poniedziałek, 19 sierpnia 2013

25. Bo gdy jedno się cieszy, drugie po cichu płacze...

Cała drżała. Drżała tak niesamowicie, że ledwo mogła się ruszać. Z ledwością zdołała odgarnąć z twarzy kosmyki rudych włosów. Ale udało się. Zgarnęła je za ucho, a one jak na złość opadły z powrotem, gdy tylko zrobiła krok do przodu. W końcu je zbagatelizowała. Miała inne zmartwienia niż cholerne włosy. Na przykład to, że strach ją paraliżował. Strach przed tym, co się może zdarzyć. Za chwilę, za sekundkę. Bo już tam była.
W sercu czuła niepokój. Obawiała się tego, co może poczuć, gdy stanie z nim twarzą w twarz. Co jej serce zaśpiewa, gdy napotka spojrzeniem jego zielone tęczówki. 

Zastanawiała się, co on teraz robi? Co czuje? Jak zareaguje? Będzie krzyczał? A może nawet na nią nie spojrzy? Ta nieszczęsna noga... może go boli? Tak, na pewno go boli. Więc raczej krzyczeć nie będzie.
Choć szczerze wolałaby, aby wydarł się na nią, krzyczał, wrzeszczał... wszystko. Byleby nie cierpiał z bólu na jej oczach. 


Piętnaście minut wcześniej. 

Olka szła za rękę z Grzesiem w stronę sali. Niby środkowy się uśmiechał i w ogóle, ale między nimi dało się odczuć takie dziwne napięcie i podenerwowanie. A przynajmniej ze strony dziewczyny.
- Poczekam tu na ciebie. - Powiedział, gdy doszli na miejsce. - Chyba że wolisz, bym poszedł z tobą?
- Nie, nie. Nie musisz. - Machnęła ręką. - Dam sobie radę. - Sama nie wiedziała, czy chce pocieszyć jego czy samą siebie. 

 I w ten sposób weszła na halę, niesamowicie przestraszona. już na korytarzu słyszała huk uderzanej piłki, raz po raz. Z jednej strony dobrze, że ćwiczył. Ale z drugiej strony... cóż, obawiała się, że będzie zbyt zdenerwowany, jak ją zobaczy.
Trochę czasu minęło, zanim zebrała wszystkie swoje siły i stanęła przed wejściem na salę treningową. Trzymała rękę na klamce i ciągle się wahała.
Nagle usłyszała głośny łomot, jakby coś ciężkiego upadło z wielką siłą na podłogę. To był moment, kiedy gwałtownie szarpnęła trzymaną klamkę, prawie wyrywając ją z drzwi. I wpadła do środka.
- Zbyszek! - Wrzasnęła przerażona.
Siatkarz leżał na parkiecie i usilnie trzymał podkurczoną pod klatkę piersiową lewą nogę. Wszystkie jego mięśnie były napięte. Na twarzy malowało się ogromne cierpienie.
Podbiegła do niego i padła na kolana. - Zbyszek. - Wysapała. - W porządku? 

To było najbardziej idiotyczne pytanie, jakie mogła wypowiedzieć w tej sytuacji. Przecież jasne było, że nic nie jest w porządku. I siatkarz nie omieszkał się jej o tym poinformować.
 Pozbierał się do kupy, gdy tylko dotknęła jego ramienia. Wstał zaciskając szczękę i marszcząc brwi. Dokuśtykał w stronę powoli toczącej się piłki i po nią sięgnął. Potem poszedł za linię końcową. Chciał wykonać zagrywkę.
- Czy ty skretyniałeś do reszty?! - Dziewczyna podniosła się z podłogi. Wciąż była zszokowana tym, co się przed chwilą stało, co zobaczyła. Bo widok cierpiącego i prawie płaczącego Bartmana wcale nie był przyjemny... - Odpuść sobie ten trening! - Krzyknęła.
- Przeszkadzasz mi! - Krzyknął.
Chciała do niego podbiec, ale on wtedy wyrzucił piłkę do góry. Słychać było tylko jego szybkie kroki, uderzenie piłki i upadek na ziemię. Noga mu się podwinęła i klęknął, zaciskając zęby.
Serce waliło w piersi dziewczyny jak oszalałe. Podeszła i złapała do za rękę.
- Zostaw mnie! - Wyrwał się gwałtownie i poszedł do wózka z piłkami po kolejną. 

Znowu stanął za końcową linią. Ale Olka nie mogła dalej na to patrzeć. Nie mogła patrzeć, jak ląduje na podłodze. Niemalże słyszała, jak pęka kość w jego stopie. I niemalże czuła jego ból.
- Zbyszek, błagam. - Powiedziała drżącym i załamującym się głosem.
- Błagasz? - Prychnął. I dopiero wtedy na nią spojrzał. - Błagasz, o co?! - Podniósł głos. - Kurwa, czego ty kobieto jeszcze ode mnie chcesz! - Z całą siłą uderzył piłką o podłogę. Wielki huk odbił się echem w prawie pustej sali. - Ja... kurwa, dajże mi grać, dajże mi ćwiczyć! A nie tylko siedzisz w mojej głowie! gdy już sobie układam życie to się pojawiasz!
- Ja ci nie zabraniam grać w siatkówkę, Zbyszek! - Nieco pewniej podeszła do niego. Fakt, był zły i podenerwowany. Mógł wybuchnąć w każdej chwili. Ale ... może i grał twardego, choć wewnątrz niesamowicie cierpiał. I wcale nie chodziło tu o odrzucenie miłosne. po prostu nie dawał sobie rady. Pogubił się. pogubił się we własnym życiu.
 - Graj... ale wylecz najpierw kostkę... - położyła mu spokojnie rękę na ramieniu. 

W skupieniu obserwowała, jak emocje opadają, a zdenerwowanie przechodzi. Nie mija chwila, jak upada na podłogę. Siada i podciąga nogi pod klatkę piersiową. Zdejmuje sportowy but z lewej nogi. I mocno chwyta w dłonie obolałą i opuchniętą kostkę. I zapłakał. Najzwyczajniej w świecie zaczął płakać.
Dziewczyna klęknęła za nim i przytuliła go mocno od tyłu, rękoma obejmując jego klatkę piersiową i głowę kładąc na jego ramieniu.
- Zbyszku, pozwól sobie pomóc... - szepnęła spokojnie.
Tak bardzo bolało ją serce. Silny i twardy Zbigniew Bartman płakał na jej oczach. Tak usilnie starał się powstrzymać wypływające z oczy łzy, ale najzwyczajniej w świecie nie mógł. 

- Spokojnie... - Chciała choć trochę ulżyć mu w cierpieniu. Kątem oka widziała, że powoli rozluźnia napięte mięśnie twarzy.
Jedną ręką złapał jej dłoń i delikatnie odwrócił głowę. ich spojrzenia spotkały się.
- Jesteś... jesteś jak anioł. - Szepnął.
Tak, jak anioł... anioł, który już sam nie wie, co czuje. 


Na szczęście wszystko się dobrze skończyło.
Jeszcze tego samego dnia Zbyszek przyznał się fizjoterapeucie, że trenował na silnych tabletkach przeciwbólowych. Rzecz jasna, wydarł się na niego na cały, spalski ośrodek. A o występie na Memoriale Huberta Wagnera mowy nie było. Ale czego się spodziewał? jego kostka była tak doszczętnie zniszczona, że jego występ na Mistrzostwach Europy był pod znakiem zapytania.
Następnego dnia atakujący przeszedł rozmowę z psychologiem. W końcu jego zaciętość i trenowanie "po trupach" wcale nie należało do najrozsądniejszych. Nikt oczywiście nie twierdzi, że nasz Zibi zwariował. Ale po rozmowie z zaprzyjaźnionym psychologiem wyraźnie mu ulżyło i uspokoił swoje nerwy. Już na obiedzie wyglądał tak, jakby powoli porządkował swoje myśli, swoje życie. I aż miło było na nieco popatrzeć.
Fakt, że odbił się od tego bartmanowego dna, było tylko i wyłącznie jego zasługą. 

- Jak ty to zrobiłaś? - Kaśka wręcz nie mogła uwierzyć w to, co widzi.
Zbyszek usiadł z kolegami przy stole i rozmawiał z nimi. Ba, uśmiechał się nawet.
Olka sama nie wiedziała, jak tego dokonała. On po prostu... oświeciło go? Zrozumiał? Dorósł? Ciężko było stwierdzić.
- Ona po prostu zdolna jest. - Kosok pocałował ją czule w skroń. - I ta jej siła perswazji, wiedziałem, że jej się uda.
No tak. Grzesiu. On nie widział, w jaki sposób tego dokonała. I to chyba nawet lepiej dla niego i dla ich związku.
Oczywiście, do niczego nie doszło. Po tym całym wydarzeniu na sali treningowej, Aleksandra dźwignęła go na nogi i wyprowadziła z hali, starając się go podtrzymać na własnych ramionach. A wiadomo, lekko nie było. DO hotelu jednak doprowadził go już Grzesiek. Na całe szczęście. Bo Olka najzwyczajniej w świecie by nie podołała. przy siatkarzach wyglądała jak chuchro, albo wieszak na ubrania. 


Spokojną z początku kolację przerwało przybycie trenera. Nie był tylko po rozmowie z dziennikarzami. Najprawdopodobniej spotkał również fizjoterapeutę, bo wpadł na stołówkę rozwścieczony jak nigdy. I, rzecz jasna, Bartmanowi zebrał się kolejny opierdol. Ale tym razem wszyscy się zaśmiali.
- Bartman, ty to namieszałeś. Nawet ja taki zdolny nie jestem. - Ignaczak potarmosił go po czarnej czuprynie.
- Ta, wiem. Ale jutro wszystko, wszyściutko wyjaśnię w tych cholernych gazetach. - Zapewnił.
- Ej, to wspomnij też, że Kurek szuka panny. - Jarosz zaczął się głośno śmiać.
Standardowo, od razu zebrał w tę ryżą głowę od Bartosza.
- Żartujecie? - Bartman zmarszczył brwi. - Mam Kurka zareklamować? Dobre sobie! Sam siebie muszę ogłosić.
- Coś w stylu: "Biedny, kontuzjowany stary kawaler szuka panny, która się nim zaopiekuje"? - Odezwał się Cichy Pit przeglądając strony internetowe na telefonie.
- W sumie... nieźle. Ale wyciąłbym "stary". - Stwierdził po chwili namysłu.
- Eee... - Piter się skrzywił. - Trochę za późno.
- Jak to "za późno"? 

- No bo on już wrzucił ogłoszenie na eDarling. - Winiarski z ledwością mógł powstrzymać nieopanowany wybuch śmiechu.
Bartman w jednym momencie się załamał. Z kim ja żyję, pomyślał zrezygnowany.
- To wrzuć chociaż moje jakieś w miarę normalne zdjęcie...

- Ależ misiu, - Kubiak chwycił go za policzka, jak babcie robią to wnuczkom - ty masz same "słit focie." 
Zbyszek poirytowany zaczął wyzywać na przyjaciela, ale koniec końców zaczął się śmiać.
- Mam pomysł ! - Nad głową Ignaczaka zapaliła się żarówka. Ta, zapewne będzie to doprawdy inteligentny pomysł równie inteligentnego libero.
- Szokujesz, Igła. Ty myślisz? - Zakpił z niego Winiarski.
  On to jednak puścił mimo uszu.
- Wyjeżdżamy w poniedziałek, więc chodźmy na dziołchy na to wiejsko impeze, co w niedziele jest!
Ta. I to jest właśnie ten "inteligentny" pomysł Krzysztofa Ignaczaka.
- Na dziołchy? Tyś za stary na "dziołchy". - Skwitował go Kubiak.
- Ach no, szczegół. - Machnął ręką. - Ale Kurkowi i Zbychowi znajdziemy.
- Ja już mam swoją laskę! - Zibi pomachał nad stołem kulą, prawie uderzając nią w kolegów. - A tak na poważnie, densing w moim przypadku  to raczej nie jest dobra myśl.
- Czy ja dobrze słyszałam? - Kaśka jak spod ziemi wyrosła nagle przy ich stole. - Densing? Idziemy na balangę?
- Uwielbiamy wiejskie imprezy! - Krzyknął Ignaczak. Odszedł od stołu i zaczynał się wyginać w różne strony i śpiewać "jesteś szalona, mówię ci!..."

Jego koledzy tylko złapali się za głowy.
- To ja proponuję, żeby bliźniaczki zabrały jeszcze swoją kochaną matulę. Jestem pewny, że się będzie świetnie bawiła! - Klasnął w dłonie Kurek. Kolejny inteligent sypiący mądrymi pomysłami.
- Kurek, bo ja za te twoje pomysły to normalnie cię w siatkę owinę, wsadzę piłkę do gęby i wrzucę do pobliskiego jeziora, jak Boga kocham. - Powiedział trener, a inni zaśmiali się. 

Anastasi stanął przy ich stoliku i skrzyżował ręce. - Potańczyć iść możemy, ale uwierzcie. Dla własnego dobra tej kobiety ze sobą nie bierzcie. 
- No to idziemy densić! - Bartman się rozpromienił. - A ja będę waszym DJ`em! - Zaczął śmiesznie wymachiwać rękoma. 
  I tymi słowami coach i Bartman uruchomili serię głupawek i nieopanowanych wybuchów gwałtownego śmiechu... dlatego dla zachowania bezpieczeństwa najzwyczajniej w świecie Anastasi opuścił stołówkę.
Zrobił to z uśmiechem na twarzy. Bo jego siatkarze najwyraźniej się dogadali. W końcu. Czas i pora! 


Aleksandra spędziła cały wieczór w towarzystwie Grzesia. Siedzieli razem na ławeczce obok hotelu i napawali się swoją obecnością, tak romantycznie wpatrując w przejrzyste, nocne niebo, rozświetlane przez miliony mieniących się gwiazdek. Dziewczyna na wpół leżała na siatkarzu, wtulona w jego tors, a on tak bawił się kosmykami jej włosów. Z twarzą wtuloną w niego słyszała jego spokojne, rytmiczne bicie serca. Jego obecność przynosiła jej dziwną ulgę i ukojenie w nerwach. Był jej własną i najlepszą oazą spokoju.
Fakt, czuła się przy nim tak swobodnie, tak... normalnie...
I wtedy pomyślała sobie o Zbyszku. Jak z automatu wstrzelił się do jej głowy. Przy nim czuła się inaczej. Wszystkie emocje targały nią na wszystkie, możliwe strony. Rozrywały jej serce. Dosłownie wszystkie. Nienawiść, złość, pragnienie, namiętność, przyjaźń... przy nim nie mogła się skupić i opanować. Drażnił ją i jednocześnie przyciągał do siebie niewidzialną siłą. Tak było oczywiście aż do dnia dzisiejszego.
BO nawiasem mówiąc od wydarzeń z hali nie spojrzał na nią ani razu. Zachowywał się, jak gdyby nigdy nic się nie stało. Uśmiechał się tak, jakby jej przy tym nie było. Wyrażał się spokojnym i opanowanym tonem, zupełnie jakby pięć godzin wcześniej nic się nie zdarzyło. Jakby... jakby w jednej chwili wyzbył sie wszystkich uczuć do niej. Jakby przestała dla niego istnieć.
Powinna się cieszyć... więc dlaczego w jej sercu gości żal? Dlaczego czuła, jakby straciła jakąś szansę? 

Której... w sumie już raczej nigdy nie odzyska. 




~ *  *  * ~
Uwierzcie, że się spieszyłam! Naprawdę! ;D ALe pomimo waszych próśb, niestety... rozdział dopiero o 1:30 w nocy. 
Zapraszam Was na mojego fanpage`a na facebooku!  Kliknij i lajkuj!


PS. I macie, uśmiechniętego Zbycha. Uśmiechnięty jest. Ale nikt nie mówił, że się uśmiechnie, bo z Olką się zejdą! ;3



3 komentarze:

  1. Świetny rozdział.
    Ja i tak nadal mam nadzieję, że oni będą rozem. ;)
    Oczywiście mam na myśli Zbycha.

    OdpowiedzUsuń
  2. Zacznij pisać o tym, że Olka jednak będzie z Bartmanem! :)

    OdpowiedzUsuń
  3. A kiedy nastepny?

    OdpowiedzUsuń