Spięłam się na samą myśl o tym. Ktoś kroczył po pokoju i słychać było tylko trzeszczenie podłogi. Niepewnie się przekręciłam z boku na bok, niby na spaniu. Uchyliłam delikatnie powieki. Czarna, dobrze zbudowana postać grzebała w walizce Kaśki! Cholera jasna!
To przecież nie była zielona szkoła, żeby robić sobie zakichaną zieloną czy białą noc. I to na pewno nie był żaden z siatkarzy.
Najpierw pomyślałam, żeby dla bezpieczeństwa wystukać wiadomość do Bartmana, ale wtedy pozostawałoby mi modlić się w nadziei, że ten krótki dźwięk go zbudzi. Z drugiej jednak strony, złodziej mógłby umknąć. Kucał właśnie, odwrócony plecami w moją stronę.
Musiałam to zrobić. Musiałam.
Zachowując odpowiednią ciszę sięgnęłam do torebki. Paralizator zawsze nosiłam przy sobie, tak na wszelki wypadek. W Ameryce był to standard, zwłaszcza gdy wieczorami szło się do klubów. Potem cicho wygrzebałam się spod kołdry i powoli zmierzałam w jego stronę, nie zwracając uwagi na nic innego, co dzieje się w pokoju. Musiałam go przecież zaatakować, a potem.. potem narobić hałasu.
Musiałam to zrobić. Musiałam.
Zachowując odpowiednią ciszę sięgnęłam do torebki. Paralizator zawsze nosiłam przy sobie, tak na wszelki wypadek. W Ameryce był to standard, zwłaszcza gdy wieczorami szło się do klubów. Potem cicho wygrzebałam się spod kołdry i powoli zmierzałam w jego stronę, nie zwracając uwagi na nic innego, co dzieje się w pokoju. Musiałam go przecież zaatakować, a potem.. potem narobić hałasu.
I gdy byłam już krok przed nim, ktoś złapał jedną, silną dłonią moje oba nadgarstki w żelaznym uścisku, drugą zaś zamknął mi usta.
Cholera! Nie wiedziałam, ze ich dwóch jest!
Szarpałam się, jednak nic nie mogłam zrobić. Byłam jak uwięziona w klatce i kompletnie mi się to nie podobało.
- Spokojnie...! - Wykrzyczał mi szeptem do ucha.
I słysząc ten głos miałam ochotę odwrócić się i obić tego cholernego delikwenta!
Nie mam pojęcia, kiedy znowu zasnęłam, jednak ponownie obudziłam się we własnym, hotelowym łóżku. Powoli podnosiłam powieki, już spokojniej niż wcześniej. Pokój był wypełniony już słońcem i idealnie oświetlony, musiałam aż zmrużyć oczy. I wtedy Go zobaczyłam.
Z początku nic nie mówiłam. Wolałam na niego popatrzeć. Firanka była odsłonięta, a drzwi balkonowe otworzone na roścież. Stał na balkonie i opierał się o barierkę, rozglądając się po spalskiej okolicy. Wyglądał tak cholernie seksownie w starych jeans`ach, bez koszulki i ze starganymi, czarnymi włosami.
Wygramoliłam się spod kołdry i będąc w samym obcisłym topie i spodenkach, po cichu wyszłam na balkon, wtulając się w plecy siatkarza.
- Wariat. - Wyszeptałam. - Andrea Anastasi was zabije, jak się dowie.
Nie minęła chwila, jak odwrócił się w moją stronę i automatycznie byłam wtulona w jego tors. Podniosłam głowę i spojrzałam mu w oczy.
- Nie dowie się. - Delikatnie pocałował mnie w czubek nosa. - Poza tym, nie podoba ci się to?... Bo mnie cholernie. Obudzić się i patrzeć, jak jeszcze śpisz...
Miało mi się to nie podobać? Nie przemawiało do mnie jedynie ich wykonanie tego niecnego planu. Słowem wyjaśnienia; to Kubiaka w nocy chciałam zaatakować paralizatorem, a on po prostu pakował rzeczy Kaśki do walizki. No a Bartman w ostatniej chwili mnie przed tym powstrzymał. Ale czemu mi nie powiedzieli, do licha? Że zamierzają pozmieniać pokoje?
Martwił mnie jednak fakt, że jak ojciec się dowie, że Kaśka z Kubiakiem a ja z Bartmanem jesteśmy w pokojach, to nas wszystkich pozabija. No, a przynajmniej ich.
- Podoba mi się.. - Powiedziałam w końcu.
Na jego twarzy pojawił się ten specjalny, bartmanowy uśmiech przeznaczony tylko dla mnie. Odgarnął moje włosy do tyłu i nieco przechylił moją głowę. Sam natomiast schylił się i muskał delikatnie wargami po całej mojej szyi, pozostawiając wilgotne punkciki. Nie opierałam się. To było tak cholernie pociągające i magnetyzujące.
Mocno chwycił mnie w talii i przyciągnął do siebie, całując już kąciki ust. Objęłam jego nagi tors, czując, jak jego mięśnie napinają się pod moim dotykiem. Przestał składać całusy i oparł swoje czoło o moje, uśmiechając się pod nosem.
- No pocałuj mnie.. - wymruczałam. Wprost nie mogłam się tego doczekać, a on przerwał w takim momencie.
- Jeśli cię pocałuję, to nie mógłbym potem przerwać. A za pięć minut śniadanie. - Pocałował mnie w czoło.- I lepiej się ubierz.
Prychnęłam. Zachciało mu się narobić mi ochoty i tak po prostu przerwać. Małpa!
- I kto to mówi! - Naburmuszona skrzyżowałam ręce i wróciłam do pokoju.
A on? On się śmiał. Ale tak radośnie. Ja również po chwili nie mogłam powstrzymać uśmiechu. Pojawił się, tak mimowolnie. Bo takie poranki to mogłabym mieć już codziennie.
Tego dnia siatkarze mieli dwa treningi. Do południe spędzili na sali, a po południu trener wykończył ich na siłowni. Wszystko dlatego, że jutrzejszego dnia mieli mieć dzień przerwy, tak długo wyczekiwany. Wprost gadali o tym cały, cholerny wieczór, kiedy to siedzieliśmy w kilka osób u Kubiaka i.. Kaśki, w pokoju.
Szczerze powiedziawszy wolałabym, żeby poszli na halę. Dzień przerwy pewnie strasznie ich rozleniwi.
Jedynym, niedzielnym plusem miała być sesja zdjęciowa do kalendarza fundacji Herosi, który potem będzie sprzedawany, a pieniądze będą przeznaczone dla chorych dzieci.
O tak, chociaż tyle będą robić, obiboki jedne. Tyle dobrego!
- Zaraz przyjdę, idę na chwilę do pokoju. - Wygrzebałam się z objęć Bartmana i wstałam.
- W porządku wszystko? - Zapytała Kaśka marszcząc brwi.
- Tak, tak. - Uspokoiłam ją. - Głowa mnie boli, wezmę tabletkę i do was wracam.
W kubiakowym pokoju był taki harmider i hałas, że najzwyczajniej w świecie zaczynało mi pulsować w skroniach. Wiadomo; Ignaczak wydzierał się na cały głos a Oliwier wraz z nim. Az strach pomyśleć, jaki wpływ na niego Igła będzie mieć za jakiś czas. A Winiar? Tylko się z tego śmiał! Kurek zaczął przekrzykiwać się z Jaroszem, jak zwykle kłócąc się o jakąś głupotę, o której oboje pojęcia nie mieli. Ziomek rozmawiał o czymś z Cichym Pitem, jak zwykle na temat nowej taktyki, którą przedstawił im dzisiaj trener. Bartman gadał z Kubiakiem, a Kaśka malowała paznokcie.
Gdy wyszłam, a korytarzu słyszałam czyjeś bardzo nieregularne kroki, zupełnie jakby ktoś kulał i cicho pojękiwał.. a może to były ciche przekleństwa?
- Boże, stało się coś? - Podbiegłam do niego od razu, zanim skręciłam do własnego pokoju.
- Nie, tylko musiałem kurwa przywalić w stopę i boli jak cholera jasna. - Wrona się skrzywił.
Nie mogłam się powstrzymać, żeby nie parsknąć śmiechem i siatkarz od razu zgromił mnie spojrzeniem.
- Może ci pomogę, kaleko? - Kpiłam dalej. Mimo to skorzystał z pomocy i podparł się o moje ramię, a ja objęłam go w torsie stabilizując pozycję.
Przeszliśmy kawałek korytarzem i znaleźliśmy się w jego pokoju. Doprowadziłam go praktycznie pod samo łóżko, ale dalej nie byłam przekonana, czy powinnam go zostawić w takim stanie. Przecież mógł sobie stopę uszkodzić czy coś.
- Może pójdę po waszego fizjoterapeutę czy coś.. - Rzuciłam niepewnie siadając obok niego.
- Sama możesz pobawić się w mojego fizjoterapeutę... - Ton jego głosu niebezpiecznie się zniżył i sam siatkarz pochylał się ku mnie. Doskonale wiedziałam, co to oznacza.
- Blefowałeś. - Stwierdziłam, niezwykle tego pewna. - Wcale cię ta cholerna noga nie boli, co?
Zaśmiał się, potwierdzając moje słowa.
- A jak miałem inaczej cię tu ściągnąć? - Powiedział i jak gdyby nigdy nic położył mi dłoń na policzku.
Krew we mnie zawrzała.
Plask. Wymierzyłam prosto w jego policzek, i aż złapał się za piekące już miejsce na twarzy. Mina mu od razu zbledła, kiedy odepchnęłam go od siebie i oberwał. Ten to miał tupet!
- Nigdy więcej - zagroziłam mu - nie próbuj ani mnie zwabić do pokoju, ani mnie całować. Bo następnym razem to się skończy gorzej niż uderzeniem w twarz. - Tymi słowami zakończyłam to durne spotkanie.
Wstałam i wyszłam z jego pokoju, mocno trzaskając drzwiami. Nikt na szczęście nie był świadkiem tego zajścia. A co by to było, gdyby Zbyszek wiedział! Przecież rozniósłby go na strzępy. Nie patrzyłby, że to jego kolega z drużyny. Zmiótłby go, najzwyczajniej w świecie.
Wciąż poirytowana weszłam do swojego pokoju, wzięłam tabletkę i położyłam się do łóżka. W tej pozycji już zostałam, nie wiedząc nawet, kiedy opadły mi powieki i zasnęłam. Przebudziło mnie na chwilkę tylko wejście Zbyszka, który zamknął drzwi na klucz, przykrył mnie kołdrą i położył się obok mnie, przytulając się do mnie jednocześnie. Wtedy już kompletnie odpłynęłam, czując się bezpiecznie w objęciach siatkarza.
Choć gdybym wiedziała, co przyniesie jutrzejszy dzień, wcale bym nie chciała zasnąć...
Cholera! Nie wiedziałam, ze ich dwóch jest!
Szarpałam się, jednak nic nie mogłam zrobić. Byłam jak uwięziona w klatce i kompletnie mi się to nie podobało.
- Spokojnie...! - Wykrzyczał mi szeptem do ucha.
I słysząc ten głos miałam ochotę odwrócić się i obić tego cholernego delikwenta!
Nie mam pojęcia, kiedy znowu zasnęłam, jednak ponownie obudziłam się we własnym, hotelowym łóżku. Powoli podnosiłam powieki, już spokojniej niż wcześniej. Pokój był wypełniony już słońcem i idealnie oświetlony, musiałam aż zmrużyć oczy. I wtedy Go zobaczyłam.
Z początku nic nie mówiłam. Wolałam na niego popatrzeć. Firanka była odsłonięta, a drzwi balkonowe otworzone na roścież. Stał na balkonie i opierał się o barierkę, rozglądając się po spalskiej okolicy. Wyglądał tak cholernie seksownie w starych jeans`ach, bez koszulki i ze starganymi, czarnymi włosami.
Wygramoliłam się spod kołdry i będąc w samym obcisłym topie i spodenkach, po cichu wyszłam na balkon, wtulając się w plecy siatkarza.
- Wariat. - Wyszeptałam. - Andrea Anastasi was zabije, jak się dowie.
Nie minęła chwila, jak odwrócił się w moją stronę i automatycznie byłam wtulona w jego tors. Podniosłam głowę i spojrzałam mu w oczy.
- Nie dowie się. - Delikatnie pocałował mnie w czubek nosa. - Poza tym, nie podoba ci się to?... Bo mnie cholernie. Obudzić się i patrzeć, jak jeszcze śpisz...
Miało mi się to nie podobać? Nie przemawiało do mnie jedynie ich wykonanie tego niecnego planu. Słowem wyjaśnienia; to Kubiaka w nocy chciałam zaatakować paralizatorem, a on po prostu pakował rzeczy Kaśki do walizki. No a Bartman w ostatniej chwili mnie przed tym powstrzymał. Ale czemu mi nie powiedzieli, do licha? Że zamierzają pozmieniać pokoje?
Martwił mnie jednak fakt, że jak ojciec się dowie, że Kaśka z Kubiakiem a ja z Bartmanem jesteśmy w pokojach, to nas wszystkich pozabija. No, a przynajmniej ich.
- Podoba mi się.. - Powiedziałam w końcu.
Na jego twarzy pojawił się ten specjalny, bartmanowy uśmiech przeznaczony tylko dla mnie. Odgarnął moje włosy do tyłu i nieco przechylił moją głowę. Sam natomiast schylił się i muskał delikatnie wargami po całej mojej szyi, pozostawiając wilgotne punkciki. Nie opierałam się. To było tak cholernie pociągające i magnetyzujące.
Mocno chwycił mnie w talii i przyciągnął do siebie, całując już kąciki ust. Objęłam jego nagi tors, czując, jak jego mięśnie napinają się pod moim dotykiem. Przestał składać całusy i oparł swoje czoło o moje, uśmiechając się pod nosem.
- No pocałuj mnie.. - wymruczałam. Wprost nie mogłam się tego doczekać, a on przerwał w takim momencie.
- Jeśli cię pocałuję, to nie mógłbym potem przerwać. A za pięć minut śniadanie. - Pocałował mnie w czoło.- I lepiej się ubierz.
Prychnęłam. Zachciało mu się narobić mi ochoty i tak po prostu przerwać. Małpa!
- I kto to mówi! - Naburmuszona skrzyżowałam ręce i wróciłam do pokoju.
A on? On się śmiał. Ale tak radośnie. Ja również po chwili nie mogłam powstrzymać uśmiechu. Pojawił się, tak mimowolnie. Bo takie poranki to mogłabym mieć już codziennie.
Tego dnia siatkarze mieli dwa treningi. Do południe spędzili na sali, a po południu trener wykończył ich na siłowni. Wszystko dlatego, że jutrzejszego dnia mieli mieć dzień przerwy, tak długo wyczekiwany. Wprost gadali o tym cały, cholerny wieczór, kiedy to siedzieliśmy w kilka osób u Kubiaka i.. Kaśki, w pokoju.
Szczerze powiedziawszy wolałabym, żeby poszli na halę. Dzień przerwy pewnie strasznie ich rozleniwi.
Jedynym, niedzielnym plusem miała być sesja zdjęciowa do kalendarza fundacji Herosi, który potem będzie sprzedawany, a pieniądze będą przeznaczone dla chorych dzieci.
O tak, chociaż tyle będą robić, obiboki jedne. Tyle dobrego!
- Zaraz przyjdę, idę na chwilę do pokoju. - Wygrzebałam się z objęć Bartmana i wstałam.
- W porządku wszystko? - Zapytała Kaśka marszcząc brwi.
- Tak, tak. - Uspokoiłam ją. - Głowa mnie boli, wezmę tabletkę i do was wracam.
W kubiakowym pokoju był taki harmider i hałas, że najzwyczajniej w świecie zaczynało mi pulsować w skroniach. Wiadomo; Ignaczak wydzierał się na cały głos a Oliwier wraz z nim. Az strach pomyśleć, jaki wpływ na niego Igła będzie mieć za jakiś czas. A Winiar? Tylko się z tego śmiał! Kurek zaczął przekrzykiwać się z Jaroszem, jak zwykle kłócąc się o jakąś głupotę, o której oboje pojęcia nie mieli. Ziomek rozmawiał o czymś z Cichym Pitem, jak zwykle na temat nowej taktyki, którą przedstawił im dzisiaj trener. Bartman gadał z Kubiakiem, a Kaśka malowała paznokcie.
Gdy wyszłam, a korytarzu słyszałam czyjeś bardzo nieregularne kroki, zupełnie jakby ktoś kulał i cicho pojękiwał.. a może to były ciche przekleństwa?
- Boże, stało się coś? - Podbiegłam do niego od razu, zanim skręciłam do własnego pokoju.
- Nie, tylko musiałem kurwa przywalić w stopę i boli jak cholera jasna. - Wrona się skrzywił.
Nie mogłam się powstrzymać, żeby nie parsknąć śmiechem i siatkarz od razu zgromił mnie spojrzeniem.
- Może ci pomogę, kaleko? - Kpiłam dalej. Mimo to skorzystał z pomocy i podparł się o moje ramię, a ja objęłam go w torsie stabilizując pozycję.
Przeszliśmy kawałek korytarzem i znaleźliśmy się w jego pokoju. Doprowadziłam go praktycznie pod samo łóżko, ale dalej nie byłam przekonana, czy powinnam go zostawić w takim stanie. Przecież mógł sobie stopę uszkodzić czy coś.
- Może pójdę po waszego fizjoterapeutę czy coś.. - Rzuciłam niepewnie siadając obok niego.
- Sama możesz pobawić się w mojego fizjoterapeutę... - Ton jego głosu niebezpiecznie się zniżył i sam siatkarz pochylał się ku mnie. Doskonale wiedziałam, co to oznacza.
- Blefowałeś. - Stwierdziłam, niezwykle tego pewna. - Wcale cię ta cholerna noga nie boli, co?
Zaśmiał się, potwierdzając moje słowa.
- A jak miałem inaczej cię tu ściągnąć? - Powiedział i jak gdyby nigdy nic położył mi dłoń na policzku.
Krew we mnie zawrzała.
Plask. Wymierzyłam prosto w jego policzek, i aż złapał się za piekące już miejsce na twarzy. Mina mu od razu zbledła, kiedy odepchnęłam go od siebie i oberwał. Ten to miał tupet!
- Nigdy więcej - zagroziłam mu - nie próbuj ani mnie zwabić do pokoju, ani mnie całować. Bo następnym razem to się skończy gorzej niż uderzeniem w twarz. - Tymi słowami zakończyłam to durne spotkanie.
Wstałam i wyszłam z jego pokoju, mocno trzaskając drzwiami. Nikt na szczęście nie był świadkiem tego zajścia. A co by to było, gdyby Zbyszek wiedział! Przecież rozniósłby go na strzępy. Nie patrzyłby, że to jego kolega z drużyny. Zmiótłby go, najzwyczajniej w świecie.
Wciąż poirytowana weszłam do swojego pokoju, wzięłam tabletkę i położyłam się do łóżka. W tej pozycji już zostałam, nie wiedząc nawet, kiedy opadły mi powieki i zasnęłam. Przebudziło mnie na chwilkę tylko wejście Zbyszka, który zamknął drzwi na klucz, przykrył mnie kołdrą i położył się obok mnie, przytulając się do mnie jednocześnie. Wtedy już kompletnie odpłynęłam, czując się bezpiecznie w objęciach siatkarza.
Choć gdybym wiedziała, co przyniesie jutrzejszy dzień, wcale bym nie chciała zasnąć...
~ * * * ~
Cześć, cześć.
Kolejny rozdział.. wykrzesałam. Hm, myślę że wrzucanie co dwa dni nowego jest takie.. optymalne. Ani szybko ani wolno, co nie?
Co ja mam więcej napisać... no sielanka jest, sielanka. NA RAZIE.... ;>
Pozdrawiam Was wszystkich gorąco!