niedziela, 13 kwietnia 2014
niedziela, 8 września 2013
37. Pierwszej, prawdziwej miłości się nie zapomina.
- Bartman, kurwa, daj mi spokój.
To były ostatnie słowa skierowane do Zbyszka już następnego dnia. Już wczorajszego wieczora burczałam jedynie pod nosem i nie raz syknęłam w jego stronę jakimś przekleństwem. Dziś jednak było apogeum, odkąd tylko otworzyłam oczy. I zrozumiał niemalże od razu, co próbuję mu przekazać, nawet na niego nie zerkając. Ba, o buziaku na powitanie nawet mowy nie było.
- Co cię ugryzło? - Zapytał wyraźnie zmartwiony. Zmarszczył brwi i usiadł obok mnie, starając się zwrócić na siebie moją uwagę.
Ja jednak nawet na niego nie zerknęłam. Miałam go metaforycznie w czterech literach.
- Bartman, odczep się w końcu ode mnie. - Poirytowałam się jak nigdy. - Wkurzasz mnie.
Milczał. Słowa, które wypowiedziałam w jego stronę były na pewno dla niego ciosem prosto w serce. Kątem oka widziałam, że chce coś powiedzieć. Po chwili jednak zrezygnował i zamknął buzię.
- Rozumiem, masz te dni. - Odparł z lekkim uśmiechem.
- Kurwa. Nie mam żadnych, cholernych dni. - Co raz bardziej się denerwowałam. Gwałtownie wstałam. - Łazisz za mną i nie dajesz mi żyć! - Wręcz krzyknęłam w jego stronę.
Dokładnie widziałam, że Zbyszek cierpi. Błysk w jego oczach momentalnie zniknął. Zmarszczył nos, byleby się nie popłakać. I to nic nie rozumiejące spojrzenie...
- Rozumiem. - Powiedział po cichu. - Potrzebujesz przestrzeni.
- Nie, ja po prostu z tobą zrywam!
Te słowa dobiły go w ziemię. Gdy chwyciłam klamkę i z wielkim impetem otworzyłam drzwi, zerwał się na równe nogi i podbiegł, łapiąc mnie za rękę.
- Ola!... - Chciał mnie powstrzymać. Miał taki przerażony i zdruzgotany głos...
- Daj mi spokój! - Wyrwałam się gwałtownie z jego uścisku i pobiegłam wzdłuż korytarza.
Po drodze mijałam pozostałych siatkarzy, którzy doskonale słyszeli ostatnie słowa, które wykrzyczałam na całe gardło. No i ostateczne trzaśnięcie drzwiami przez rozzłoszczonego Zibi`ego, które echem niosło się po całym ośrodku.
Zbiegałam po schodach co dwa schodki, by czym prędzej opuścić ten budynek. Wybiegłam na dwór. Padał rzęsisty deszcz, ale zupełnie mi to nie przeszkadzało. Dzięki temu nikt niepowołany nie zobaczy spływających łez po moich policzkach. Nikt nie zauważy, jak cierpię. Nikt nie dostrzeże, że przed chwilą ... utraciłam swoje serce.
Kroczyłam parkową aleją, co raz bardziej oddalając się od ośrodka i przyjaciół. I jak na złość, robiło się co raz ciemniej.
Nagle zobaczyłam dwie postaci, stojące pomiędzy drzewami. Jego poznałam od razu. WYsoki, dobrze zbudowany, czarnowłosy. A ona?... Kim mogła być? Z dala widziałam tylko jej tę czerwoną pelerynę narzuconą na ramiona, z kapturem na głowie...
- Ola!.. - Pierwszy odezwał się Wrona.
Dlaczego jego głos był taki... przygnębiony? Zdruzgotany? I przerażony?....
- CO tu się dzieje?... - usilnie starałam się grać twardą, choć opornie mi to wychodziło. Wiadomo, panikowałam. Moja "twarda" skorupa pękała, jak zwykle w takich momentach i ukazywała na światło dzienne wrażliwą, płaczliwą i bezbronną dziewczynkę. - Kim ty jesteś? - Zwróciłam się do kobiety.
Miała długie, kasztanowe włosy układające się w loki. Była wysoka i znacznie starsza ode mnie, na oko gdzieś przed trzydziestką. Ale była naprawdę zadbana i piękna, to jej musiałam przyznać.
- I powiedzcie, ludzie, co on w tobie widzi.. - Prychnęła. Mierzyła mnie od stóp aż po czubek głowy. Trochę mnie to krępowało, zwłaszcza że nie wiedziałam, co się dzieje.
Niepewnie spojrzałam na stojącego obok niej Andrzeja. Wyglądał na niesamowicie zmartwionego.
- Przepraszam, Olu, ale ona mnie szantażowała... - Powiedział załamującym się głosem.
"Szantażowała"?! Że co? Kim ona?...
- Pewnie zastanawiasz się, kim jestem. - Stanęła na przeciwko mnie, dosyć blisko. Skrzyżowała ręce na piersiach. - Ewelina jestem. Byłam narzeczoną Zbyszka i mam zamiar znowu nią się stać.
Dalej byłam w szoku po tym wczorajszym spotkaniu. Ta kobieta była potworem. Autentycznie. Wykorzystała Wronę to swoich niecnych planów. Szantażowała go grożąc jemu i jego dziewczynie, dlatego najpierw próbował mnie zwabić, potem zwinął łańcuszek... który teraz był w jej rękach. Ale jeśli miałam być szczera, to na jego miejscu zrobiłabym tak samo.
Najgorsze było to, że oboje byliśmy w jej rękach marionetkami. Bawiła się nami. A ja jej się bałam autentycznie, gdy zaczęła grozić i Andrzejowi i mnie. I naszym bliskim. Fakt, była kobietą. Ale wpływową kobietą... i potrafiła zaszkodzić mnie, Bartmanowi i nawet mojemu ojcu. A o siostrze już nie wspomnę...
Nim cokolwiek do mnie dotarło, ze strachu zgodziłam się na wszystko, czego zażądała. Miałam zniknąć z Jego życia jeszcze następnego dnia, robiąc to w ten sposób, żeby mnie nie szukał. Miałam zapomnieć o łańcuszku, który teraz okalał szyję tej całej Eweliny. I miałam już nie wracać do Spały.
- Ej, gdzie ty biegniesz? - Złapał mnie zakapturzony Łukasz.
W ręce trzymał siatkę z zakupami, czyli wracał z pobliskiego sklepu. Co za pech...
- Wynoszę się. - Rzuciłam krótko i wyrwałam się z jego uścisku.
Chciałam iść dalej, ale zatarasował mi drogę. Znałam go na tyle, by stwierdzić, że tak łatwo nie odpuści.
- Jak to "wynoszę się"? - Zapytał zszokowany. Zmarszczył brwi. - A co na to Bartman?
- Gówno mnie obchodzi, co on na to. - Skrzywiłam się. Miałam nadzieję, że Ziomek to łyknie i da mi spokój. - Zrozum, muszę stąd odejść.
Czas mnie naglił. Lada moment, a Zbyszek może wybiec z hotelu. I na co mi takie sceny?
Po prostu musiałam wyjechać. Musiałam się poddać, usunąć z pola walki. Bo z tą Eweliną nie miałam szans. Miała nas w garści, nas wszystkich. Była na tyle wpływowa, że mogła usunąć mojego ojca z posady trenera kadry, a tego by nie przeżył. Była na tyle wredna, że szantażowała bóg wie czego winnego Wronę. Potrafiła nawet sprawić, że Bartman wyleci z reprezentacji.
I prawdą jest, że w miłości wszystkie chwyty dozwolone...
O godzinie jedenastej piętnaście wsiadłam do pociągu, wydając ostatnie pieniądze na bilet w jedną stronę. Miałam w kieszeni zaledwie telefon, a w małej torebce dokumenty i marne, polskie złotówki. A dokąd jechałam? Sama chciałam wiedzieć. Znałam tylko ich adres, mieszkali w Katowicach. I wiedziałam, że tam mnie szukać nikt nie będzie. Nawet Bartman....
**
Gdy Olka jechała już w pociągu, Kaśka chodziła po całym ośrodku i jej szukała. W pokoju nikogo nie było.
Trochę ją to zmartwiło, bo przecież za godzinę mieli mieć trening a po jej siostrze i Bartmanie ani śladu. Normalnie to oboje powinni się już przygotowywać...
- I co? - Kubiak, który sprawdzał pokoje chłopaków po drugiej stronie korytarza, podszedł do swojej dziewczyny.
Zrobiła zrezygnowaną minę i wzruszyła ramionami.
- Nie ma ich. Zupełnie jakby wyparowali. - Burknęła w końcu.
- Gdzie oni..
- Olka wyjechała. - Wtrącił nagle Ziomek. Doszedł do nich razem z podłamanym i milczącym Bartmanem.
Dziewczyną zatrzęsło na widok atakującego. To musiała być jego wina!
- Ty.. - Kaśka nie wahając się, chwyciła go za koszulkę, chcąc go uderzyć z pięści. W ostatniej chwili się powstrzymała. - Co żeś zrobił?!
- Nie wiem! - Powiedział Zibi. - Nie mam bladego pojęcia! On samego rana była zła...
Chwilę stali w milczeniu. Zdążył do nich jeszcze dojść Ignaczak z młodym Winiarskim, jednak gdy zobaczyli miny pozostałych, również spoważnieli.
- Ej, kto to? - Igła skinął wgłąb korytarza.
Pozostali niechętnie podnieśli głowy, odwracając się we wskazaną przez libero stronę. I wtedy ich oczom okazała się długonoga, wysoka kobieta o gęstych, kasztanowych włosach.
- O kurwa. - Kubiakowi prawie oczy wyszły z orbit, gdy zobaczył Ewelinę. Tak dobrze ją znał z opowiadań Zbyszka, że nawet nie musiał jej wcześniej widzieć, by wiedzieć, że to ona.
Kobieta, która sieje zło i zniszczenie, łamie męskie serca i dąży do celu po trupach.
- Ewelina?.. - Zapytał niepewnie Zbyszek. Wciąż stał w bezruchu i wpatrywał się w kobietę kroczącą w ich stronę pewnym krokiem. Patrzyła się tylko i wyłącznie na niego, tak jak wtedy: zachęcająco i ponętnie...
- Zbyszek, ogarnij się. - Dziku stanął przed przyjacielem i złapał go za ramiona. Widział, że jej przyjście może wszystko zmienić. - Zbyszek, pamiętasz, że cię zraniła? - Mocno nim potrząsnął, jednak on dalej się w nią wpatrywał jak w obrazek. - Pamiętasz? - Powtórzył dobitniej.
Zibi nie reagował. Świata poza kobietą nie widział. Fakt, zraniła go. Ale pierwszej prawdziwej miłości się nigdy nie zapomina...
- Zbyszek. - Odezwała się Ewelina. - W końcu się spotkaliśmy.
PS. Macie tu szkiiiice moje. Zapraszam na fanpage`a!
https://www.facebook.com/pages/M-Majda-Art-Rysunki/353404938125613
To były ostatnie słowa skierowane do Zbyszka już następnego dnia. Już wczorajszego wieczora burczałam jedynie pod nosem i nie raz syknęłam w jego stronę jakimś przekleństwem. Dziś jednak było apogeum, odkąd tylko otworzyłam oczy. I zrozumiał niemalże od razu, co próbuję mu przekazać, nawet na niego nie zerkając. Ba, o buziaku na powitanie nawet mowy nie było.
- Co cię ugryzło? - Zapytał wyraźnie zmartwiony. Zmarszczył brwi i usiadł obok mnie, starając się zwrócić na siebie moją uwagę.
Ja jednak nawet na niego nie zerknęłam. Miałam go metaforycznie w czterech literach.
- Bartman, odczep się w końcu ode mnie. - Poirytowałam się jak nigdy. - Wkurzasz mnie.
Milczał. Słowa, które wypowiedziałam w jego stronę były na pewno dla niego ciosem prosto w serce. Kątem oka widziałam, że chce coś powiedzieć. Po chwili jednak zrezygnował i zamknął buzię.
- Rozumiem, masz te dni. - Odparł z lekkim uśmiechem.
- Kurwa. Nie mam żadnych, cholernych dni. - Co raz bardziej się denerwowałam. Gwałtownie wstałam. - Łazisz za mną i nie dajesz mi żyć! - Wręcz krzyknęłam w jego stronę.
Dokładnie widziałam, że Zbyszek cierpi. Błysk w jego oczach momentalnie zniknął. Zmarszczył nos, byleby się nie popłakać. I to nic nie rozumiejące spojrzenie...
- Rozumiem. - Powiedział po cichu. - Potrzebujesz przestrzeni.
- Nie, ja po prostu z tobą zrywam!
Te słowa dobiły go w ziemię. Gdy chwyciłam klamkę i z wielkim impetem otworzyłam drzwi, zerwał się na równe nogi i podbiegł, łapiąc mnie za rękę.
- Ola!... - Chciał mnie powstrzymać. Miał taki przerażony i zdruzgotany głos...
- Daj mi spokój! - Wyrwałam się gwałtownie z jego uścisku i pobiegłam wzdłuż korytarza.
Po drodze mijałam pozostałych siatkarzy, którzy doskonale słyszeli ostatnie słowa, które wykrzyczałam na całe gardło. No i ostateczne trzaśnięcie drzwiami przez rozzłoszczonego Zibi`ego, które echem niosło się po całym ośrodku.
Zbiegałam po schodach co dwa schodki, by czym prędzej opuścić ten budynek. Wybiegłam na dwór. Padał rzęsisty deszcz, ale zupełnie mi to nie przeszkadzało. Dzięki temu nikt niepowołany nie zobaczy spływających łez po moich policzkach. Nikt nie zauważy, jak cierpię. Nikt nie dostrzeże, że przed chwilą ... utraciłam swoje serce.
Wczorajszy dzień, wieczór.
Poszłam na wskazane przez rozmówcę miejsce zaraz po tym, jak się rozłączyłam. Nie miałam co zwlekać. I z początku bojowo nastawiona i cała podenerwowana... co raz bardziej słabłam. Czułam wewnętrzną panikę. Strach, który powoli ale i skutecznie ogarniał całe moje ciało. Miałam dreszcze niczym bohaterka jakiegoś horroru, z tą różnicą, że to działo się naprawdę.Kroczyłam parkową aleją, co raz bardziej oddalając się od ośrodka i przyjaciół. I jak na złość, robiło się co raz ciemniej.
Nagle zobaczyłam dwie postaci, stojące pomiędzy drzewami. Jego poznałam od razu. WYsoki, dobrze zbudowany, czarnowłosy. A ona?... Kim mogła być? Z dala widziałam tylko jej tę czerwoną pelerynę narzuconą na ramiona, z kapturem na głowie...
- Ola!.. - Pierwszy odezwał się Wrona.
Dlaczego jego głos był taki... przygnębiony? Zdruzgotany? I przerażony?....
- CO tu się dzieje?... - usilnie starałam się grać twardą, choć opornie mi to wychodziło. Wiadomo, panikowałam. Moja "twarda" skorupa pękała, jak zwykle w takich momentach i ukazywała na światło dzienne wrażliwą, płaczliwą i bezbronną dziewczynkę. - Kim ty jesteś? - Zwróciłam się do kobiety.
Miała długie, kasztanowe włosy układające się w loki. Była wysoka i znacznie starsza ode mnie, na oko gdzieś przed trzydziestką. Ale była naprawdę zadbana i piękna, to jej musiałam przyznać.
- I powiedzcie, ludzie, co on w tobie widzi.. - Prychnęła. Mierzyła mnie od stóp aż po czubek głowy. Trochę mnie to krępowało, zwłaszcza że nie wiedziałam, co się dzieje.
Niepewnie spojrzałam na stojącego obok niej Andrzeja. Wyglądał na niesamowicie zmartwionego.
- Przepraszam, Olu, ale ona mnie szantażowała... - Powiedział załamującym się głosem.
"Szantażowała"?! Że co? Kim ona?...
- Pewnie zastanawiasz się, kim jestem. - Stanęła na przeciwko mnie, dosyć blisko. Skrzyżowała ręce na piersiach. - Ewelina jestem. Byłam narzeczoną Zbyszka i mam zamiar znowu nią się stać.
Dalej byłam w szoku po tym wczorajszym spotkaniu. Ta kobieta była potworem. Autentycznie. Wykorzystała Wronę to swoich niecnych planów. Szantażowała go grożąc jemu i jego dziewczynie, dlatego najpierw próbował mnie zwabić, potem zwinął łańcuszek... który teraz był w jej rękach. Ale jeśli miałam być szczera, to na jego miejscu zrobiłabym tak samo.
Najgorsze było to, że oboje byliśmy w jej rękach marionetkami. Bawiła się nami. A ja jej się bałam autentycznie, gdy zaczęła grozić i Andrzejowi i mnie. I naszym bliskim. Fakt, była kobietą. Ale wpływową kobietą... i potrafiła zaszkodzić mnie, Bartmanowi i nawet mojemu ojcu. A o siostrze już nie wspomnę...
Nim cokolwiek do mnie dotarło, ze strachu zgodziłam się na wszystko, czego zażądała. Miałam zniknąć z Jego życia jeszcze następnego dnia, robiąc to w ten sposób, żeby mnie nie szukał. Miałam zapomnieć o łańcuszku, który teraz okalał szyję tej całej Eweliny. I miałam już nie wracać do Spały.
- Ej, gdzie ty biegniesz? - Złapał mnie zakapturzony Łukasz.
W ręce trzymał siatkę z zakupami, czyli wracał z pobliskiego sklepu. Co za pech...
- Wynoszę się. - Rzuciłam krótko i wyrwałam się z jego uścisku.
Chciałam iść dalej, ale zatarasował mi drogę. Znałam go na tyle, by stwierdzić, że tak łatwo nie odpuści.
- Jak to "wynoszę się"? - Zapytał zszokowany. Zmarszczył brwi. - A co na to Bartman?
- Gówno mnie obchodzi, co on na to. - Skrzywiłam się. Miałam nadzieję, że Ziomek to łyknie i da mi spokój. - Zrozum, muszę stąd odejść.
Czas mnie naglił. Lada moment, a Zbyszek może wybiec z hotelu. I na co mi takie sceny?
Po prostu musiałam wyjechać. Musiałam się poddać, usunąć z pola walki. Bo z tą Eweliną nie miałam szans. Miała nas w garści, nas wszystkich. Była na tyle wpływowa, że mogła usunąć mojego ojca z posady trenera kadry, a tego by nie przeżył. Była na tyle wredna, że szantażowała bóg wie czego winnego Wronę. Potrafiła nawet sprawić, że Bartman wyleci z reprezentacji.
I prawdą jest, że w miłości wszystkie chwyty dozwolone...
O godzinie jedenastej piętnaście wsiadłam do pociągu, wydając ostatnie pieniądze na bilet w jedną stronę. Miałam w kieszeni zaledwie telefon, a w małej torebce dokumenty i marne, polskie złotówki. A dokąd jechałam? Sama chciałam wiedzieć. Znałam tylko ich adres, mieszkali w Katowicach. I wiedziałam, że tam mnie szukać nikt nie będzie. Nawet Bartman....
**
Gdy Olka jechała już w pociągu, Kaśka chodziła po całym ośrodku i jej szukała. W pokoju nikogo nie było.
Trochę ją to zmartwiło, bo przecież za godzinę mieli mieć trening a po jej siostrze i Bartmanie ani śladu. Normalnie to oboje powinni się już przygotowywać...
- I co? - Kubiak, który sprawdzał pokoje chłopaków po drugiej stronie korytarza, podszedł do swojej dziewczyny.
Zrobiła zrezygnowaną minę i wzruszyła ramionami.
- Nie ma ich. Zupełnie jakby wyparowali. - Burknęła w końcu.
- Gdzie oni..
- Olka wyjechała. - Wtrącił nagle Ziomek. Doszedł do nich razem z podłamanym i milczącym Bartmanem.
Dziewczyną zatrzęsło na widok atakującego. To musiała być jego wina!
- Ty.. - Kaśka nie wahając się, chwyciła go za koszulkę, chcąc go uderzyć z pięści. W ostatniej chwili się powstrzymała. - Co żeś zrobił?!
- Nie wiem! - Powiedział Zibi. - Nie mam bladego pojęcia! On samego rana była zła...
Chwilę stali w milczeniu. Zdążył do nich jeszcze dojść Ignaczak z młodym Winiarskim, jednak gdy zobaczyli miny pozostałych, również spoważnieli.
- Ej, kto to? - Igła skinął wgłąb korytarza.
Pozostali niechętnie podnieśli głowy, odwracając się we wskazaną przez libero stronę. I wtedy ich oczom okazała się długonoga, wysoka kobieta o gęstych, kasztanowych włosach.
- O kurwa. - Kubiakowi prawie oczy wyszły z orbit, gdy zobaczył Ewelinę. Tak dobrze ją znał z opowiadań Zbyszka, że nawet nie musiał jej wcześniej widzieć, by wiedzieć, że to ona.
Kobieta, która sieje zło i zniszczenie, łamie męskie serca i dąży do celu po trupach.
- Ewelina?.. - Zapytał niepewnie Zbyszek. Wciąż stał w bezruchu i wpatrywał się w kobietę kroczącą w ich stronę pewnym krokiem. Patrzyła się tylko i wyłącznie na niego, tak jak wtedy: zachęcająco i ponętnie...
- Zbyszek, ogarnij się. - Dziku stanął przed przyjacielem i złapał go za ramiona. Widział, że jej przyjście może wszystko zmienić. - Zbyszek, pamiętasz, że cię zraniła? - Mocno nim potrząsnął, jednak on dalej się w nią wpatrywał jak w obrazek. - Pamiętasz? - Powtórzył dobitniej.
Zibi nie reagował. Świata poza kobietą nie widział. Fakt, zraniła go. Ale pierwszej prawdziwej miłości się nigdy nie zapomina...
- Zbyszek. - Odezwała się Ewelina. - W końcu się spotkaliśmy.
~* * *~
Cześć! Przepraszam za kilka dni opóźnienia, ale weny brak.. :( Bądźcie wyrozumiali. Lepiej jest pisać gdy się chce, a nie "od niechcenia" - wtedy kompletnie nie wychodzi...
Staram się, naprawdę, ale mówię szczerze, że pisanie mi ciężko przychodzi.
Staram się, naprawdę, ale mówię szczerze, że pisanie mi ciężko przychodzi.
PS. Macie tu szkiiiice moje. Zapraszam na fanpage`a!
https://www.facebook.com/pages/M-Majda-Art-Rysunki/353404938125613
OGŁOSZENIE!
Cześć!
Przepraszam, że tak długo nie było nowego rozdziału. :(
Naszedł mnie ogromny brak weny. I zrozumcie, że wolałam to przeczekać, niż pisać od niechcenia jakieś głupoty...
Aczkolwiek nowy rozdział wrzucę dzisiaj. Także zajrzyjcie wieczorem, a na pewno już będzie.
Jeszcze raz najmocniej przepraszam i mam nadzieję, że mimo wszystko będziecie dalej czytać moje opowiadanie.
poniedziałek, 2 września 2013
36. Nigdy nie odbieraj połączeń z nieznanego numeru.
Gdy rano się obudziłam, Zbyszek spał obok mnie. Na szczęście on. Bo śniło mi się, że tu był ten nieszczęsny Wrona. Fakt, myślałam, że ułożył się z drugiej strony, ale przecież mógł się przenieść. A może tylko mi się to przyśniło?
Nie ważne. Najważniejsze było to, że spał obok mnie. Tak beztrosko, niczym mały chłopiec. Jego spokojny wyraz twarzy i lekko rozchylone usta sprawiły, że uśmiechnęłam się pod nosem. Naprawdę miałam cholerne szczęście trafiając na niego. I byłam pewna, że nie dopuszczę, by ktokolwiek to zepsuł. Nigdy, przenigdy.
Wygrzebałam się spod kołdry i z objęć siatkarza i poszłam do łazienki. Prysznic okazał się być tego ranka zbawieniem, bo poczułam się o niebo lepiej. Po wczorajszym bólu głowy już nie było ani śladu, a i poczułam się tak wspaniale odświeżona. Nagle miałam tak wspaniały humor, jak nigdy. No, dopóki nie wyszłam z łazienki.
Bartman już nie spał. Ubrany w zaledwie jeans`y stał przy lekko uchylonych drzwiach, seksownie opierając się o framugę. Rozmawiał z kimś. Pierwszą osobą, która wpadła mi do głowy to Kubiak. Jednak widząc Wronę, mina mi zrzedła. Wiadomo: lepszy on niż ojciec, który by wyciągnął za fraki Bartmana z pokoju i wywalił go z drużyny. Pewnie po długich namowach zgodziłby się go przywrócić do zespołu, ale wiadomo. Po co niepotrzebnie stwarzać takie sytuacje.
- Cześć, Ola. - Andrzej zauważył mnie nad ramieniem Zbyszka i szeroko się uśmiechnął.
- No, cześć.. - Odpowiedziałam, starając się nie okazywać podenerwowania.
On się zachowywał tak normalnie, jak gdyby nigdy nic. A ja? Wciąż w myślach wirowało mi zdarzenie z wczorajszego wieczoru, kiedy to użył niecnej "sztuczki", by zaciągnąć mnie do pokoju. I szczerze? Jakoś nie wydawało mi się, że będzie chciał odpuścić...
Mimo wszystko stanęłam obok Zbyszka, który od razu pocałował mnie w skroń i objął mnie ramieniem. Poczułam się o niebo lepiej... i tego samego o Wronie powiedzieć nie można było.
- Przyszedłem powiedzieć, że wyjeżdżamy zaraz po śniadaniu. - Jego ton głosu stał się oschły. Powiedział to tak rzeczowo i oficjalnie. Nawet Bartman to zauważył, bo zdziwiony zmarszczył brwi. na szczęście gdy Wrona odszedł, pozostawił to bez komentarza. Zamknął drzwi i przekręcił zamek na klucz.
- Musiał akuratnie przyjść i cię zobaczyć... tak. - Zmierzył mnie od góry do dołu spojrzeniem.
Znowu. Bo jak wyszłam z łazienki, ubrana zaledwie w jego koszulkę sięgającą mi aż w pół uda, aż zacisnął szczękę i wiedziałam, że kolegi będzie się chciał pozbyć jak najszybciej.
Miałam już powiedzieć, że gdybym wiedziała o Wronie, to przeczekałabym w łazience, ale w ostatniej chwili ugryzłam się w język. Zibi nie powinien o tym wiedzieć. Wkurzyłby się.
Zamiast słów więc użyłam więc czynów. Wiedziałam, że tylko ta osoba potrafi sprawić, że zapomnę o tamtym kretynie i całej tej akcji. Dlatego też zachęcająco musnęłam go leciutko w usta i przygryzłam wargę. I niby to przypadkiem palcami przejechałam po jego klatce piersiowej.
- Idę się ubrać... - Szepnęłam cicho.
Wiedziałam, że cichy ton doprowadzi go do szaleństwa. I gdy odwróciłam się na pięcie niemalże od razu chwycił mnie za nadgarstek, odwrócił z powrotem do siebie i przekręcił nas oboje tak, że plecami opierałam się o ścianę.
Kompletnie odpłynęłam, kiedy jego wargi znalazły się na moich. Jego ciało co raz bardziej na mnie napierało i czułam go całą sobą. I momentalnie miałam ochotę na więcej. Wczepiłam palce w jego włosy, nie pozwalając mu się oderwać ode mnie nawet na moment. Całując mnie tak dziko i gwałtownie, ręce przesuwał po moim udzie w górę, powodując pulsowanie całego ciała, a zwłaszcza w tych intymnych miejscach. Bez skrupułów jego ręce zawędrowały pod moją... a właściwie jego koszulkę, którą jedynie pożyczyłam, i sprawnie ją ze mnie ściągnął, przerywając na te sekundy pocałunek. Potem jednak znowu docisnął mnie do ściany i chwycił uda, podciągając je do góry. Od razu oplotłam nogi w jego pasie i dzięki temu znalazłam się aż parę centymetrów wyżej.
Wciąż mnie całował, penetrując językiem wnętrze moich ust. Miał nade mną kontrolę, jednak zupełnie mi to nie przeszkadzało. Powoli odsuwał moje plecy od ściany i wciąż mnie trzymając, kierował się w stronę łóżka.
- Kocham cię. - Ugryzł mnie w dolną wargę.
- Wiem. - Wciąż bałam się wypowiedzieć te dwa słowa, na które pewnie czekał.
- Chcesz tego? - Wręcz wymruczał mi do ucha i moje ciało przeszyły przyjemne dreszcze.
Odpowiedziałam od razu, doskonale wiedząc, czego chcę.
- Tak, Zbyszku.
Nieco się nachylił i rzucił mnie na łóżko, po chwili znajdując się nade mną. Znów językiem pieścił moje usta. Przesunął dłońmi po mojej talii i biodrach. Usta miał zręczne i zmysłowe. Doskonałe - jak zawsze.
Nie przerywając rozkoszy przerzuciłam go na łóżko i to ja znalazłam się na górze. Całując jego idealnei wyrzeźbiony brzuch rozpięłam mu spodnie, potem je zsuwając i rzucając na podłogę. I gdy tam znalazła się również nasza bielizna, kompletnie się w sobie zatraciliśmy.
To był najlepszy seks w całym moim życiu.
Na śniadanie prawie żeśmy się spóźnili. Po dosyć szybkim, aczkolwiek namiętnym seksie założyliśmy na siebie, co było pod ręką. Ja narzuciłam na siebie miętowe krótkie spodenki i białą, luźną koszulę. Szybko spakowałam kilka drobiazgów do torebki, gdy Zbyszek już stał w progu i obserwował moje gwałtowne ruchy.
Do szczęścia brakowało mi tylko jednej rzeczy. jednak gdy spojrzała na szafkę nocną, zimny pot mnie oblał. Łańcuszka z serduszkiem od Bartmana tam nie było.
CHOLERA.
Przecież zawsze przed snem go tam kładłam. Masakra!
- Idziemy? - Zapytał siatkarz.
Nie było czasu na szukanie. Najprawdopodobniej położyłam go na szafce w łazience, czy gdzieś... Postanowiłam, że przez te kilka godzin nie będę się o to martwiła. Wstyd by mi było przed Bartmanem, że nie potrafię prezentu od niego przypilnować. Dopiero po powrocie spokojnie i dyskretnie go poszukam. I znajdę, na pewno.
Szybko więc złapałam torebkę i wyszłam z pokoju, pozwalając siatkarzowi zamknąć go na klucz.
- Dzień dobry! - Krzyknęła na cały głos Kaśka. Doskoczyła do nas jak małe dziecko.
Zaraz za nią doszedł Kubiak, ziewając. Chyba się nie wyspał. W przeciwieństwie do nas wyglądał jak z krzyża zdjęty.
No bo wiecie, sama byłam wciąż rozpalona po porannym seksie i gdy tylko czułam na sobie dotyk Bartmana, znowu mi się chciało. A nie myśleć o tym było trudnym zadaniem, ponieważ siatkarz trzymał mnie za rękę niemalże bez przerwy, a gdy usiedliśmy przy stole na stołówce z pozostałymi, głaskał mnie dłonią po nagim udzie doprowadzając mnie do szaleństwa. Już sam jego dotyk wprawiał mnie w istną rozkosz.
Zbyszek miał niezłą frajdę. Mimo że rozmawiał z Kurkiem, usatysfakcjonowany uśmiechał się pod nosem. I gdy jego palce zawędrowały pod spodenki, mocno zacisnęłam uda bojąc się, że normalnie zaraz eksploduję.
- Ola?- Dopiero wtedy docierał do mnie głos mojej siostry. - Ola, ziemia do ciebie!
Sięgnęłam po dłoń Zbyszka i stanowczo położyłam ją na jego własnym udzie. Wtedy parsknął śmiechem, a Kurek, który właśnie mówił o dziwo na poważne, siatkarskie tematy, zmarszczył brwi.
- Co? Mówiłaś coś? - Zapytałam się, starając się brzmieć spokojnie.
- Wy... - Kaśka spoglądała do na mnie, to na Zbyszka. - Jesteście tacy... szczęśliwi dzisiaj.
- Ja wiem czemu, ja wiem! - Młody Winiarski aż na krześle podskoczył z tej ekscytacji. - Bo wujek Zbyszek cały czas dotyka ciocię Olę pod stołem i myśli, że nikt tego nie widzi!
Momentalnie spaliłam buraka, a pozostali głośno się zaśmiali. No co za upokorzenie!
Ale co jak co, Oliwier gadane miał. Po ojcu i po wujku Krzyśku chyba.
- Że niby Bartman moją córkę? - Nad naszymi krzesłami znalazł się nie kto inny, jak Andrea ANastasii, który najwidoczniej usłyszał uradowanego syna Winiara.
Jeszcze mi tego do szczęścia brakowało, doprawdy...
Wszyscy jednak milczeli, starając się nie wybuchnąć głośnym śmiechem.
- .. To ci się upiekło dzisiaj, Bartman, że treningu nie ma. - Trener mocno trzepnął go w łeb. - Ale jutro...
Jego spojrzenie mówiło samo za siebie. Mojego chłopaka jutro czekała rychła śmierć. Cóż, bywa. Mógł nie pajacować. Przynajmniej nauczkę dostanie!
- Chyba teściu cie nie lubi. - Zarechotał Ignaczak.
- "Chyba"? - Zakpił Kurek. - Nie widzieliście jego miny? On go nie trawi!!!
- Ej, hamuj. - Zagroził mu palcem Bartman. - Nie trawić to można laktozy. Nasz trener jest po prostu...
- ... Zbyt nadopiekuńczy w stosunku do córek. - Dokończył za niego Kubiak. On go doskonale rozumiał, bo sam miał podobne akcje, jeśli chodziło o Kasię.
- Cóż, nie wiem, jak to zrobicie, - Winiarski wstał od stołu, jednocześnie kończąc śniadanie - ale ja to bym już chciał się na jakimś weselu pobawić.
Zaraz po porannym posiłku zapakowaliśmy się w kilka osób na busika. Na sesję zdjęciową do kalendarza ze sportowcami, który miał być sprzedany na rzecz fundacji Herosi, nie musiała jechać cała drużyna, tylko pięciu ochotników. Dlatego też jechał Bartman, Kurek, Winiarski (wziął syna ze sobą), Ignaczak oraz trener. No i ja, jako "bodyguard".. a przynajmniej tak się ze mnie nabijali przez całą drogę. Natomiast Kaśka jechać nie chciała, co było zrozumiałe - jej Misiaczek został przecież w ośrodku.
Sesja zdjęciowa przebiegła dosyć szybko i sprawnie. Wszystkie chore dzieci biorące w niej udział bardzo polubiły siatkarzy i innych sportowców. Koniec końców wszyscy się świetnie bawili i miło spędzili bitych kilka godzin. Sama również miałam zrobionych kilka zdjęć, bo - wg Pani fotograf - jestem ładna i fotogeniczna. Gdy pod koniec pokazywała mi zdjęcie, to miałam naprawdę jedno śliczne ze Zbyszkiem. Obiecała, że przyśle mi je na maila.
Wróciliśmy do Spały koło osiemnastej, bo po drodze zahaczyliśmy jeszcze o McDonalds`a objeść się fastfood`ami. Siatkarze, którzy zostali w ośrodku, wcale się nie nudzili. Rozłożyli sobie siatkę na boisku za hotelem i grali (zakładając, że wygłupianie się można było nazwać grą). Możdżonek z Ziomkiem właśnie rozpalali ognisko. Jednym słowem - wszyscy byli tak zajęci, że nawet nie zauważyli naszego przyjazdu.
- No ładnie, nie ma nas parę godzin i ci już imprezę szykują. - Powiedział Andrea.
Stanął i skrzyżował ręce na piersiach. Nie był zły, oczywiście, że nie. Mimo że na początku gromił ich spojrzeniem, koniec końców przysiadł przy ognisku i się uśmiechał. "Jego" chłopcy od razu do niego doskoczyli i zaczęli opowiadać mu jakieś durnowate dowcipy.
Razem ze Zbyszkiem również przysiedliśmy się , tylko nieco dalej, obok Kaśki, która przed naszym przyjściem obserwowała grającego Dzika na betonowym boisku. Bartman również do nich doszedł i teraz wszyscy się tam już w ogóle wygłupiali i pajacowali.
- I jak sesja? - Zapytała zaciekawiona, spoglądając na mnie zielonymi oczami.
- Wesoło było. - Odparłam z uśmiechem pod nosem. Na samo wspomnienie tych kilku godzin byłam niezwykle szczęśliwa. - I zdjęcia świetne wyszły. - Wtedy rozległ się dzwonek mojego telefonu. - Przepraszam cię na chwilkę.
Widząc nieznany numer, wstałam i odeszłam na bok. - Halo?
Ten głos spowodował, że przeszyły mnie ciarki. Zupełnie jak w jakimś horrorze. I te jego kilka krótkich słów nie wróżyły nic a nic dobrego. Jednakże ten telefon sprawił, że musiałam podjąć niełatwą decyzję.
Ostatni raz zerknęłam w kierunku Zbyszka. Uśmiechał się i wydurniał. W miedzy czasie zerknął na mnie i uśmiechnął się jeszcze szerzej, machając jak dziecko.
I gdy wrócił do gry spuszczając ze mnie jednocześnie wzrok, ja odeszłam i zniknęłam wszystkim z oczu...
Nie ważne. Najważniejsze było to, że spał obok mnie. Tak beztrosko, niczym mały chłopiec. Jego spokojny wyraz twarzy i lekko rozchylone usta sprawiły, że uśmiechnęłam się pod nosem. Naprawdę miałam cholerne szczęście trafiając na niego. I byłam pewna, że nie dopuszczę, by ktokolwiek to zepsuł. Nigdy, przenigdy.
Wygrzebałam się spod kołdry i z objęć siatkarza i poszłam do łazienki. Prysznic okazał się być tego ranka zbawieniem, bo poczułam się o niebo lepiej. Po wczorajszym bólu głowy już nie było ani śladu, a i poczułam się tak wspaniale odświeżona. Nagle miałam tak wspaniały humor, jak nigdy. No, dopóki nie wyszłam z łazienki.
Bartman już nie spał. Ubrany w zaledwie jeans`y stał przy lekko uchylonych drzwiach, seksownie opierając się o framugę. Rozmawiał z kimś. Pierwszą osobą, która wpadła mi do głowy to Kubiak. Jednak widząc Wronę, mina mi zrzedła. Wiadomo: lepszy on niż ojciec, który by wyciągnął za fraki Bartmana z pokoju i wywalił go z drużyny. Pewnie po długich namowach zgodziłby się go przywrócić do zespołu, ale wiadomo. Po co niepotrzebnie stwarzać takie sytuacje.
- Cześć, Ola. - Andrzej zauważył mnie nad ramieniem Zbyszka i szeroko się uśmiechnął.
- No, cześć.. - Odpowiedziałam, starając się nie okazywać podenerwowania.
On się zachowywał tak normalnie, jak gdyby nigdy nic. A ja? Wciąż w myślach wirowało mi zdarzenie z wczorajszego wieczoru, kiedy to użył niecnej "sztuczki", by zaciągnąć mnie do pokoju. I szczerze? Jakoś nie wydawało mi się, że będzie chciał odpuścić...
Mimo wszystko stanęłam obok Zbyszka, który od razu pocałował mnie w skroń i objął mnie ramieniem. Poczułam się o niebo lepiej... i tego samego o Wronie powiedzieć nie można było.
- Przyszedłem powiedzieć, że wyjeżdżamy zaraz po śniadaniu. - Jego ton głosu stał się oschły. Powiedział to tak rzeczowo i oficjalnie. Nawet Bartman to zauważył, bo zdziwiony zmarszczył brwi. na szczęście gdy Wrona odszedł, pozostawił to bez komentarza. Zamknął drzwi i przekręcił zamek na klucz.
- Musiał akuratnie przyjść i cię zobaczyć... tak. - Zmierzył mnie od góry do dołu spojrzeniem.
Znowu. Bo jak wyszłam z łazienki, ubrana zaledwie w jego koszulkę sięgającą mi aż w pół uda, aż zacisnął szczękę i wiedziałam, że kolegi będzie się chciał pozbyć jak najszybciej.
Miałam już powiedzieć, że gdybym wiedziała o Wronie, to przeczekałabym w łazience, ale w ostatniej chwili ugryzłam się w język. Zibi nie powinien o tym wiedzieć. Wkurzyłby się.
Zamiast słów więc użyłam więc czynów. Wiedziałam, że tylko ta osoba potrafi sprawić, że zapomnę o tamtym kretynie i całej tej akcji. Dlatego też zachęcająco musnęłam go leciutko w usta i przygryzłam wargę. I niby to przypadkiem palcami przejechałam po jego klatce piersiowej.
- Idę się ubrać... - Szepnęłam cicho.
Wiedziałam, że cichy ton doprowadzi go do szaleństwa. I gdy odwróciłam się na pięcie niemalże od razu chwycił mnie za nadgarstek, odwrócił z powrotem do siebie i przekręcił nas oboje tak, że plecami opierałam się o ścianę.
Kompletnie odpłynęłam, kiedy jego wargi znalazły się na moich. Jego ciało co raz bardziej na mnie napierało i czułam go całą sobą. I momentalnie miałam ochotę na więcej. Wczepiłam palce w jego włosy, nie pozwalając mu się oderwać ode mnie nawet na moment. Całując mnie tak dziko i gwałtownie, ręce przesuwał po moim udzie w górę, powodując pulsowanie całego ciała, a zwłaszcza w tych intymnych miejscach. Bez skrupułów jego ręce zawędrowały pod moją... a właściwie jego koszulkę, którą jedynie pożyczyłam, i sprawnie ją ze mnie ściągnął, przerywając na te sekundy pocałunek. Potem jednak znowu docisnął mnie do ściany i chwycił uda, podciągając je do góry. Od razu oplotłam nogi w jego pasie i dzięki temu znalazłam się aż parę centymetrów wyżej.
Wciąż mnie całował, penetrując językiem wnętrze moich ust. Miał nade mną kontrolę, jednak zupełnie mi to nie przeszkadzało. Powoli odsuwał moje plecy od ściany i wciąż mnie trzymając, kierował się w stronę łóżka.
- Kocham cię. - Ugryzł mnie w dolną wargę.
- Wiem. - Wciąż bałam się wypowiedzieć te dwa słowa, na które pewnie czekał.
- Chcesz tego? - Wręcz wymruczał mi do ucha i moje ciało przeszyły przyjemne dreszcze.
Odpowiedziałam od razu, doskonale wiedząc, czego chcę.
- Tak, Zbyszku.
Nieco się nachylił i rzucił mnie na łóżko, po chwili znajdując się nade mną. Znów językiem pieścił moje usta. Przesunął dłońmi po mojej talii i biodrach. Usta miał zręczne i zmysłowe. Doskonałe - jak zawsze.
Nie przerywając rozkoszy przerzuciłam go na łóżko i to ja znalazłam się na górze. Całując jego idealnei wyrzeźbiony brzuch rozpięłam mu spodnie, potem je zsuwając i rzucając na podłogę. I gdy tam znalazła się również nasza bielizna, kompletnie się w sobie zatraciliśmy.
To był najlepszy seks w całym moim życiu.
Na śniadanie prawie żeśmy się spóźnili. Po dosyć szybkim, aczkolwiek namiętnym seksie założyliśmy na siebie, co było pod ręką. Ja narzuciłam na siebie miętowe krótkie spodenki i białą, luźną koszulę. Szybko spakowałam kilka drobiazgów do torebki, gdy Zbyszek już stał w progu i obserwował moje gwałtowne ruchy.
Do szczęścia brakowało mi tylko jednej rzeczy. jednak gdy spojrzała na szafkę nocną, zimny pot mnie oblał. Łańcuszka z serduszkiem od Bartmana tam nie było.
CHOLERA.
Przecież zawsze przed snem go tam kładłam. Masakra!
- Idziemy? - Zapytał siatkarz.
Nie było czasu na szukanie. Najprawdopodobniej położyłam go na szafce w łazience, czy gdzieś... Postanowiłam, że przez te kilka godzin nie będę się o to martwiła. Wstyd by mi było przed Bartmanem, że nie potrafię prezentu od niego przypilnować. Dopiero po powrocie spokojnie i dyskretnie go poszukam. I znajdę, na pewno.
Szybko więc złapałam torebkę i wyszłam z pokoju, pozwalając siatkarzowi zamknąć go na klucz.
- Dzień dobry! - Krzyknęła na cały głos Kaśka. Doskoczyła do nas jak małe dziecko.
Zaraz za nią doszedł Kubiak, ziewając. Chyba się nie wyspał. W przeciwieństwie do nas wyglądał jak z krzyża zdjęty.
No bo wiecie, sama byłam wciąż rozpalona po porannym seksie i gdy tylko czułam na sobie dotyk Bartmana, znowu mi się chciało. A nie myśleć o tym było trudnym zadaniem, ponieważ siatkarz trzymał mnie za rękę niemalże bez przerwy, a gdy usiedliśmy przy stole na stołówce z pozostałymi, głaskał mnie dłonią po nagim udzie doprowadzając mnie do szaleństwa. Już sam jego dotyk wprawiał mnie w istną rozkosz.
Zbyszek miał niezłą frajdę. Mimo że rozmawiał z Kurkiem, usatysfakcjonowany uśmiechał się pod nosem. I gdy jego palce zawędrowały pod spodenki, mocno zacisnęłam uda bojąc się, że normalnie zaraz eksploduję.
- Ola?- Dopiero wtedy docierał do mnie głos mojej siostry. - Ola, ziemia do ciebie!
Sięgnęłam po dłoń Zbyszka i stanowczo położyłam ją na jego własnym udzie. Wtedy parsknął śmiechem, a Kurek, który właśnie mówił o dziwo na poważne, siatkarskie tematy, zmarszczył brwi.
- Co? Mówiłaś coś? - Zapytałam się, starając się brzmieć spokojnie.
- Wy... - Kaśka spoglądała do na mnie, to na Zbyszka. - Jesteście tacy... szczęśliwi dzisiaj.
- Ja wiem czemu, ja wiem! - Młody Winiarski aż na krześle podskoczył z tej ekscytacji. - Bo wujek Zbyszek cały czas dotyka ciocię Olę pod stołem i myśli, że nikt tego nie widzi!
Momentalnie spaliłam buraka, a pozostali głośno się zaśmiali. No co za upokorzenie!
Ale co jak co, Oliwier gadane miał. Po ojcu i po wujku Krzyśku chyba.
- Że niby Bartman moją córkę? - Nad naszymi krzesłami znalazł się nie kto inny, jak Andrea ANastasii, który najwidoczniej usłyszał uradowanego syna Winiara.
Jeszcze mi tego do szczęścia brakowało, doprawdy...
Wszyscy jednak milczeli, starając się nie wybuchnąć głośnym śmiechem.
- .. To ci się upiekło dzisiaj, Bartman, że treningu nie ma. - Trener mocno trzepnął go w łeb. - Ale jutro...
Jego spojrzenie mówiło samo za siebie. Mojego chłopaka jutro czekała rychła śmierć. Cóż, bywa. Mógł nie pajacować. Przynajmniej nauczkę dostanie!
- Chyba teściu cie nie lubi. - Zarechotał Ignaczak.
- "Chyba"? - Zakpił Kurek. - Nie widzieliście jego miny? On go nie trawi!!!
- Ej, hamuj. - Zagroził mu palcem Bartman. - Nie trawić to można laktozy. Nasz trener jest po prostu...
- ... Zbyt nadopiekuńczy w stosunku do córek. - Dokończył za niego Kubiak. On go doskonale rozumiał, bo sam miał podobne akcje, jeśli chodziło o Kasię.
- Cóż, nie wiem, jak to zrobicie, - Winiarski wstał od stołu, jednocześnie kończąc śniadanie - ale ja to bym już chciał się na jakimś weselu pobawić.
Zaraz po porannym posiłku zapakowaliśmy się w kilka osób na busika. Na sesję zdjęciową do kalendarza ze sportowcami, który miał być sprzedany na rzecz fundacji Herosi, nie musiała jechać cała drużyna, tylko pięciu ochotników. Dlatego też jechał Bartman, Kurek, Winiarski (wziął syna ze sobą), Ignaczak oraz trener. No i ja, jako "bodyguard".. a przynajmniej tak się ze mnie nabijali przez całą drogę. Natomiast Kaśka jechać nie chciała, co było zrozumiałe - jej Misiaczek został przecież w ośrodku.
Sesja zdjęciowa przebiegła dosyć szybko i sprawnie. Wszystkie chore dzieci biorące w niej udział bardzo polubiły siatkarzy i innych sportowców. Koniec końców wszyscy się świetnie bawili i miło spędzili bitych kilka godzin. Sama również miałam zrobionych kilka zdjęć, bo - wg Pani fotograf - jestem ładna i fotogeniczna. Gdy pod koniec pokazywała mi zdjęcie, to miałam naprawdę jedno śliczne ze Zbyszkiem. Obiecała, że przyśle mi je na maila.
Wróciliśmy do Spały koło osiemnastej, bo po drodze zahaczyliśmy jeszcze o McDonalds`a objeść się fastfood`ami. Siatkarze, którzy zostali w ośrodku, wcale się nie nudzili. Rozłożyli sobie siatkę na boisku za hotelem i grali (zakładając, że wygłupianie się można było nazwać grą). Możdżonek z Ziomkiem właśnie rozpalali ognisko. Jednym słowem - wszyscy byli tak zajęci, że nawet nie zauważyli naszego przyjazdu.
- No ładnie, nie ma nas parę godzin i ci już imprezę szykują. - Powiedział Andrea.
Stanął i skrzyżował ręce na piersiach. Nie był zły, oczywiście, że nie. Mimo że na początku gromił ich spojrzeniem, koniec końców przysiadł przy ognisku i się uśmiechał. "Jego" chłopcy od razu do niego doskoczyli i zaczęli opowiadać mu jakieś durnowate dowcipy.
Razem ze Zbyszkiem również przysiedliśmy się , tylko nieco dalej, obok Kaśki, która przed naszym przyjściem obserwowała grającego Dzika na betonowym boisku. Bartman również do nich doszedł i teraz wszyscy się tam już w ogóle wygłupiali i pajacowali.
- I jak sesja? - Zapytała zaciekawiona, spoglądając na mnie zielonymi oczami.
- Wesoło było. - Odparłam z uśmiechem pod nosem. Na samo wspomnienie tych kilku godzin byłam niezwykle szczęśliwa. - I zdjęcia świetne wyszły. - Wtedy rozległ się dzwonek mojego telefonu. - Przepraszam cię na chwilkę.
Widząc nieznany numer, wstałam i odeszłam na bok. - Halo?
Ten głos spowodował, że przeszyły mnie ciarki. Zupełnie jak w jakimś horrorze. I te jego kilka krótkich słów nie wróżyły nic a nic dobrego. Jednakże ten telefon sprawił, że musiałam podjąć niełatwą decyzję.
Ostatni raz zerknęłam w kierunku Zbyszka. Uśmiechał się i wydurniał. W miedzy czasie zerknął na mnie i uśmiechnął się jeszcze szerzej, machając jak dziecko.
I gdy wrócił do gry spuszczając ze mnie jednocześnie wzrok, ja odeszłam i zniknęłam wszystkim z oczu...
~ * * * ~
Przepraszam za przerwę, aczkolwiek mam napięte życie ostatnio. Następny rozdział.. nie wiem, kiedy się pojawi. Postaram się jak najszybciej, ale zrozumcie również, że mam prywatne życie i nie siedzę 24h na dobę na kompie, heh:)
Pozdrawiam wszystkie, które jeszcze czytają mojego bloga! JESTEŚCIE WSPANIAŁE! <3
PS. Jak myślicie, kto dzwoni i PO CO??
A tu macie Zbysia ode mnie, specjalnie DLA WAS! ;3
sobota, 31 sierpnia 2013
35. Pocałunek nie zawsze mile widziany.
Był środek nocy. Powoli budziły mnie hałasy dochodzące z pokoju, zupełnie jakby ktoś obcy wpadł i szperał w naszych rzeczach. Kaśka przecież spała, zasnęła wcześniej ode mnie. Więc czy to mógł być złodziej?...
Spięłam się na samą myśl o tym. Ktoś kroczył po pokoju i słychać było tylko trzeszczenie podłogi. Niepewnie się przekręciłam z boku na bok, niby na spaniu. Uchyliłam delikatnie powieki. Czarna, dobrze zbudowana postać grzebała w walizce Kaśki! Cholera jasna!
To przecież nie była zielona szkoła, żeby robić sobie zakichaną zieloną czy białą noc. I to na pewno nie był żaden z siatkarzy.
Spięłam się na samą myśl o tym. Ktoś kroczył po pokoju i słychać było tylko trzeszczenie podłogi. Niepewnie się przekręciłam z boku na bok, niby na spaniu. Uchyliłam delikatnie powieki. Czarna, dobrze zbudowana postać grzebała w walizce Kaśki! Cholera jasna!
To przecież nie była zielona szkoła, żeby robić sobie zakichaną zieloną czy białą noc. I to na pewno nie był żaden z siatkarzy.
Najpierw pomyślałam, żeby dla bezpieczeństwa wystukać wiadomość do Bartmana, ale wtedy pozostawałoby mi modlić się w nadziei, że ten krótki dźwięk go zbudzi. Z drugiej jednak strony, złodziej mógłby umknąć. Kucał właśnie, odwrócony plecami w moją stronę.
Musiałam to zrobić. Musiałam.
Zachowując odpowiednią ciszę sięgnęłam do torebki. Paralizator zawsze nosiłam przy sobie, tak na wszelki wypadek. W Ameryce był to standard, zwłaszcza gdy wieczorami szło się do klubów. Potem cicho wygrzebałam się spod kołdry i powoli zmierzałam w jego stronę, nie zwracając uwagi na nic innego, co dzieje się w pokoju. Musiałam go przecież zaatakować, a potem.. potem narobić hałasu.
Musiałam to zrobić. Musiałam.
Zachowując odpowiednią ciszę sięgnęłam do torebki. Paralizator zawsze nosiłam przy sobie, tak na wszelki wypadek. W Ameryce był to standard, zwłaszcza gdy wieczorami szło się do klubów. Potem cicho wygrzebałam się spod kołdry i powoli zmierzałam w jego stronę, nie zwracając uwagi na nic innego, co dzieje się w pokoju. Musiałam go przecież zaatakować, a potem.. potem narobić hałasu.
I gdy byłam już krok przed nim, ktoś złapał jedną, silną dłonią moje oba nadgarstki w żelaznym uścisku, drugą zaś zamknął mi usta.
Cholera! Nie wiedziałam, ze ich dwóch jest!
Szarpałam się, jednak nic nie mogłam zrobić. Byłam jak uwięziona w klatce i kompletnie mi się to nie podobało.
- Spokojnie...! - Wykrzyczał mi szeptem do ucha.
I słysząc ten głos miałam ochotę odwrócić się i obić tego cholernego delikwenta!
Nie mam pojęcia, kiedy znowu zasnęłam, jednak ponownie obudziłam się we własnym, hotelowym łóżku. Powoli podnosiłam powieki, już spokojniej niż wcześniej. Pokój był wypełniony już słońcem i idealnie oświetlony, musiałam aż zmrużyć oczy. I wtedy Go zobaczyłam.
Z początku nic nie mówiłam. Wolałam na niego popatrzeć. Firanka była odsłonięta, a drzwi balkonowe otworzone na roścież. Stał na balkonie i opierał się o barierkę, rozglądając się po spalskiej okolicy. Wyglądał tak cholernie seksownie w starych jeans`ach, bez koszulki i ze starganymi, czarnymi włosami.
Wygramoliłam się spod kołdry i będąc w samym obcisłym topie i spodenkach, po cichu wyszłam na balkon, wtulając się w plecy siatkarza.
- Wariat. - Wyszeptałam. - Andrea Anastasi was zabije, jak się dowie.
Nie minęła chwila, jak odwrócił się w moją stronę i automatycznie byłam wtulona w jego tors. Podniosłam głowę i spojrzałam mu w oczy.
- Nie dowie się. - Delikatnie pocałował mnie w czubek nosa. - Poza tym, nie podoba ci się to?... Bo mnie cholernie. Obudzić się i patrzeć, jak jeszcze śpisz...
Miało mi się to nie podobać? Nie przemawiało do mnie jedynie ich wykonanie tego niecnego planu. Słowem wyjaśnienia; to Kubiaka w nocy chciałam zaatakować paralizatorem, a on po prostu pakował rzeczy Kaśki do walizki. No a Bartman w ostatniej chwili mnie przed tym powstrzymał. Ale czemu mi nie powiedzieli, do licha? Że zamierzają pozmieniać pokoje?
Martwił mnie jednak fakt, że jak ojciec się dowie, że Kaśka z Kubiakiem a ja z Bartmanem jesteśmy w pokojach, to nas wszystkich pozabija. No, a przynajmniej ich.
- Podoba mi się.. - Powiedziałam w końcu.
Na jego twarzy pojawił się ten specjalny, bartmanowy uśmiech przeznaczony tylko dla mnie. Odgarnął moje włosy do tyłu i nieco przechylił moją głowę. Sam natomiast schylił się i muskał delikatnie wargami po całej mojej szyi, pozostawiając wilgotne punkciki. Nie opierałam się. To było tak cholernie pociągające i magnetyzujące.
Mocno chwycił mnie w talii i przyciągnął do siebie, całując już kąciki ust. Objęłam jego nagi tors, czując, jak jego mięśnie napinają się pod moim dotykiem. Przestał składać całusy i oparł swoje czoło o moje, uśmiechając się pod nosem.
- No pocałuj mnie.. - wymruczałam. Wprost nie mogłam się tego doczekać, a on przerwał w takim momencie.
- Jeśli cię pocałuję, to nie mógłbym potem przerwać. A za pięć minut śniadanie. - Pocałował mnie w czoło.- I lepiej się ubierz.
Prychnęłam. Zachciało mu się narobić mi ochoty i tak po prostu przerwać. Małpa!
- I kto to mówi! - Naburmuszona skrzyżowałam ręce i wróciłam do pokoju.
A on? On się śmiał. Ale tak radośnie. Ja również po chwili nie mogłam powstrzymać uśmiechu. Pojawił się, tak mimowolnie. Bo takie poranki to mogłabym mieć już codziennie.
Tego dnia siatkarze mieli dwa treningi. Do południe spędzili na sali, a po południu trener wykończył ich na siłowni. Wszystko dlatego, że jutrzejszego dnia mieli mieć dzień przerwy, tak długo wyczekiwany. Wprost gadali o tym cały, cholerny wieczór, kiedy to siedzieliśmy w kilka osób u Kubiaka i.. Kaśki, w pokoju.
Szczerze powiedziawszy wolałabym, żeby poszli na halę. Dzień przerwy pewnie strasznie ich rozleniwi.
Jedynym, niedzielnym plusem miała być sesja zdjęciowa do kalendarza fundacji Herosi, który potem będzie sprzedawany, a pieniądze będą przeznaczone dla chorych dzieci.
O tak, chociaż tyle będą robić, obiboki jedne. Tyle dobrego!
- Zaraz przyjdę, idę na chwilę do pokoju. - Wygrzebałam się z objęć Bartmana i wstałam.
- W porządku wszystko? - Zapytała Kaśka marszcząc brwi.
- Tak, tak. - Uspokoiłam ją. - Głowa mnie boli, wezmę tabletkę i do was wracam.
W kubiakowym pokoju był taki harmider i hałas, że najzwyczajniej w świecie zaczynało mi pulsować w skroniach. Wiadomo; Ignaczak wydzierał się na cały głos a Oliwier wraz z nim. Az strach pomyśleć, jaki wpływ na niego Igła będzie mieć za jakiś czas. A Winiar? Tylko się z tego śmiał! Kurek zaczął przekrzykiwać się z Jaroszem, jak zwykle kłócąc się o jakąś głupotę, o której oboje pojęcia nie mieli. Ziomek rozmawiał o czymś z Cichym Pitem, jak zwykle na temat nowej taktyki, którą przedstawił im dzisiaj trener. Bartman gadał z Kubiakiem, a Kaśka malowała paznokcie.
Gdy wyszłam, a korytarzu słyszałam czyjeś bardzo nieregularne kroki, zupełnie jakby ktoś kulał i cicho pojękiwał.. a może to były ciche przekleństwa?
- Boże, stało się coś? - Podbiegłam do niego od razu, zanim skręciłam do własnego pokoju.
- Nie, tylko musiałem kurwa przywalić w stopę i boli jak cholera jasna. - Wrona się skrzywił.
Nie mogłam się powstrzymać, żeby nie parsknąć śmiechem i siatkarz od razu zgromił mnie spojrzeniem.
- Może ci pomogę, kaleko? - Kpiłam dalej. Mimo to skorzystał z pomocy i podparł się o moje ramię, a ja objęłam go w torsie stabilizując pozycję.
Przeszliśmy kawałek korytarzem i znaleźliśmy się w jego pokoju. Doprowadziłam go praktycznie pod samo łóżko, ale dalej nie byłam przekonana, czy powinnam go zostawić w takim stanie. Przecież mógł sobie stopę uszkodzić czy coś.
- Może pójdę po waszego fizjoterapeutę czy coś.. - Rzuciłam niepewnie siadając obok niego.
- Sama możesz pobawić się w mojego fizjoterapeutę... - Ton jego głosu niebezpiecznie się zniżył i sam siatkarz pochylał się ku mnie. Doskonale wiedziałam, co to oznacza.
- Blefowałeś. - Stwierdziłam, niezwykle tego pewna. - Wcale cię ta cholerna noga nie boli, co?
Zaśmiał się, potwierdzając moje słowa.
- A jak miałem inaczej cię tu ściągnąć? - Powiedział i jak gdyby nigdy nic położył mi dłoń na policzku.
Krew we mnie zawrzała.
Plask. Wymierzyłam prosto w jego policzek, i aż złapał się za piekące już miejsce na twarzy. Mina mu od razu zbledła, kiedy odepchnęłam go od siebie i oberwał. Ten to miał tupet!
- Nigdy więcej - zagroziłam mu - nie próbuj ani mnie zwabić do pokoju, ani mnie całować. Bo następnym razem to się skończy gorzej niż uderzeniem w twarz. - Tymi słowami zakończyłam to durne spotkanie.
Wstałam i wyszłam z jego pokoju, mocno trzaskając drzwiami. Nikt na szczęście nie był świadkiem tego zajścia. A co by to było, gdyby Zbyszek wiedział! Przecież rozniósłby go na strzępy. Nie patrzyłby, że to jego kolega z drużyny. Zmiótłby go, najzwyczajniej w świecie.
Wciąż poirytowana weszłam do swojego pokoju, wzięłam tabletkę i położyłam się do łóżka. W tej pozycji już zostałam, nie wiedząc nawet, kiedy opadły mi powieki i zasnęłam. Przebudziło mnie na chwilkę tylko wejście Zbyszka, który zamknął drzwi na klucz, przykrył mnie kołdrą i położył się obok mnie, przytulając się do mnie jednocześnie. Wtedy już kompletnie odpłynęłam, czując się bezpiecznie w objęciach siatkarza.
Choć gdybym wiedziała, co przyniesie jutrzejszy dzień, wcale bym nie chciała zasnąć...
Cholera! Nie wiedziałam, ze ich dwóch jest!
Szarpałam się, jednak nic nie mogłam zrobić. Byłam jak uwięziona w klatce i kompletnie mi się to nie podobało.
- Spokojnie...! - Wykrzyczał mi szeptem do ucha.
I słysząc ten głos miałam ochotę odwrócić się i obić tego cholernego delikwenta!
Nie mam pojęcia, kiedy znowu zasnęłam, jednak ponownie obudziłam się we własnym, hotelowym łóżku. Powoli podnosiłam powieki, już spokojniej niż wcześniej. Pokój był wypełniony już słońcem i idealnie oświetlony, musiałam aż zmrużyć oczy. I wtedy Go zobaczyłam.
Z początku nic nie mówiłam. Wolałam na niego popatrzeć. Firanka była odsłonięta, a drzwi balkonowe otworzone na roścież. Stał na balkonie i opierał się o barierkę, rozglądając się po spalskiej okolicy. Wyglądał tak cholernie seksownie w starych jeans`ach, bez koszulki i ze starganymi, czarnymi włosami.
Wygramoliłam się spod kołdry i będąc w samym obcisłym topie i spodenkach, po cichu wyszłam na balkon, wtulając się w plecy siatkarza.
- Wariat. - Wyszeptałam. - Andrea Anastasi was zabije, jak się dowie.
Nie minęła chwila, jak odwrócił się w moją stronę i automatycznie byłam wtulona w jego tors. Podniosłam głowę i spojrzałam mu w oczy.
- Nie dowie się. - Delikatnie pocałował mnie w czubek nosa. - Poza tym, nie podoba ci się to?... Bo mnie cholernie. Obudzić się i patrzeć, jak jeszcze śpisz...
Miało mi się to nie podobać? Nie przemawiało do mnie jedynie ich wykonanie tego niecnego planu. Słowem wyjaśnienia; to Kubiaka w nocy chciałam zaatakować paralizatorem, a on po prostu pakował rzeczy Kaśki do walizki. No a Bartman w ostatniej chwili mnie przed tym powstrzymał. Ale czemu mi nie powiedzieli, do licha? Że zamierzają pozmieniać pokoje?
Martwił mnie jednak fakt, że jak ojciec się dowie, że Kaśka z Kubiakiem a ja z Bartmanem jesteśmy w pokojach, to nas wszystkich pozabija. No, a przynajmniej ich.
- Podoba mi się.. - Powiedziałam w końcu.
Na jego twarzy pojawił się ten specjalny, bartmanowy uśmiech przeznaczony tylko dla mnie. Odgarnął moje włosy do tyłu i nieco przechylił moją głowę. Sam natomiast schylił się i muskał delikatnie wargami po całej mojej szyi, pozostawiając wilgotne punkciki. Nie opierałam się. To było tak cholernie pociągające i magnetyzujące.
Mocno chwycił mnie w talii i przyciągnął do siebie, całując już kąciki ust. Objęłam jego nagi tors, czując, jak jego mięśnie napinają się pod moim dotykiem. Przestał składać całusy i oparł swoje czoło o moje, uśmiechając się pod nosem.
- No pocałuj mnie.. - wymruczałam. Wprost nie mogłam się tego doczekać, a on przerwał w takim momencie.
- Jeśli cię pocałuję, to nie mógłbym potem przerwać. A za pięć minut śniadanie. - Pocałował mnie w czoło.- I lepiej się ubierz.
Prychnęłam. Zachciało mu się narobić mi ochoty i tak po prostu przerwać. Małpa!
- I kto to mówi! - Naburmuszona skrzyżowałam ręce i wróciłam do pokoju.
A on? On się śmiał. Ale tak radośnie. Ja również po chwili nie mogłam powstrzymać uśmiechu. Pojawił się, tak mimowolnie. Bo takie poranki to mogłabym mieć już codziennie.
Tego dnia siatkarze mieli dwa treningi. Do południe spędzili na sali, a po południu trener wykończył ich na siłowni. Wszystko dlatego, że jutrzejszego dnia mieli mieć dzień przerwy, tak długo wyczekiwany. Wprost gadali o tym cały, cholerny wieczór, kiedy to siedzieliśmy w kilka osób u Kubiaka i.. Kaśki, w pokoju.
Szczerze powiedziawszy wolałabym, żeby poszli na halę. Dzień przerwy pewnie strasznie ich rozleniwi.
Jedynym, niedzielnym plusem miała być sesja zdjęciowa do kalendarza fundacji Herosi, który potem będzie sprzedawany, a pieniądze będą przeznaczone dla chorych dzieci.
O tak, chociaż tyle będą robić, obiboki jedne. Tyle dobrego!
- Zaraz przyjdę, idę na chwilę do pokoju. - Wygrzebałam się z objęć Bartmana i wstałam.
- W porządku wszystko? - Zapytała Kaśka marszcząc brwi.
- Tak, tak. - Uspokoiłam ją. - Głowa mnie boli, wezmę tabletkę i do was wracam.
W kubiakowym pokoju był taki harmider i hałas, że najzwyczajniej w świecie zaczynało mi pulsować w skroniach. Wiadomo; Ignaczak wydzierał się na cały głos a Oliwier wraz z nim. Az strach pomyśleć, jaki wpływ na niego Igła będzie mieć za jakiś czas. A Winiar? Tylko się z tego śmiał! Kurek zaczął przekrzykiwać się z Jaroszem, jak zwykle kłócąc się o jakąś głupotę, o której oboje pojęcia nie mieli. Ziomek rozmawiał o czymś z Cichym Pitem, jak zwykle na temat nowej taktyki, którą przedstawił im dzisiaj trener. Bartman gadał z Kubiakiem, a Kaśka malowała paznokcie.
Gdy wyszłam, a korytarzu słyszałam czyjeś bardzo nieregularne kroki, zupełnie jakby ktoś kulał i cicho pojękiwał.. a może to były ciche przekleństwa?
- Boże, stało się coś? - Podbiegłam do niego od razu, zanim skręciłam do własnego pokoju.
- Nie, tylko musiałem kurwa przywalić w stopę i boli jak cholera jasna. - Wrona się skrzywił.
Nie mogłam się powstrzymać, żeby nie parsknąć śmiechem i siatkarz od razu zgromił mnie spojrzeniem.
- Może ci pomogę, kaleko? - Kpiłam dalej. Mimo to skorzystał z pomocy i podparł się o moje ramię, a ja objęłam go w torsie stabilizując pozycję.
Przeszliśmy kawałek korytarzem i znaleźliśmy się w jego pokoju. Doprowadziłam go praktycznie pod samo łóżko, ale dalej nie byłam przekonana, czy powinnam go zostawić w takim stanie. Przecież mógł sobie stopę uszkodzić czy coś.
- Może pójdę po waszego fizjoterapeutę czy coś.. - Rzuciłam niepewnie siadając obok niego.
- Sama możesz pobawić się w mojego fizjoterapeutę... - Ton jego głosu niebezpiecznie się zniżył i sam siatkarz pochylał się ku mnie. Doskonale wiedziałam, co to oznacza.
- Blefowałeś. - Stwierdziłam, niezwykle tego pewna. - Wcale cię ta cholerna noga nie boli, co?
Zaśmiał się, potwierdzając moje słowa.
- A jak miałem inaczej cię tu ściągnąć? - Powiedział i jak gdyby nigdy nic położył mi dłoń na policzku.
Krew we mnie zawrzała.
Plask. Wymierzyłam prosto w jego policzek, i aż złapał się za piekące już miejsce na twarzy. Mina mu od razu zbledła, kiedy odepchnęłam go od siebie i oberwał. Ten to miał tupet!
- Nigdy więcej - zagroziłam mu - nie próbuj ani mnie zwabić do pokoju, ani mnie całować. Bo następnym razem to się skończy gorzej niż uderzeniem w twarz. - Tymi słowami zakończyłam to durne spotkanie.
Wstałam i wyszłam z jego pokoju, mocno trzaskając drzwiami. Nikt na szczęście nie był świadkiem tego zajścia. A co by to było, gdyby Zbyszek wiedział! Przecież rozniósłby go na strzępy. Nie patrzyłby, że to jego kolega z drużyny. Zmiótłby go, najzwyczajniej w świecie.
Wciąż poirytowana weszłam do swojego pokoju, wzięłam tabletkę i położyłam się do łóżka. W tej pozycji już zostałam, nie wiedząc nawet, kiedy opadły mi powieki i zasnęłam. Przebudziło mnie na chwilkę tylko wejście Zbyszka, który zamknął drzwi na klucz, przykrył mnie kołdrą i położył się obok mnie, przytulając się do mnie jednocześnie. Wtedy już kompletnie odpłynęłam, czując się bezpiecznie w objęciach siatkarza.
Choć gdybym wiedziała, co przyniesie jutrzejszy dzień, wcale bym nie chciała zasnąć...
~ * * * ~
Cześć, cześć.
Kolejny rozdział.. wykrzesałam. Hm, myślę że wrzucanie co dwa dni nowego jest takie.. optymalne. Ani szybko ani wolno, co nie?
Co ja mam więcej napisać... no sielanka jest, sielanka. NA RAZIE.... ;>
Pozdrawiam Was wszystkich gorąco!
czwartek, 29 sierpnia 2013
34. Skąd u dzieci tyle niespożytej energii?!
Gdy mały, na oko pięcioletni chłopiec wpadł do pokoju, zamarłam. Na dodatek myślał, że jestem Kasią... Nie, to najgorsze nie było! Dlaczego, ja się pytam, Bartman do szukał? Czy on..
- Widzę, że już się poznaliście... - Powiedział. Był zziajany gonitwą za chłopcem, więc ciężko było mi wyczytać, czy się denerwuje, tudzież jest spięty. A może jednak spokojny?...
Znowu spojrzała na dół, na blondaska, próbując dostrzec jakiekolwiek podobieństwo między nimi. To było jednak nie lada wyzwanie, bo uczepił się moich nóg, a po chwili zaczął biegać wokół mnie krzycząc "Kasia, Kasia, Kasia!".
Koniec końców Zbyszek złapał dziecko mające radość z ucieczki i wziął go na ręce.
- To nie jest Kasia. To jest Ola. - Wytłumaczył mi niezwykle spokojnie. Od kiedy on taki cierpliwy jest, a zwłaszcza do dzieci? - Jej siostra, bliźniaczka. Pamiętasz, co ci mówiłem. Kasia nosi tą błyszczącą bransoletkę na ręce.
Chłopiec tak śmiesznie zawiesił na mnie swoje spojrzenie i trwał w bezruchu, z otwartą buźką przez jakąś chwilę. Jego mała główka próbowała pojąć to, co przed chwilą powiedział mu Zibi.
- Dobra, to już chyba wiemy. - Wtrąciłam. - Zbyszek, czy to twój syn?
Powaga mojego głosu sprawiła, że siatkarz się głośno zaśmiał.
- Miałbym mieć pięcioletniego syna? - Zapytał, wciąż chichocząc pod nosem. - Fakt, jest dla mnie jak syn, dla nas wszystkich taki jest... - Poczochrał go po gęstej czuprynie. - To Oliwier, syn Winiarskiego.
Z całych tych emocji, z tego napięcia, aż musiałam usiąść na łóżku. Byłam świecie przekonana, że to jego dziecko, które przede mną ukrywał....
- Olu, w porządku? - Zmarszczył brwi, widząc moją posępną minę.
- Ja.. myślałam, że on twój jest... - Burknęłam. Teraz było mi cholernie wstyd, że tak pomyślałam. Przecież powiedziałby mi, no bez przesady!
Czarnowłosy siatkarz westchnął. Postawił Oliwierka na nogi i ten znowu wybiegł z pokoju. Zbyszek za nim wyszedł i wrócił po dosłownie minucie.
- Niech teraz z Ignaczakiem posiedzi. - Wszedł do wciąż otwartego pokoju i usiadł obok mnie. - Żebyś ty widziała, jak oni razem szaleją! Normalnie sieją zło i zniszczenie. Oni razem równa się armagedon. - Śmiał się.
Mnie jednak do śmiechu nie było. Wciąż siedziałam zawładnięta szokiem, nie mogąc nawet spojrzeć mu w twarzy.
- Ej, Ola. Przecież wiesz, że powiedziałbym ci. - Delikatnie uniósł moją twarz w swoją stronę i spojrzał głęboko w oczy.
- Ja wiem.. ale byłam w takim szoku, jak wbiegł do pokoju, a za nim ty..
Fakt, jakoś bym to przeżyła, gdyby Bartman był ojcem. Ale wiadomo, że taka sytuacja wiąże się z niejednym poświęceniem z dwóch stron.
- Jeśli miałbym mieć dzieci, to tylko i wyłącznie z osobą, którą kocham. - Powiedział. Moje serce przyspieszyło. - Z tobą, Olu.
- Zbyszek... - Zmarszczyłam brwi. Pierwszy raz ktoś powiedział takie rzeczy. To była jakby deklaracja wspólnego, przyszłego życia. I co ja miałam powiedzieć?...
- Oczywiście, wszystko w swoim czasie. - Wtrącił, jakby bojąc się, że palnął jakąś głupotę.
Momentalnie wtuliłam się w jego tors, bok głowy opierając o klatkę piersiową. Słyszałam jego przyspieszone jeszcze bicie serca. Po chwili trwania w tej pozycji oderwałam się od niego i spojrzałam w jego zielone tęczówki. Jego twarz była tak blisko, że aż czułam na wargach jego oddech. Niepewnie spojrzałam na jego usta i instynktownie przygryzłam wargę.
Nasze usta złączyły się w długo wyczekiwanym pocałunku. Bartman z początku zachowywał się niepewnie, jakby był przygotowany na przerwanie całowania się. Ja jednak zarzuciłam mu ręce na szyję i odwróciłam się jeszcze bardziej w jego stronę, dając jednocześnie do zrozumienia, że przestawać nie mam zamiaru. Wtedy Zbyszek nie odrywając ode moich warg swoich ust, znalazł się nade mną, i ostrożnie przesuwał mnie wgłąb łóżka. Klęczał nade mną i obdarowywał wspaniałymi, bartmanowymi pocałunkami, całując usta, szyję, dekolt.. potem znowu usta. A ja wiłam się pod nim, bo to, co robił, był naprawdę ekscytujące i podniecające. I momentalnie zapragnęłam więcej. Dłońmi poznawałam jego wspaniałe, muskularne ciało jeszcze przez koszulkę. Jego mięśnie napinały się i rozluźniały pod moim dotykiem. Nie musiał czekac długo, aż złapałam za końce jego t-shirtu i pociągnęłam ku górze. Przerwał na moment pocałunek, pozwalając mi ją ściągnąć z siebie. I gdy ujrzałam to wspaniałe ciało, umięśnione.. aż dech zaparło mi w piersiach. Złapałam go za kark i ponownie przyciągnęłam do swoich ust. Palce wczepiłam w jego gęstą czuprynę i znowu zamknęłam oczy, pogrążona w pocałunku.
Wtedy poczułam, jak jego dłonie wędrują po moich udach ku górze. Na moment zatrzymał się na biodrach, palcami szukając granicy między bluzką a spodniami. I znalazł całkiem szybko. Po chwili czułam już jego palce na swoim rozpalonym ciele. Powoli podciągał moją koszulkę ku górze...
- Wujku Zbyszku!...
Aż odepchnęłam go od siebie mocno i siatkarz spadł z łózka. Widząc Oliwiera stojącego w progu z rozdziawioną buzią, a za nim cieszącego się Ignaczaka, zamarłam. Szybko poprawiłam sobie bluzkę.
Chrząknęłam.
- Wujek Zbyszek chyba rozmawiał z ciocią Olą. - Chichotał Igła. - Chodź, zaprowadzę cię do taty. - Wziął chłopca i wyszli z pokoju.
Wciąż zszokowana, rozpalona bartmanowym pocałunkiem, z szaleńczo bijącym sercem, spojrzałam na dół, na podłogę.
Zbyszek leżał na plecach i wpatrywał w sufit.
- Przepraszam!... - Zeskoczyłam z łóżka i szybko pomogłam mu wstać. - Oni weszli tak nagle... boli cię coś?
- Pomóż mi wstać. - poprosił wyciągając wielką dłoń ku mnie.
Zrobiłam to bez zastanowienia, od razu tego żałując. Szarpnął mnie mocno tak, że upadłam prost na niego i chcąc nie chcąc, znowu znalazłam się w jego ramionach.
Czułam się naprawdę wspaniale, idąc z chłopakami na trening jak za dawnych czasów, ubrana tak samo jak oni w szary dres do ćwiczeń. Byłam dosłownie jak człowiek zespołu, który - o dziwo - powiększył się. I nie mówiłam tu tylko o nowych siatkarzach, ale i o Oliwierze Winiarskim, który teraz dzielnie kroczył obok taty podrzucając w rączkach piłkę z Kubusiem Puchatkiem. Kto wie, może z niego również siatkarz wyrośnie?
- Tak w ogóle to jak on tu trafił? - Zapytałam się Kaśki.
- Kto? Oliwier? - Przytaknęłam. - Już w tamtym roku był również początkiem czerwca. Ale gdyby nie ja, tak fajnie by nie było. Jestem nianią na pół etatu i gdy trenują, ja mam na małego oko.
- "Nianią". - Zacytowałam ją. To tak przezabawnie brzmiało, jeśli chodziło o Katarzynę.
- Nie licz na to, że ciebie to ominie. - Zaczęła się chichotać niczym diablica. Widząc moje przerażenie na twarzy, dodała - nie bój się, fajny jest.
- Nie tego się boję... - Westchnęłam zrezygnowana. Spuściłam głowę i od niechcenia kopnęłam kamyk leżący na drodze. - Ja po prostu dziećmi się nigdy nie zajmowałam. Zero jakiegokolwiek doświadczenia. - Przyznałam zupełnie szczerze.
To była święta racja. Zawsze stroniłam od dzieci i unikałam ich jak ognia. Mama mnie tego nauczyła. I gdy jej koleżanki prosiły, bym zajęła się ich dziećmi, ja zawsze odmawiałam. Teraz.. trochę tego żałuję.
- Nigdy? - Wtrącił nagle Kubiak, wyskakując między nas, jakby się teleportował. - Tak.. nigdy, że nigdy?
- Tak. Nigdy, że nigdy. - potwierdziłam.
I aż mi się głupio zrobiło, bo Bartman znalazł się obok mnie i teraz szedł ze mną ramię w ramię. Nawet on o dzieciach mówił... Co się na tym świecie, do cholery, robi?
- Dziś nabierze doświadczenia. - Skwitowała rozmowę o dzieciach moja siostra i chciwie się uśmiechnęła.
Jak powiedziała, tak też było. Na treningu zajmowałam się "młodym". I jeśli mam być szczera... to był HORROR. Skąd w nim tyle siły, tyle energii? Musiałam latać za nim po korytarzach, po całej hali. Gdy w końcu go okiełznałam i rzucałam sobie z nim piłką w końcu sali, jak na złość rzucał w gdzieś daleko, bym musiała po nią biec. A sam śmiał się na cały głos!
I w ten sposób zamiast trenować sobie spokojnie z siatkarzami, jeszcze bardziej wymęczył mnie Oliwier Winiarski. I gdy padł ostatni gwizdek trenera Anastasiego, ja padłam na podłogę, a chłopiec, jakby wciąż miał siłę, pobiegł do ojca.
- Nigdy. Więcej. - Mruknęłam sama do siebie.
Zaczynałam rozumieć, dlaczego moja mama zawsze dzieci jak ognia omijała, i dlaczego też ja się od niej tego nauczyłam.
- Świetnie sobie poradziłaś. - Nieznajomi mi głos rozbrzmiał całkiem blisko mnie.
Podniosłam ociężałą głowę. Nade mną stał siatkarz, którego nie znałam. To znaczy znałam, owszem, ale najzwyczajniej w świecie zapomniałam, jak się nazywa.
Gdy wyciągnął do mnie rękę, od razu skorzystałam i wstałam z jego pomocą na nogi.
- Dzięki. I za pomoc i za twoje miłe, aczkolwiek nieprawdziwe słowa. - Westchnęłam.
- Nie były nieprawdziwe. Widziałem, że dobrze ci szło. - Uśmiechnął się.
Jego słowa zabrzmiały tak szczerze, że prawie uwierzyłam, iż faktycznie zabawa z Oliwierem była fajna i sobie poradziłam. Guzik!
- A ty co, Wrona, dziewczynę mi kradniesz? - Obok mnie znalazł się Bartman, śmiejąc się. Od razu objął mnie w talii.
Fakt, że może uśmiechał się do kolegi, niczego nie zmieniał. Wyczuwałam dziwne napięcie między nimi, gdy tam staliśmy.
- Ukraść bym nie ukradł, swój honor mam. - Wrona również się śmiał.
A może ja tylko przewrażliwiona byłam i dlatego dostrzegałam, że coś między nimi "nie-halo"?
- Ludzie! Idziemy! - Rozległ się nagle głos trenera.
W duchu za to podziękowałam. Tak samo i za to, że Bartman się poświęcił i zaniósł mnie na barana do ośrodka. Byłam taka wymęczona, on w sumie też.. ale się uparł, jak to zwykle bywało. I mimo wszystko przegrałam. Nie narzekałam, rzecz jasna, na transport. Bo fajnie jest czuć, że ktoś tak bardzo cię kocha.
- Tato.. - Oliwierek szarpnął tatę za brzeg koszulki treningowej i wskazał na nas palcem - dlaczego wujek Zbyszek niesie ciocię Olę? Stało jej się coś? - Wyglądał na zmartwionego.
Aż mi się na sercu cieplej zrobiło.
- Tak, stało się. - Westchnął Winiarski. - Cierpi na dosyć częstą dolegliwość. Jest leniem.
- EJ! - Krzyknęłam urażona.
- Tato, ja też chcę! Też jestem leniem! - Zaczął skakać i wymachując rękoma, jakby mu to w czymś pomóc miało czy mogło przyspieszyć decyzję.
- To leć do wujka Bartka - kiwnął na Kurasia, który o niczym nie wiedząc, szedł sobie spokojnie ze dwa metry przed nami - będziesz aż dwa metry nad ziemią!
Chłopiec, jakby nie dowierzając, wytrzeszczył oczy. Po chwili jednak ruszył pędem w stronę Kurka. Z daleka widziałam, jak go zaczepiał i potem, zauważony przez siatkarza, zaczął podskakiwać i tłumaczyć o co mu chodzi. Bartosz nie odmówił, oczywiście. I fakt, wziął młodego na ramiona i w ten sposób znalazł się obiecane dwa metry nad ziemią, jeśli nie więcej.
Takiemu to dobrze, prawda?
- Też chcę dwa metry... - burknęłam niczym dziecko.
- Nie narzekaj, to tylko dwa centymetry! - Rzucił obrażony Zibi.
Właśnie doszliśmy pod hotel, więc postawił mnie na nogi.
- Dzięki. - Cmoknęłam go przelotnie w policzek. - I wcale te dwa centymetry nie mają znaczenia. Nawet, jakbyś miał metr sześćdziesiąt, lubiłabym cię. - Pstryknęłam go w nos niczym dziecko.
- "Lubiłabym"? - Zacytował marszcząc brwi.
Wiem, czego się spodziewał. Ale ja chyba nie byłam gotowa powiedzieć mu, że go... że go kocham.
- Tak, lubiłabym. - Potwierdziłam.
Stanęłam na przeciwko niego i skrzyżowałam ręce na piersiach. Ale gdy zrobił tą swoją minę biednego psiaka, jak zwykle ulegałam.
- No dobra, bardzo lubię. - Aktorsko wywróciłam oczami.
- Jak bardzo? - Droczył się ze mną.
- Bardzo bardzo.
- Bardzo, że najbardziej?
- Tak. - Powiedziałam. - Tak bardzo, że najbardziej na świecie.
- Widzę, że już się poznaliście... - Powiedział. Był zziajany gonitwą za chłopcem, więc ciężko było mi wyczytać, czy się denerwuje, tudzież jest spięty. A może jednak spokojny?...
Znowu spojrzała na dół, na blondaska, próbując dostrzec jakiekolwiek podobieństwo między nimi. To było jednak nie lada wyzwanie, bo uczepił się moich nóg, a po chwili zaczął biegać wokół mnie krzycząc "Kasia, Kasia, Kasia!".
Koniec końców Zbyszek złapał dziecko mające radość z ucieczki i wziął go na ręce.
- To nie jest Kasia. To jest Ola. - Wytłumaczył mi niezwykle spokojnie. Od kiedy on taki cierpliwy jest, a zwłaszcza do dzieci? - Jej siostra, bliźniaczka. Pamiętasz, co ci mówiłem. Kasia nosi tą błyszczącą bransoletkę na ręce.
Chłopiec tak śmiesznie zawiesił na mnie swoje spojrzenie i trwał w bezruchu, z otwartą buźką przez jakąś chwilę. Jego mała główka próbowała pojąć to, co przed chwilą powiedział mu Zibi.
- Dobra, to już chyba wiemy. - Wtrąciłam. - Zbyszek, czy to twój syn?
Powaga mojego głosu sprawiła, że siatkarz się głośno zaśmiał.
- Miałbym mieć pięcioletniego syna? - Zapytał, wciąż chichocząc pod nosem. - Fakt, jest dla mnie jak syn, dla nas wszystkich taki jest... - Poczochrał go po gęstej czuprynie. - To Oliwier, syn Winiarskiego.
Z całych tych emocji, z tego napięcia, aż musiałam usiąść na łóżku. Byłam świecie przekonana, że to jego dziecko, które przede mną ukrywał....
- Olu, w porządku? - Zmarszczył brwi, widząc moją posępną minę.
- Ja.. myślałam, że on twój jest... - Burknęłam. Teraz było mi cholernie wstyd, że tak pomyślałam. Przecież powiedziałby mi, no bez przesady!
Czarnowłosy siatkarz westchnął. Postawił Oliwierka na nogi i ten znowu wybiegł z pokoju. Zbyszek za nim wyszedł i wrócił po dosłownie minucie.
- Niech teraz z Ignaczakiem posiedzi. - Wszedł do wciąż otwartego pokoju i usiadł obok mnie. - Żebyś ty widziała, jak oni razem szaleją! Normalnie sieją zło i zniszczenie. Oni razem równa się armagedon. - Śmiał się.
Mnie jednak do śmiechu nie było. Wciąż siedziałam zawładnięta szokiem, nie mogąc nawet spojrzeć mu w twarzy.
- Ej, Ola. Przecież wiesz, że powiedziałbym ci. - Delikatnie uniósł moją twarz w swoją stronę i spojrzał głęboko w oczy.
- Ja wiem.. ale byłam w takim szoku, jak wbiegł do pokoju, a za nim ty..
Fakt, jakoś bym to przeżyła, gdyby Bartman był ojcem. Ale wiadomo, że taka sytuacja wiąże się z niejednym poświęceniem z dwóch stron.
- Jeśli miałbym mieć dzieci, to tylko i wyłącznie z osobą, którą kocham. - Powiedział. Moje serce przyspieszyło. - Z tobą, Olu.
- Zbyszek... - Zmarszczyłam brwi. Pierwszy raz ktoś powiedział takie rzeczy. To była jakby deklaracja wspólnego, przyszłego życia. I co ja miałam powiedzieć?...
- Oczywiście, wszystko w swoim czasie. - Wtrącił, jakby bojąc się, że palnął jakąś głupotę.
Momentalnie wtuliłam się w jego tors, bok głowy opierając o klatkę piersiową. Słyszałam jego przyspieszone jeszcze bicie serca. Po chwili trwania w tej pozycji oderwałam się od niego i spojrzałam w jego zielone tęczówki. Jego twarz była tak blisko, że aż czułam na wargach jego oddech. Niepewnie spojrzałam na jego usta i instynktownie przygryzłam wargę.
Nasze usta złączyły się w długo wyczekiwanym pocałunku. Bartman z początku zachowywał się niepewnie, jakby był przygotowany na przerwanie całowania się. Ja jednak zarzuciłam mu ręce na szyję i odwróciłam się jeszcze bardziej w jego stronę, dając jednocześnie do zrozumienia, że przestawać nie mam zamiaru. Wtedy Zbyszek nie odrywając ode moich warg swoich ust, znalazł się nade mną, i ostrożnie przesuwał mnie wgłąb łóżka. Klęczał nade mną i obdarowywał wspaniałymi, bartmanowymi pocałunkami, całując usta, szyję, dekolt.. potem znowu usta. A ja wiłam się pod nim, bo to, co robił, był naprawdę ekscytujące i podniecające. I momentalnie zapragnęłam więcej. Dłońmi poznawałam jego wspaniałe, muskularne ciało jeszcze przez koszulkę. Jego mięśnie napinały się i rozluźniały pod moim dotykiem. Nie musiał czekac długo, aż złapałam za końce jego t-shirtu i pociągnęłam ku górze. Przerwał na moment pocałunek, pozwalając mi ją ściągnąć z siebie. I gdy ujrzałam to wspaniałe ciało, umięśnione.. aż dech zaparło mi w piersiach. Złapałam go za kark i ponownie przyciągnęłam do swoich ust. Palce wczepiłam w jego gęstą czuprynę i znowu zamknęłam oczy, pogrążona w pocałunku.
Wtedy poczułam, jak jego dłonie wędrują po moich udach ku górze. Na moment zatrzymał się na biodrach, palcami szukając granicy między bluzką a spodniami. I znalazł całkiem szybko. Po chwili czułam już jego palce na swoim rozpalonym ciele. Powoli podciągał moją koszulkę ku górze...
- Wujku Zbyszku!...
Aż odepchnęłam go od siebie mocno i siatkarz spadł z łózka. Widząc Oliwiera stojącego w progu z rozdziawioną buzią, a za nim cieszącego się Ignaczaka, zamarłam. Szybko poprawiłam sobie bluzkę.
Chrząknęłam.
- Wujek Zbyszek chyba rozmawiał z ciocią Olą. - Chichotał Igła. - Chodź, zaprowadzę cię do taty. - Wziął chłopca i wyszli z pokoju.
Wciąż zszokowana, rozpalona bartmanowym pocałunkiem, z szaleńczo bijącym sercem, spojrzałam na dół, na podłogę.
Zbyszek leżał na plecach i wpatrywał w sufit.
- Przepraszam!... - Zeskoczyłam z łóżka i szybko pomogłam mu wstać. - Oni weszli tak nagle... boli cię coś?
- Pomóż mi wstać. - poprosił wyciągając wielką dłoń ku mnie.
Zrobiłam to bez zastanowienia, od razu tego żałując. Szarpnął mnie mocno tak, że upadłam prost na niego i chcąc nie chcąc, znowu znalazłam się w jego ramionach.
Czułam się naprawdę wspaniale, idąc z chłopakami na trening jak za dawnych czasów, ubrana tak samo jak oni w szary dres do ćwiczeń. Byłam dosłownie jak człowiek zespołu, który - o dziwo - powiększył się. I nie mówiłam tu tylko o nowych siatkarzach, ale i o Oliwierze Winiarskim, który teraz dzielnie kroczył obok taty podrzucając w rączkach piłkę z Kubusiem Puchatkiem. Kto wie, może z niego również siatkarz wyrośnie?
- Tak w ogóle to jak on tu trafił? - Zapytałam się Kaśki.
- Kto? Oliwier? - Przytaknęłam. - Już w tamtym roku był również początkiem czerwca. Ale gdyby nie ja, tak fajnie by nie było. Jestem nianią na pół etatu i gdy trenują, ja mam na małego oko.
- "Nianią". - Zacytowałam ją. To tak przezabawnie brzmiało, jeśli chodziło o Katarzynę.
- Nie licz na to, że ciebie to ominie. - Zaczęła się chichotać niczym diablica. Widząc moje przerażenie na twarzy, dodała - nie bój się, fajny jest.
- Nie tego się boję... - Westchnęłam zrezygnowana. Spuściłam głowę i od niechcenia kopnęłam kamyk leżący na drodze. - Ja po prostu dziećmi się nigdy nie zajmowałam. Zero jakiegokolwiek doświadczenia. - Przyznałam zupełnie szczerze.
To była święta racja. Zawsze stroniłam od dzieci i unikałam ich jak ognia. Mama mnie tego nauczyła. I gdy jej koleżanki prosiły, bym zajęła się ich dziećmi, ja zawsze odmawiałam. Teraz.. trochę tego żałuję.
- Nigdy? - Wtrącił nagle Kubiak, wyskakując między nas, jakby się teleportował. - Tak.. nigdy, że nigdy?
- Tak. Nigdy, że nigdy. - potwierdziłam.
I aż mi się głupio zrobiło, bo Bartman znalazł się obok mnie i teraz szedł ze mną ramię w ramię. Nawet on o dzieciach mówił... Co się na tym świecie, do cholery, robi?
- Dziś nabierze doświadczenia. - Skwitowała rozmowę o dzieciach moja siostra i chciwie się uśmiechnęła.
Jak powiedziała, tak też było. Na treningu zajmowałam się "młodym". I jeśli mam być szczera... to był HORROR. Skąd w nim tyle siły, tyle energii? Musiałam latać za nim po korytarzach, po całej hali. Gdy w końcu go okiełznałam i rzucałam sobie z nim piłką w końcu sali, jak na złość rzucał w gdzieś daleko, bym musiała po nią biec. A sam śmiał się na cały głos!
I w ten sposób zamiast trenować sobie spokojnie z siatkarzami, jeszcze bardziej wymęczył mnie Oliwier Winiarski. I gdy padł ostatni gwizdek trenera Anastasiego, ja padłam na podłogę, a chłopiec, jakby wciąż miał siłę, pobiegł do ojca.
- Nigdy. Więcej. - Mruknęłam sama do siebie.
Zaczynałam rozumieć, dlaczego moja mama zawsze dzieci jak ognia omijała, i dlaczego też ja się od niej tego nauczyłam.
- Świetnie sobie poradziłaś. - Nieznajomi mi głos rozbrzmiał całkiem blisko mnie.
Podniosłam ociężałą głowę. Nade mną stał siatkarz, którego nie znałam. To znaczy znałam, owszem, ale najzwyczajniej w świecie zapomniałam, jak się nazywa.
Gdy wyciągnął do mnie rękę, od razu skorzystałam i wstałam z jego pomocą na nogi.
- Dzięki. I za pomoc i za twoje miłe, aczkolwiek nieprawdziwe słowa. - Westchnęłam.
- Nie były nieprawdziwe. Widziałem, że dobrze ci szło. - Uśmiechnął się.
Jego słowa zabrzmiały tak szczerze, że prawie uwierzyłam, iż faktycznie zabawa z Oliwierem była fajna i sobie poradziłam. Guzik!
- A ty co, Wrona, dziewczynę mi kradniesz? - Obok mnie znalazł się Bartman, śmiejąc się. Od razu objął mnie w talii.
Fakt, że może uśmiechał się do kolegi, niczego nie zmieniał. Wyczuwałam dziwne napięcie między nimi, gdy tam staliśmy.
- Ukraść bym nie ukradł, swój honor mam. - Wrona również się śmiał.
A może ja tylko przewrażliwiona byłam i dlatego dostrzegałam, że coś między nimi "nie-halo"?
- Ludzie! Idziemy! - Rozległ się nagle głos trenera.
W duchu za to podziękowałam. Tak samo i za to, że Bartman się poświęcił i zaniósł mnie na barana do ośrodka. Byłam taka wymęczona, on w sumie też.. ale się uparł, jak to zwykle bywało. I mimo wszystko przegrałam. Nie narzekałam, rzecz jasna, na transport. Bo fajnie jest czuć, że ktoś tak bardzo cię kocha.
- Tato.. - Oliwierek szarpnął tatę za brzeg koszulki treningowej i wskazał na nas palcem - dlaczego wujek Zbyszek niesie ciocię Olę? Stało jej się coś? - Wyglądał na zmartwionego.
Aż mi się na sercu cieplej zrobiło.
- Tak, stało się. - Westchnął Winiarski. - Cierpi na dosyć częstą dolegliwość. Jest leniem.
- EJ! - Krzyknęłam urażona.
- Tato, ja też chcę! Też jestem leniem! - Zaczął skakać i wymachując rękoma, jakby mu to w czymś pomóc miało czy mogło przyspieszyć decyzję.
- To leć do wujka Bartka - kiwnął na Kurasia, który o niczym nie wiedząc, szedł sobie spokojnie ze dwa metry przed nami - będziesz aż dwa metry nad ziemią!
Chłopiec, jakby nie dowierzając, wytrzeszczył oczy. Po chwili jednak ruszył pędem w stronę Kurka. Z daleka widziałam, jak go zaczepiał i potem, zauważony przez siatkarza, zaczął podskakiwać i tłumaczyć o co mu chodzi. Bartosz nie odmówił, oczywiście. I fakt, wziął młodego na ramiona i w ten sposób znalazł się obiecane dwa metry nad ziemią, jeśli nie więcej.
Takiemu to dobrze, prawda?
- Też chcę dwa metry... - burknęłam niczym dziecko.
- Nie narzekaj, to tylko dwa centymetry! - Rzucił obrażony Zibi.
Właśnie doszliśmy pod hotel, więc postawił mnie na nogi.
- Dzięki. - Cmoknęłam go przelotnie w policzek. - I wcale te dwa centymetry nie mają znaczenia. Nawet, jakbyś miał metr sześćdziesiąt, lubiłabym cię. - Pstryknęłam go w nos niczym dziecko.
- "Lubiłabym"? - Zacytował marszcząc brwi.
Wiem, czego się spodziewał. Ale ja chyba nie byłam gotowa powiedzieć mu, że go... że go kocham.
- Tak, lubiłabym. - Potwierdziłam.
Stanęłam na przeciwko niego i skrzyżowałam ręce na piersiach. Ale gdy zrobił tą swoją minę biednego psiaka, jak zwykle ulegałam.
- No dobra, bardzo lubię. - Aktorsko wywróciłam oczami.
- Jak bardzo? - Droczył się ze mną.
- Bardzo bardzo.
- Bardzo, że najbardziej?
- Tak. - Powiedziałam. - Tak bardzo, że najbardziej na świecie.
~* * *~
I w końcu nastał ten dzień, kiedy w rozdziale panuje jedna, wielka beztroska ! :)
Ale wiadomo, jak to ze mną bywa, to długo nie potrwa. Na pewno coś namieszam, pomieszam... keep calm!
Przepraszam, że czekacie tak długo na rozdział. Ale zrozumcie mnie. Mam tonę innych spraw na głowie. Postaram się być regularna, aczkolwiek nic nie obiecuję. Nowy pojawi się najprawdopodobniej jutro, lub najpóźniej pojutrze z rana.
Pozdrawiam gorąco!... aa no i zapraszam Was na mój fanpage! Rysuję na zamówienie !
Teraz na przykład rysowałam Wlazłego i Kłosa (ten drugi pojechał do Bełchatowa, do Karollo ;D)
wtorek, 27 sierpnia 2013
33. Niejedno powitanie.
Już w czerwcu siedziałam w samolocie i leciałam do Polski. Towarzyszyło mi wspaniałe uczucie radości i szczęścia. Wprost nie mogłam się doczekać, by wylądować i zobaczyć ich wszystkich, tych wspaniałych ludzi. Tatę, siostrę, siatkarzy... No i najważniejsze: JEGO.
I nagle wszystko stało się takie zadziwiająco proste. Byłam przekonana, że wszystko się ułoży. Że przecież już tyle wycierpiałam i nic już się złego nie przytrafi. No bo bez przesady! Jeden człowiek znieść więcej by nie potrafił. Nawet ja.
W tamtym feralnym dniu... sekundy sprawiły, że straciłam niemalże wszystko, nim zdążyłam mrugnąć. Wszystko. Życie, nadzieję i miłość. Tak niewiele brakowało...
Doleciałam. Wszystko wokół było zupełnie jak rok temu; był chłodniejszy wieczór, pogoda niezbyt zachęcająca. Tylko ja się zmieniłam. Zamiast ogromnej niechęci towarzyszyła mi w sercu radość i gdy tylko wzięłam torbę, zniecierpliwiona ruszyłam do wyjścia.
- Olka!!! - Jeden, potężny krzyk sprawił, że ludzie wokół zniknęli, a ja widziałam tylko swoje lustrzane odbicie stojące na środku wielkiego holu.
Biegłyśmy w swoją stronę zupełnie jak w jakiś filmach romantycznych nędznej, amerykańskiej produkcji. Wtedy jeszcze nie rozumiałam idei tego ruchu. A teraz... chodziło o jak najszybsze spotkanie. Jak najszybsze wpadnięcie sobie w ramiona. I to było takie wspaniałe. Może jednak przekonam się do tych filmów?...
- Kasia, dusisz!... - Wydusiłam z siebie, gdy dziewczyna przez kilka sekund mocno mnie ściskała. - Daj mi trochę pożyć...
- Przefarbowałaś się. - Zauważyła w końcu. Na jej twarzy pojawił się szeroko uśmiech. - Pasuje ci blond.
- Doszłam do wniosku, że powoli wrócę do naturalnego koloru.. - Powiedziałam. Fakt, mama wcale nie była z tego zadowolona, bo teraz to już niczym się z Kaśką nie różnimy, ale koniec końców jakoś to ścierpiała. - Mam nadzieję, że nie masz mi tego za złe?
- Za złe? - Parsknęła. - Skądże! Teraz nikt nie będzie wiedział, która jest która i możemy sobie jaja robić.
Na jej szczupłej buźce pojawił się chytry, diabelski uśmieszek. Czy ta dziewczyna naprawdę za niedługo kończy dwadzieścia dwa lata? Doprawdy...
- Ekhem. - Ktoś za jej plecami nagle chrząknął.
No tak. Zapomniałam o bożym świecie i o nim.
- Tato. - Podeszłam i mocno go uściskałam. Tak bardzo tęskniłam za jego ojcowskim dotykiem. - Cześć.
- No cześć. - Zaśmiał się lekko i pogłaskał mnie po głowie. - Jak lot? Spokojnie?
- Jak widać, żyję. - Zachichotałam, ale tylko ja. Ich miny spoważniały. - No, dajcie spokój, przecież nie będziemy ciągle wracać do tamtego dnia...
Doskonale pamiętałam, że to nie był łatwy orzech do zgryzienia. Ja umierałam, byłam na granicy śmierci, a oni to wszystko przeżywali. Nawet nie tylko oni. WSZYSCY, o dziwo. Nawet siatkarze.
- Nie poruszajmy tego tematu. - Rzucił Andrea stanowczym, trenerskim tonem. - Chodźmy, te wariaty na ciebie czekają zamiast wyspać się na jutrzejszy trening.
- Już zaczęliście przygotowania? - Zdziwiłam się. W tamtym roku byłam w sierpniu, więc kompletnie nie przyszło mi do głowy, że przecież...
- No, dziewczyno! - Kaśka zrobiła minę z serii "helloł". - Liga Światowa się zbliża!
- No dobra, dobra. - Podniosłam ręce w geście poddania. Przecież nie musiałam wszystkiego wiedzieć, co jest powiązane z siatkówką, prawda?! No właśnie. Alfą i omegą to ja nie jestem.
Andrea zajął miejsce za kierownicą, a ja z siostrą usiadłyśmy do tyłu. Wiadomo, kiedy on skupił się na drodze, mogłyśmy porozmawiać na dyskretniejsze tematy.
- Masz go. - Szepnęła konspiracyjnie.
Spojrzałam na nią pytająco. Mam? Ale co?
- No.. łańcuszek. - Aktorsko uniosła brwi.
Skinęła głową na serduszko zdobiące moją szyję. Prezent od Bartmana. Aż serce mi mocniej zabiło na samą myśl, że on tam jest i czeka.
Od sylwestra śnił mi się co noc, dosłownie. Nie potrafiłam się na niczym innym skupić, tylko zastanawiałam się, co czuję. Przez te długie miesiące. Na okrągło.
I czy już wiedziałam?... Chyba tak.
- Ten idiota na dzisiejszym treningu świrował i non stop się zawieszał. Nie raz piłką w łeb oberwał. - Zaśmiała się cicho siostra.
No tak, cały Zbigniew Bartman...
- Idiota, jakich mało. - Skwitował ojciec. Siostry spojrzały po sobie wzrokiem mówiącym: "on to słyszał?..." - I ten idiota - kontynuował - dostanie jutro rano wycisk za myślenie o mojej córce!
- Tato! - Oburzyłam się.
- No co? - Staliśmy na czerwonym świetle, więc się odwrócił. - Ledwo Kubiaka zdzierżyłem! Jeszcze Bartman w rodzinie?! - Mimo wszystko śmiał się, i nie minęło dużo czasu, jak cały samochód wypełniły rodzinne chichoty.
- Właśnie, a jak ty z Kubiakiem? - Zaciekawiłam się.
Bądź co bądź na bieżąco byłam, bo Katarzyna dzwoniła do mnie dzień w dzień, tudzież zamęczała mnie na Skype. I wiedziałam, że ich związek prężnie się rozwija...
- No wiesz... wspaniale jest. - Rozmarzyła się, jak to ona. Gdy tylko rozmowa schodziła na kubiakowe tematy, bujała w obłokach jak nigdy.
- Kasia Kubiak. - Powiedziałam, za co ojciec mnie zgromił spojrzeniem w lusterku.
- Hamuj.- Niby groźny, trenerski głos sprawił, że znowu wybuchnęłyśmy śmiechem. - Tak na wszelki wypadek, on też dostanie jutro wycisk. Taki prezent, od teścia dla zięciów.
- Och no tato!
Mieli zrobić niespodziankę. MIELI. No ale czy wyrośnięte dzieci usiedziałyby na dupskach chociaż przez pięć minut? A no przecież, że nie. Rzucili się na mnie już przed ośrodkiem. Początkowo się przestraszyłam. Wiadomo, gdy biegnie w twoją stronę tłum niewymiarowych facetów - masz prawo się bać i uciekać, gdzie pieprz rośnie. Ja jednak nie uciekałam, tylko z szaleńczo bijącym sercem czekałam, aż wszyscy mnie wyściskają.
- Ola, Ola, Ola! - Kurek dobiegł jako pierwszy i od razu mnie przytulił. Czemu mnie to nie dziwi? Przecież ma chyba najdłuższe nogi.
- Odejdź, kretynie. - Ignaczak odepchnął go jedną ręką, w drugiej natomiast trzymał.. kamerę. Norma. - Odejdź, bo muszę uwiecznić tę chwilę.
- Dla pokoleń. - Dorzucił Winiarski. - Ale możesz zrobić to później. - Odepchnął go na bok i przytulił mnie, dźwigając kilkanaście centymetrów nad ziemię.
I gdy wszyscy już się ze mną przywitali, poznałam nowe twarze (jakiś Wrona, Zatorski jako libero, Kłos... i ktoś tam jeszcze był, ale z całego zamieszania nie zapamiętałam), zobaczyłam JEGO.
- A dzieci teraz idą spać! - Krzyknęłam, by rozgromić to towarzystwo. - Dorośli muszę porozmawiać. - Spojrzałam na Zbyszka, który lekko się uśmiechnął.
- Porozmawiać? - Prychnął Jarosz. - Jeśli to się teraz tak nazywa...
- Rozmowy nocą. - Dorzucił swoje trzy grosze Ignaczak.
- A spadajcie!
I śmiejąc się wrócili do hotelu, wygłupiając się po drodze. Jak to oni. Kasia z tatą również poszli i na zewnątrz zostaliśmy tylko my. Ja i Bartman.
Jego nieodgadniony wyraz twarzy sprawiał, że nie wiedziałam, co zrobić. Podejść? Powiedzieć "cześć"? Przytulić go?...
I gdy ja się wahałam, to on przyszedł i wziął mnie w ramiona. Ale nie tak, jak pozostali. W jego ramionach czułam się kompletnie inaczej. jego dotyk był wytęskniony, długi i taki... wspaniały. Jakby chciał mnie zamknąć w swoich ramionach już na zawsze. A mnie to pasowało..
- Zbyszku. - Szepnęłam, gdy delikatnie oderwaliśmy się od siebie. - Cześć. - Ujęłam jego twarz w dłonie i po chwili wpatrywania się w jego zielone, zakochane tęczówki, złożyłam na jego ustach krótki, aczkolwiek słodki pocałunek.
Wtedy na jego twarzy pojawił się ten specjalny, bartmanowy uśmiech, przeznaczony tylko i wyłącznie dla mnie.
- W końcu mam cię przy sobie. - Wciąż patrząc mi w oczy oparł swoje czoło o moje. - Już nic więcej do szczęścia mi nie trzeba.
Na te słowa popłakałam się i znowu wtuliłam w jego ramiona. Wszystkie emocje, które były w moim sercu skumulowały się i musiałam dać im upust. Cała ta tęsknota i smutek.. musiały po prostu odejść wraz ze łzami. I to wszystko, co przeżyliśmy... musiało zostać już za nami. Na zawsze.
- Dlaczego płaczesz?
Oderwał mnie od siebie i wierzchem dłoni starł mi z policzków łezki.
- Bo jestem tak cholernie szczęśliwa. Czekałeś. Czekałeś właśnie na mnie.
Siatkarz się zaśmiał.
- Przecież mówiłem, że będę czekał. Poza tym moje serce wciąż było z tobą. - Pogłaskał mnie po włosach, zupełnie jak małą dziewczynkę. Ten czuły gest jednak sprawił, że aż cała się rozpływałam. - Już zawsze będzie z tobą.
I czego mogłam chcieć więcej? Chyba niczego. Miałam rodzinę, przeżyłam wypadek. I miałam jego. Miałam miłość. I z minuty na minutę co raz bardziej utwierdzałam się w przekonaniu, że to nie sen. Że Zbyszek Bartman naprawdę stoi na przeciwko mnie i wyznaje mi swoją miłość w nieszablonowy sposób. Sytuacja niczym z powieści miłosnej przytrafiła się właśnie mnie.
Złapałam jego rękę i poszliśmy usiąść na ławeczkę. Chłodny wiaterek okalał nasze rozpalone ciała w przyjemny sposób. I nie wiem, ile tam siedzieliśmy, ale to nie miało znaczenia. Najpierw rozmawialiśmy, potem wtulona w jego klatkę piersiową i objęta jego silnym, bartmanowym ramieniem, w ciszy, po prostu zasnęłam.
Długi czas tak dobrze nie spałam. Na dobrą sprawę chyba nawet zasnęłam z uśmiechem na twarzy i z taką też miną się obudziłam. Przeciągnęłam się niczym kotka, niesamowicie wyspana.
Od razu poznałam ten pokój. To był ten sam, w którym spędziłam jakiś czas rok temu i miałam do niego sentyment. Tak wiele się tu wydarzyło...
- Kasia? - Zapytałam na głos.
Odpowiedziała mi cisza. Spojrzałam na zegarek. Było parę minut przed ósmą, więc śniadanie miało być dopiero za pół godziny. Więc gdzie ona?...
Ach, no tak. Pewnie już naszła kubiakowy pokój.
Wstałam i szybko się ubrałam. Teraz już blond włosy zostawiłam nienaruszone, bo układały się w fajny, artystyczny nieład. I musiałam przyznać, że wyglądałam całkiem w porządku, pomimo wczorajszej, długiej i wyczerpującej podróży. Nawet oczu nie miałam podkrążonych.
Ścieliłam właśnie łóżko, kiedy drzwi do pokoju otworzyły się. Nie musiałam się odwracać, żeby wiedzieć, że to albo Kaśka, albo któryś z siatkarzy. To był przecież standard u nich- wchodzenie do pokoju dziewczyn bez pukania.
- Kasia!
Ten głosik sprawił, że mnie zamurowało. Niepewnie się odwróciłam i nim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, mały blondasek uczepił się moich nóg.
Co?... Skąd?.. Że niby chłopiec?!
Nie potrafiłam słowa powiedzieć, kiedy jego radosne oczy spojrzały prosto na moją twarz. Jego dziecięcy uśmiech był porażający, w ten pozytywny sposób. I on mi tak cholernie kogoś przypominał...
- Ola. - W progu nagle stanął Bartman, niezwykle zziajany, jakby przed chwilą próbował złapać.. chłopca. - Widzę, że już się poznaliście...
Że kurwa, co?
I nagle wszystko stało się takie zadziwiająco proste. Byłam przekonana, że wszystko się ułoży. Że przecież już tyle wycierpiałam i nic już się złego nie przytrafi. No bo bez przesady! Jeden człowiek znieść więcej by nie potrafił. Nawet ja.
W tamtym feralnym dniu... sekundy sprawiły, że straciłam niemalże wszystko, nim zdążyłam mrugnąć. Wszystko. Życie, nadzieję i miłość. Tak niewiele brakowało...
Doleciałam. Wszystko wokół było zupełnie jak rok temu; był chłodniejszy wieczór, pogoda niezbyt zachęcająca. Tylko ja się zmieniłam. Zamiast ogromnej niechęci towarzyszyła mi w sercu radość i gdy tylko wzięłam torbę, zniecierpliwiona ruszyłam do wyjścia.
- Olka!!! - Jeden, potężny krzyk sprawił, że ludzie wokół zniknęli, a ja widziałam tylko swoje lustrzane odbicie stojące na środku wielkiego holu.
Biegłyśmy w swoją stronę zupełnie jak w jakiś filmach romantycznych nędznej, amerykańskiej produkcji. Wtedy jeszcze nie rozumiałam idei tego ruchu. A teraz... chodziło o jak najszybsze spotkanie. Jak najszybsze wpadnięcie sobie w ramiona. I to było takie wspaniałe. Może jednak przekonam się do tych filmów?...
- Kasia, dusisz!... - Wydusiłam z siebie, gdy dziewczyna przez kilka sekund mocno mnie ściskała. - Daj mi trochę pożyć...
- Przefarbowałaś się. - Zauważyła w końcu. Na jej twarzy pojawił się szeroko uśmiech. - Pasuje ci blond.
- Doszłam do wniosku, że powoli wrócę do naturalnego koloru.. - Powiedziałam. Fakt, mama wcale nie była z tego zadowolona, bo teraz to już niczym się z Kaśką nie różnimy, ale koniec końców jakoś to ścierpiała. - Mam nadzieję, że nie masz mi tego za złe?
- Za złe? - Parsknęła. - Skądże! Teraz nikt nie będzie wiedział, która jest która i możemy sobie jaja robić.
Na jej szczupłej buźce pojawił się chytry, diabelski uśmieszek. Czy ta dziewczyna naprawdę za niedługo kończy dwadzieścia dwa lata? Doprawdy...
- Ekhem. - Ktoś za jej plecami nagle chrząknął.
No tak. Zapomniałam o bożym świecie i o nim.
- Tato. - Podeszłam i mocno go uściskałam. Tak bardzo tęskniłam za jego ojcowskim dotykiem. - Cześć.
- No cześć. - Zaśmiał się lekko i pogłaskał mnie po głowie. - Jak lot? Spokojnie?
- Jak widać, żyję. - Zachichotałam, ale tylko ja. Ich miny spoważniały. - No, dajcie spokój, przecież nie będziemy ciągle wracać do tamtego dnia...
Doskonale pamiętałam, że to nie był łatwy orzech do zgryzienia. Ja umierałam, byłam na granicy śmierci, a oni to wszystko przeżywali. Nawet nie tylko oni. WSZYSCY, o dziwo. Nawet siatkarze.
- Nie poruszajmy tego tematu. - Rzucił Andrea stanowczym, trenerskim tonem. - Chodźmy, te wariaty na ciebie czekają zamiast wyspać się na jutrzejszy trening.
- Już zaczęliście przygotowania? - Zdziwiłam się. W tamtym roku byłam w sierpniu, więc kompletnie nie przyszło mi do głowy, że przecież...
- No, dziewczyno! - Kaśka zrobiła minę z serii "helloł". - Liga Światowa się zbliża!
- No dobra, dobra. - Podniosłam ręce w geście poddania. Przecież nie musiałam wszystkiego wiedzieć, co jest powiązane z siatkówką, prawda?! No właśnie. Alfą i omegą to ja nie jestem.
Andrea zajął miejsce za kierownicą, a ja z siostrą usiadłyśmy do tyłu. Wiadomo, kiedy on skupił się na drodze, mogłyśmy porozmawiać na dyskretniejsze tematy.
- Masz go. - Szepnęła konspiracyjnie.
Spojrzałam na nią pytająco. Mam? Ale co?
- No.. łańcuszek. - Aktorsko uniosła brwi.
Skinęła głową na serduszko zdobiące moją szyję. Prezent od Bartmana. Aż serce mi mocniej zabiło na samą myśl, że on tam jest i czeka.
Od sylwestra śnił mi się co noc, dosłownie. Nie potrafiłam się na niczym innym skupić, tylko zastanawiałam się, co czuję. Przez te długie miesiące. Na okrągło.
I czy już wiedziałam?... Chyba tak.
- Ten idiota na dzisiejszym treningu świrował i non stop się zawieszał. Nie raz piłką w łeb oberwał. - Zaśmiała się cicho siostra.
No tak, cały Zbigniew Bartman...
- Idiota, jakich mało. - Skwitował ojciec. Siostry spojrzały po sobie wzrokiem mówiącym: "on to słyszał?..." - I ten idiota - kontynuował - dostanie jutro rano wycisk za myślenie o mojej córce!
- Tato! - Oburzyłam się.
- No co? - Staliśmy na czerwonym świetle, więc się odwrócił. - Ledwo Kubiaka zdzierżyłem! Jeszcze Bartman w rodzinie?! - Mimo wszystko śmiał się, i nie minęło dużo czasu, jak cały samochód wypełniły rodzinne chichoty.
- Właśnie, a jak ty z Kubiakiem? - Zaciekawiłam się.
Bądź co bądź na bieżąco byłam, bo Katarzyna dzwoniła do mnie dzień w dzień, tudzież zamęczała mnie na Skype. I wiedziałam, że ich związek prężnie się rozwija...
- No wiesz... wspaniale jest. - Rozmarzyła się, jak to ona. Gdy tylko rozmowa schodziła na kubiakowe tematy, bujała w obłokach jak nigdy.
- Kasia Kubiak. - Powiedziałam, za co ojciec mnie zgromił spojrzeniem w lusterku.
- Hamuj.- Niby groźny, trenerski głos sprawił, że znowu wybuchnęłyśmy śmiechem. - Tak na wszelki wypadek, on też dostanie jutro wycisk. Taki prezent, od teścia dla zięciów.
- Och no tato!
Mieli zrobić niespodziankę. MIELI. No ale czy wyrośnięte dzieci usiedziałyby na dupskach chociaż przez pięć minut? A no przecież, że nie. Rzucili się na mnie już przed ośrodkiem. Początkowo się przestraszyłam. Wiadomo, gdy biegnie w twoją stronę tłum niewymiarowych facetów - masz prawo się bać i uciekać, gdzie pieprz rośnie. Ja jednak nie uciekałam, tylko z szaleńczo bijącym sercem czekałam, aż wszyscy mnie wyściskają.
- Ola, Ola, Ola! - Kurek dobiegł jako pierwszy i od razu mnie przytulił. Czemu mnie to nie dziwi? Przecież ma chyba najdłuższe nogi.
- Odejdź, kretynie. - Ignaczak odepchnął go jedną ręką, w drugiej natomiast trzymał.. kamerę. Norma. - Odejdź, bo muszę uwiecznić tę chwilę.
- Dla pokoleń. - Dorzucił Winiarski. - Ale możesz zrobić to później. - Odepchnął go na bok i przytulił mnie, dźwigając kilkanaście centymetrów nad ziemię.
I gdy wszyscy już się ze mną przywitali, poznałam nowe twarze (jakiś Wrona, Zatorski jako libero, Kłos... i ktoś tam jeszcze był, ale z całego zamieszania nie zapamiętałam), zobaczyłam JEGO.
- A dzieci teraz idą spać! - Krzyknęłam, by rozgromić to towarzystwo. - Dorośli muszę porozmawiać. - Spojrzałam na Zbyszka, który lekko się uśmiechnął.
- Porozmawiać? - Prychnął Jarosz. - Jeśli to się teraz tak nazywa...
- Rozmowy nocą. - Dorzucił swoje trzy grosze Ignaczak.
- A spadajcie!
I śmiejąc się wrócili do hotelu, wygłupiając się po drodze. Jak to oni. Kasia z tatą również poszli i na zewnątrz zostaliśmy tylko my. Ja i Bartman.
Jego nieodgadniony wyraz twarzy sprawiał, że nie wiedziałam, co zrobić. Podejść? Powiedzieć "cześć"? Przytulić go?...
I gdy ja się wahałam, to on przyszedł i wziął mnie w ramiona. Ale nie tak, jak pozostali. W jego ramionach czułam się kompletnie inaczej. jego dotyk był wytęskniony, długi i taki... wspaniały. Jakby chciał mnie zamknąć w swoich ramionach już na zawsze. A mnie to pasowało..
- Zbyszku. - Szepnęłam, gdy delikatnie oderwaliśmy się od siebie. - Cześć. - Ujęłam jego twarz w dłonie i po chwili wpatrywania się w jego zielone, zakochane tęczówki, złożyłam na jego ustach krótki, aczkolwiek słodki pocałunek.
Wtedy na jego twarzy pojawił się ten specjalny, bartmanowy uśmiech, przeznaczony tylko i wyłącznie dla mnie.
- W końcu mam cię przy sobie. - Wciąż patrząc mi w oczy oparł swoje czoło o moje. - Już nic więcej do szczęścia mi nie trzeba.
Na te słowa popłakałam się i znowu wtuliłam w jego ramiona. Wszystkie emocje, które były w moim sercu skumulowały się i musiałam dać im upust. Cała ta tęsknota i smutek.. musiały po prostu odejść wraz ze łzami. I to wszystko, co przeżyliśmy... musiało zostać już za nami. Na zawsze.
- Dlaczego płaczesz?
Oderwał mnie od siebie i wierzchem dłoni starł mi z policzków łezki.
- Bo jestem tak cholernie szczęśliwa. Czekałeś. Czekałeś właśnie na mnie.
Siatkarz się zaśmiał.
- Przecież mówiłem, że będę czekał. Poza tym moje serce wciąż było z tobą. - Pogłaskał mnie po włosach, zupełnie jak małą dziewczynkę. Ten czuły gest jednak sprawił, że aż cała się rozpływałam. - Już zawsze będzie z tobą.
I czego mogłam chcieć więcej? Chyba niczego. Miałam rodzinę, przeżyłam wypadek. I miałam jego. Miałam miłość. I z minuty na minutę co raz bardziej utwierdzałam się w przekonaniu, że to nie sen. Że Zbyszek Bartman naprawdę stoi na przeciwko mnie i wyznaje mi swoją miłość w nieszablonowy sposób. Sytuacja niczym z powieści miłosnej przytrafiła się właśnie mnie.
Złapałam jego rękę i poszliśmy usiąść na ławeczkę. Chłodny wiaterek okalał nasze rozpalone ciała w przyjemny sposób. I nie wiem, ile tam siedzieliśmy, ale to nie miało znaczenia. Najpierw rozmawialiśmy, potem wtulona w jego klatkę piersiową i objęta jego silnym, bartmanowym ramieniem, w ciszy, po prostu zasnęłam.
Długi czas tak dobrze nie spałam. Na dobrą sprawę chyba nawet zasnęłam z uśmiechem na twarzy i z taką też miną się obudziłam. Przeciągnęłam się niczym kotka, niesamowicie wyspana.
Od razu poznałam ten pokój. To był ten sam, w którym spędziłam jakiś czas rok temu i miałam do niego sentyment. Tak wiele się tu wydarzyło...
- Kasia? - Zapytałam na głos.
Odpowiedziała mi cisza. Spojrzałam na zegarek. Było parę minut przed ósmą, więc śniadanie miało być dopiero za pół godziny. Więc gdzie ona?...
Ach, no tak. Pewnie już naszła kubiakowy pokój.
Wstałam i szybko się ubrałam. Teraz już blond włosy zostawiłam nienaruszone, bo układały się w fajny, artystyczny nieład. I musiałam przyznać, że wyglądałam całkiem w porządku, pomimo wczorajszej, długiej i wyczerpującej podróży. Nawet oczu nie miałam podkrążonych.
Ścieliłam właśnie łóżko, kiedy drzwi do pokoju otworzyły się. Nie musiałam się odwracać, żeby wiedzieć, że to albo Kaśka, albo któryś z siatkarzy. To był przecież standard u nich- wchodzenie do pokoju dziewczyn bez pukania.
- Kasia!
Ten głosik sprawił, że mnie zamurowało. Niepewnie się odwróciłam i nim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, mały blondasek uczepił się moich nóg.
Co?... Skąd?.. Że niby chłopiec?!
Nie potrafiłam słowa powiedzieć, kiedy jego radosne oczy spojrzały prosto na moją twarz. Jego dziecięcy uśmiech był porażający, w ten pozytywny sposób. I on mi tak cholernie kogoś przypominał...
- Ola. - W progu nagle stanął Bartman, niezwykle zziajany, jakby przed chwilą próbował złapać.. chłopca. - Widzę, że już się poznaliście...
Że kurwa, co?
~* * *~
Hej, hej. :)
Jak się podoba nowy rozdział?
Pomimo Waszych próśb, naprawdę NIE JESTEM W STANIE pisać więcej, niż jeden rozdział dziennie. Naprawdę was za to przepraszam. Chyba trochę was rozpieściłam, wrzucając kiedyś nawet kilka rozdziałów na dzień :)
Buziaki!
+ Zapraszam na mojego FP z siatkarskimi szkicami! Kliknij i lajkuj!
Hahahah a to mnie rozwala!
Kubiak, Bartman & LOVE
Kubiak, Bartman & LOVE
<3
Subskrybuj:
Posty (Atom)