wtorek, 27 sierpnia 2013

33. Niejedno powitanie.

Już w czerwcu siedziałam w samolocie i leciałam do Polski. Towarzyszyło mi wspaniałe uczucie radości i szczęścia. Wprost nie mogłam się doczekać, by wylądować i zobaczyć ich wszystkich, tych wspaniałych ludzi. Tatę, siostrę, siatkarzy... No i najważniejsze: JEGO.
I nagle wszystko stało się takie zadziwiająco proste. Byłam przekonana, że wszystko się ułoży. Że przecież już tyle wycierpiałam i nic już się złego nie przytrafi. No bo bez przesady! Jeden człowiek znieść więcej by nie potrafił. Nawet ja.
  W tamtym feralnym dniu... sekundy sprawiły, że straciłam niemalże wszystko, nim zdążyłam mrugnąć. Wszystko. Życie, nadzieję i miłość. Tak niewiele brakowało...

 
  Doleciałam. Wszystko wokół było zupełnie jak rok temu; był chłodniejszy wieczór, pogoda niezbyt zachęcająca. Tylko ja się zmieniłam. Zamiast ogromnej niechęci towarzyszyła mi w sercu radość i gdy tylko wzięłam torbę, zniecierpliwiona ruszyłam do wyjścia. 

- Olka!!! - Jeden, potężny krzyk sprawił, że ludzie wokół zniknęli, a ja widziałam tylko swoje lustrzane odbicie stojące na środku wielkiego holu.
 Biegłyśmy w swoją stronę zupełnie jak w jakiś filmach romantycznych nędznej, amerykańskiej produkcji. Wtedy jeszcze nie rozumiałam idei tego ruchu. A teraz... chodziło o jak najszybsze spotkanie. Jak najszybsze wpadnięcie sobie w ramiona. I to było takie wspaniałe. Może jednak przekonam się do tych filmów?...

- Kasia, dusisz!... - Wydusiłam z siebie, gdy dziewczyna przez kilka sekund mocno mnie ściskała. - Daj mi trochę pożyć...
- Przefarbowałaś się. - Zauważyła w końcu. Na jej twarzy pojawił się szeroko uśmiech. - Pasuje ci blond.
- Doszłam do wniosku, że powoli wrócę do naturalnego koloru.. - Powiedziałam. Fakt, mama wcale nie była z tego zadowolona, bo teraz to już niczym się z Kaśką nie różnimy, ale koniec końców jakoś to ścierpiała. - Mam nadzieję, że nie masz mi tego za złe?
- Za złe? - Parsknęła. - Skądże! Teraz nikt nie będzie wiedział, która jest która i możemy sobie jaja robić.
Na jej szczupłej buźce pojawił się chytry, diabelski uśmieszek. Czy ta dziewczyna naprawdę za niedługo kończy dwadzieścia dwa lata? Doprawdy...

- Ekhem. - Ktoś za jej plecami nagle chrząknął.
No tak. Zapomniałam o bożym świecie i o nim.
- Tato. - Podeszłam i mocno go uściskałam. Tak bardzo tęskniłam za jego ojcowskim dotykiem. - Cześć.
- No cześć. - Zaśmiał się lekko i pogłaskał mnie po głowie. - Jak lot? Spokojnie?

- Jak widać, żyję. - Zachichotałam, ale tylko ja. Ich miny spoważniały. - No, dajcie spokój, przecież nie będziemy ciągle wracać do tamtego dnia...
Doskonale pamiętałam, że to nie był łatwy orzech do zgryzienia. Ja umierałam, byłam na granicy śmierci, a oni to wszystko przeżywali. Nawet nie tylko oni. WSZYSCY, o dziwo. Nawet siatkarze. 

- Nie poruszajmy tego tematu. - Rzucił Andrea stanowczym, trenerskim tonem. - Chodźmy, te wariaty na ciebie czekają zamiast wyspać się na jutrzejszy trening.
- Już zaczęliście przygotowania? - Zdziwiłam się. W tamtym roku byłam w sierpniu, więc kompletnie nie przyszło mi do głowy, że przecież...
- No, dziewczyno! - Kaśka zrobiła minę z serii "helloł". - Liga Światowa się zbliża!
- No dobra, dobra. - Podniosłam ręce w geście poddania. Przecież nie musiałam wszystkiego wiedzieć, co jest powiązane z siatkówką, prawda?! No właśnie. Alfą i omegą to ja nie jestem.
  Andrea zajął miejsce za kierownicą, a ja z siostrą usiadłyśmy do tyłu. Wiadomo, kiedy on skupił się na drodze, mogłyśmy porozmawiać na dyskretniejsze tematy.
- Masz go. - Szepnęła konspiracyjnie.
Spojrzałam na nią pytająco. Mam? Ale co?
- No.. łańcuszek. - Aktorsko uniosła brwi.
Skinęła głową na serduszko zdobiące moją szyję. Prezent od Bartmana. Aż serce mi mocniej zabiło na samą myśl, że on tam jest i czeka.
  Od sylwestra śnił mi się co noc, dosłownie. Nie potrafiłam się na niczym innym skupić, tylko zastanawiałam się, co czuję. Przez te długie miesiące. Na okrągło.
I czy już wiedziałam?... Chyba tak. 

- Ten idiota na dzisiejszym treningu świrował i non stop się zawieszał. Nie raz piłką w łeb oberwał. - Zaśmiała się cicho siostra.
No tak, cały Zbigniew Bartman... 

- Idiota, jakich mało. - Skwitował ojciec. Siostry spojrzały po sobie wzrokiem mówiącym: "on to słyszał?..." - I ten idiota - kontynuował - dostanie jutro rano wycisk za myślenie o mojej córce! 
- Tato! - Oburzyłam się.
- No co? - Staliśmy na czerwonym świetle, więc się odwrócił. - Ledwo Kubiaka zdzierżyłem! Jeszcze Bartman w rodzinie?! - Mimo wszystko śmiał się, i nie minęło dużo czasu, jak cały samochód wypełniły rodzinne chichoty. 

- Właśnie, a jak ty z Kubiakiem? - Zaciekawiłam się.
Bądź co bądź na bieżąco byłam, bo Katarzyna dzwoniła do mnie dzień w dzień, tudzież zamęczała mnie na Skype. I wiedziałam, że ich związek prężnie się rozwija...
- No wiesz... wspaniale jest. - Rozmarzyła się, jak to ona. Gdy tylko rozmowa schodziła na kubiakowe tematy, bujała w obłokach jak nigdy.
- Kasia Kubiak. - Powiedziałam, za co ojciec mnie zgromił spojrzeniem w lusterku.
- Hamuj.- Niby groźny, trenerski głos sprawił, że znowu wybuchnęłyśmy śmiechem. - Tak na wszelki wypadek, on też dostanie jutro wycisk. Taki prezent, od teścia dla zięciów.
- Och no tato! 


Mieli zrobić niespodziankę. MIELI. No ale czy wyrośnięte dzieci usiedziałyby na dupskach chociaż przez pięć minut? A no przecież, że nie. Rzucili się na mnie już przed ośrodkiem. Początkowo się przestraszyłam. Wiadomo, gdy biegnie w twoją stronę tłum niewymiarowych facetów - masz prawo się bać i uciekać, gdzie pieprz rośnie. Ja jednak nie uciekałam, tylko z szaleńczo bijącym sercem czekałam, aż wszyscy mnie wyściskają.
- Ola, Ola, Ola! - Kurek dobiegł jako pierwszy i od razu mnie przytulił. Czemu mnie to nie dziwi? Przecież ma chyba najdłuższe nogi.
- Odejdź, kretynie. - Ignaczak odepchnął go jedną ręką, w drugiej natomiast trzymał.. kamerę. Norma. - Odejdź, bo muszę uwiecznić tę chwilę.
- Dla pokoleń. - Dorzucił Winiarski. - Ale możesz zrobić to później. - Odepchnął go na bok i przytulił mnie, dźwigając kilkanaście centymetrów nad ziemię.
  I gdy wszyscy już się ze mną przywitali, poznałam nowe twarze (jakiś Wrona, Zatorski jako libero, Kłos... i ktoś tam jeszcze był, ale z całego zamieszania nie zapamiętałam), zobaczyłam JEGO. 

- A dzieci teraz idą spać! - Krzyknęłam, by rozgromić to towarzystwo. - Dorośli muszę porozmawiać. - Spojrzałam na Zbyszka, który lekko się uśmiechnął.
- Porozmawiać? - Prychnął Jarosz. - Jeśli to się teraz tak nazywa...
- Rozmowy nocą. - Dorzucił swoje trzy grosze Ignaczak.
- A spadajcie! 

  I śmiejąc się wrócili do hotelu, wygłupiając się po drodze. Jak to oni. Kasia z tatą również poszli i na zewnątrz zostaliśmy tylko my. Ja i Bartman.
Jego nieodgadniony wyraz twarzy sprawiał, że nie wiedziałam, co zrobić. Podejść? Powiedzieć "cześć"? Przytulić go?...
I gdy ja się wahałam, to on przyszedł i wziął mnie w ramiona. Ale nie tak, jak pozostali. W jego ramionach czułam się kompletnie inaczej. jego dotyk był wytęskniony, długi i taki... wspaniały. Jakby chciał mnie zamknąć w swoich ramionach już na zawsze. A mnie to pasowało..

- Zbyszku. - Szepnęłam, gdy delikatnie oderwaliśmy się od siebie. - Cześć. - Ujęłam jego twarz w dłonie i po chwili wpatrywania się w jego zielone, zakochane tęczówki, złożyłam na jego ustach krótki, aczkolwiek słodki pocałunek.
Wtedy na jego twarzy pojawił się ten specjalny, bartmanowy uśmiech, przeznaczony tylko i wyłącznie dla mnie. 

- W końcu mam cię przy sobie. - Wciąż patrząc mi w oczy oparł swoje czoło o moje. - Już nic więcej do szczęścia mi nie trzeba.
 Na te słowa popłakałam się i znowu wtuliłam w jego ramiona. Wszystkie emocje, które były w moim sercu skumulowały się i musiałam dać im upust. Cała ta tęsknota i smutek.. musiały po prostu odejść wraz ze łzami. I to wszystko, co przeżyliśmy... musiało zostać już za nami. Na zawsze. 

- Dlaczego płaczesz?
Oderwał mnie od siebie i wierzchem dłoni starł mi z policzków łezki.
- Bo jestem tak cholernie szczęśliwa. Czekałeś. Czekałeś właśnie na mnie.
  Siatkarz się zaśmiał.
- Przecież mówiłem, że będę czekał. Poza tym moje serce wciąż było z tobą. - Pogłaskał mnie po włosach, zupełnie jak małą dziewczynkę. Ten czuły gest jednak sprawił, że aż cała się rozpływałam. - Już zawsze będzie z tobą. 

I czego mogłam chcieć więcej? Chyba niczego. Miałam rodzinę, przeżyłam wypadek. I miałam jego. Miałam miłość. I z minuty na minutę co raz bardziej utwierdzałam się w przekonaniu, że to nie sen. Że Zbyszek Bartman naprawdę stoi na przeciwko mnie i wyznaje mi swoją miłość w nieszablonowy sposób. Sytuacja niczym z powieści miłosnej przytrafiła się właśnie mnie.
  Złapałam jego rękę i poszliśmy usiąść na ławeczkę. Chłodny wiaterek okalał nasze rozpalone ciała w przyjemny sposób. I nie wiem, ile tam siedzieliśmy, ale to nie miało znaczenia. Najpierw rozmawialiśmy, potem wtulona w jego klatkę piersiową i objęta jego silnym, bartmanowym ramieniem, w ciszy, po prostu zasnęłam. 

Długi czas tak dobrze nie spałam. Na dobrą sprawę chyba nawet zasnęłam z uśmiechem na twarzy i z taką też miną się obudziłam. Przeciągnęłam się niczym kotka, niesamowicie wyspana.
Od razu poznałam ten pokój. To był ten sam, w którym spędziłam jakiś czas rok temu i miałam do niego sentyment. Tak wiele się tu wydarzyło...
- Kasia? - Zapytałam na głos.
Odpowiedziała mi cisza. Spojrzałam na zegarek. Było parę minut przed ósmą, więc śniadanie miało być dopiero za pół godziny. Więc gdzie ona?...
Ach, no tak. Pewnie już naszła kubiakowy pokój. 

Wstałam i szybko się ubrałam. Teraz już blond włosy zostawiłam nienaruszone, bo układały się w fajny, artystyczny nieład. I musiałam przyznać, że wyglądałam całkiem w porządku, pomimo wczorajszej, długiej i wyczerpującej podróży. Nawet oczu nie miałam podkrążonych.
 Ścieliłam właśnie łóżko, kiedy drzwi do pokoju otworzyły się. Nie musiałam się odwracać, żeby wiedzieć, że to albo Kaśka, albo któryś z siatkarzy. To był przecież standard u nich- wchodzenie do pokoju dziewczyn bez pukania. 

- Kasia!
Ten głosik sprawił, że mnie zamurowało. Niepewnie się odwróciłam i nim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, mały blondasek uczepił się moich nóg.
Co?... Skąd?.. Że niby chłopiec?!

Nie potrafiłam słowa powiedzieć, kiedy jego radosne oczy spojrzały prosto na moją twarz. Jego dziecięcy uśmiech był porażający, w ten pozytywny sposób. I on mi tak cholernie kogoś przypominał...
- Ola. - W progu nagle stanął Bartman, niezwykle zziajany, jakby przed chwilą próbował złapać.. chłopca. - Widzę, że już się poznaliście...

Że kurwa, co? 




~*  *  *~
Hej, hej. :)
Jak się podoba nowy rozdział? 
Pomimo Waszych próśb, naprawdę NIE JESTEM W STANIE pisać więcej, niż jeden rozdział dziennie. Naprawdę was za to przepraszam. Chyba trochę was rozpieściłam, wrzucając kiedyś nawet kilka rozdziałów na dzień :)

Buziaki!
+ Zapraszam na mojego FP z siatkarskimi szkicami! Kliknij i lajkuj!



Hahahah a to mnie rozwala!
Kubiak, Bartman & LOVE
<3

4 komentarze:

  1. "Ledwo Kubiaka zdzierżyłem! Jeszcze Bartman w rodzinie?!"
    hahaha
    nie moge. I wreszcie Zibi i Ola razem... I tak ma byc :))
    Buziaki <3333
    P.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie wiem, czy powtarzanie tych samych komplementów ma sens. Jak juz wiesz, kocham to opowiadanie.
    Życze weny i czekam na więcej <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Dodasz jeszcze dzisiaj rozdział ?

    OdpowiedzUsuń