coś? - Zapytałam się, starając się brzmieć spokojnie.
- Wy... - Kaśka spoglądała do na mnie, to na Zbyszka. - Jesteście tacy... szczęśliwi dzisiaj.
- Ja wiem czemu, ja wiem! - Młody Winiarski aż na krześle podskoczył z tej ekscytacji. - Bo wujek Zbyszek cały czas dotyka ciocię Olę pod stołem i myśli, że nikt tego nie widzi!
Momentalnie spaliłam buraka, a pozostali głośno się zaśmiali. No co za upokorzenie!
Ale co jak co, Oliwier gadane miał. Po ojcu i po wujku Krzyśku chyba.
- Że niby Bartman moją córkę? - Nad naszymi krzesłami znalazł się nie kto inny, jak Andrea ANastasii, który najwidoczniej usłyszał uradowanego syna Winiara.
Jeszcze mi tego do szczęścia brakowało, doprawdy...
Wszyscy jednak milczeli, starając się nie wybuchnąć głośnym śmiechem.
- .. To ci się upiekło dzisiaj, Bartman, że treningu nie ma. - Trener mocno trzepnął go w łeb. - Ale jutro...
Jego spojrzenie mówiło samo za siebie. Mojego chłopaka jutro czekała rychła śmierć. Cóż, bywa. Mógł nie pajacować. Przynajmniej nauczkę dostanie!
- Chyba teściu cie nie lubi. - Zarechotał Ignaczak.
- "Chyba"? - Zakpił Kurek. - Nie widzieliście jego miny? On go nie trawi!!!
- Ej, hamuj. - Zagroził mu palcem Bartman. - Nie trawić to można laktozy. Nasz trener jest po prostu...
- ... Zbyt nadopiekuńczy w stosunku do córek. - Dokończył za niego Kubiak. On go doskonale rozumiał, bo sam miał podobne akcje, jeśli chodziło o Kasię.
- Cóż, nie wiem, jak to zrobicie, - Winiarski wstał od stołu, jednocześnie kończąc śniadanie - ale ja to bym już chciał się na jakimś weselu pobawić.

Zaraz po porannym posiłku zapakowaliśmy się w kilka osób na busika. Na sesję zdjęciową do kalendarza ze sportowcami, który miał być sprzedany na rzecz fundacji Herosi, nie musiała jechać cała drużyna, tylko pięciu ochotników. Dlatego też jechał Bartman, Kurek, Winiarski (wziął syna ze sobą), Ignaczak oraz trener. No i ja, jako "bodyguard".. a przynajmniej tak się ze mnie nabijali przez całą drogę. Natomiast Kaśka jechać nie chciała, co było zrozumiałe - jej Misiaczek został przecież w ośrodku.
Sesja zdjęciowa przebiegła dosyć szybko i sprawnie. Wszystkie chore dzieci biorące w niej udział bardzo polubiły siatkarzy i innych sportowców. Koniec końców wszyscy się świetnie bawili i miło spędzili bitych kilka godzin. Sama również miałam zrobionych kilka zdjęć, bo - wg Pani fotograf - jestem ładna i fotogeniczna. Gdy pod koniec pokazywała mi zdjęcie, to miałam naprawdę jedno śliczne ze Zbyszkiem. Obiecała, że przyśle mi je na maila.
Wróciliśmy do Spały koło osiemnastej, bo po drodze zahaczyliśmy jeszcze o McDonalds`a objeść się fastfood`ami. Siatkarze, którzy zostali w ośrodku, wcale się nie nudzili. Rozłożyli sobie siatkę na boisku za hotelem i grali (zakładając, że wygłupianie się można było nazwać grą). Możdżonek z Ziomkiem właśnie rozpalali ognisko. Jednym słowem - wszyscy byli tak zajęci, że nawet nie zauważyli naszego przyjazdu. 

- No ładnie, nie ma nas parę godzin i ci już imprezę szykują. - Powiedział Andrea.
Stanął i skrzyżował ręce na piersiach. Nie był zły, oczywiście, że nie. Mimo że na początku gromił ich spojrzeniem, koniec końców przysiadł przy ognisku i się uśmiechał. "Jego" chłopcy od razu do niego doskoczyli i zaczęli opowiadać mu jakieś durnowate dowcipy.
 Razem ze Zbyszkiem również przysiedliśmy się , tylko nieco dalej, obok Kaśki, która przed naszym przyjściem  obserwowała grającego Dzika na betonowym boisku. Bartman również do nich doszedł i teraz wszyscy się tam już w ogóle wygłupiali i pajacowali. 

- I jak sesja? - Zapytała zaciekawiona, spoglądając na mnie zielonymi oczami.
- Wesoło było. - Odparłam z uśmiechem pod nosem. Na samo wspomnienie tych kilku godzin byłam niezwykle szczęśliwa. - I zdjęcia świetne wyszły. - Wtedy rozległ się dzwonek mojego telefonu. - Przepraszam cię na chwilkę.
Widząc nieznany numer, wstałam i odeszłam na bok. - Halo?
 Ten głos spowodował, że przeszyły mnie ciarki. Zupełnie jak w jakimś horrorze. I te jego kilka krótkich słów nie wróżyły nic a nic dobrego. Jednakże ten telefon sprawił, że musiałam podjąć niełatwą decyzję.
Ostatni raz zerknęłam w kierunku Zbyszka. Uśmiechał się i wydurniał. W miedzy czasie zerknął na mnie i uśmiechnął się jeszcze szerzej, machając jak dziecko.
I gdy wrócił do gry spuszczając ze mnie jednocześnie wzrok, ja odeszłam i zniknęłam wszystkim z oczu...



~ *  *  * ~

Przepraszam za przerwę, aczkolwiek mam napięte życie ostatnio. Następny rozdział.. nie wiem, kiedy się pojawi. Postaram się jak najszybciej, ale zrozumcie również, że mam prywatne życie i nie siedzę 24h na dobę na kompie, heh:)
Pozdrawiam wszystkie, które jeszcze czytają mojego bloga! JESTEŚCIE WSPANIAŁE! <3
PS. Jak myślicie, kto dzwoni i PO CO??
A tu macie Zbysia ode mnie, specjalnie DLA WAS! ;3



+ ZAPRASZAM NA MÓJ "RYSUNKOWY" FANPAGE!! KLIKAJ!!!