Jej siostra właśnie kończyła się pakować.
- Jak to co? Wracam do Ameryki! - Uśmiechnęła się.
To był dla blondynki wstrząs. Normalnie świat się w jednym momencie zawalił. No bo jak to, po tym wszystkim, co przeszły... co oni wszyscy przeszli.. tak po prostu wyjeżdżała? Zostawiała ich? Czy to naprawdę miał być koniec? ...
- Posłuchaj, Kasia. - Olka, widząc smutek w oczach siostry, wstała i stanęła przed nią. Położyła jej ręce na ramionach. - Fajnie było i w ogóle, ale sama dobrze wiesz, że to nie mój świat. Nie pasuję tutaj.
Ale to nie przekonało dziewczyny. Wprost nie mogła uwierzyć, że po tym wszystkim Olka chciała wyjechać.
- Jak możesz tak w ogóle mówić! - Gwałtownie zrzuciła z ramion dłonie siostry i z ledwością powstrzymując łzy, wybiegła z pokoju.
Nie zastanawiała się długo, gdzie pobiegnie. Do pokoju Kubiaka i Bartmana wpadła nietypowo, bo bez pukania, od razu rzucając się na Miśka, wtulając się w niego i becząc jak dziecko.
- Kasia? Co jest? - Siatkarz był zszokowany. Kaśka przecież nigdy nie płakała. A przynajmniej nie z byle powodu, więc coś strasznego musiało się stać.
- Bo ona, bo Olka... - Próbowała z siebie to wykrztusić, lecz szloch jej uniemożliwiał.
Bartman aż się podniósł z miejsca. Tak naprawdę i on, i Michał domyślali się, o co chodzi płaczącej blondynce.
- Ona kurna wraca do Ameryki! - Wykrztusiła z siebie.
I w jednym momencie świat Bartmana zawalił się.
- Zbyszek!... - Jarosz, jak zwykle bez pukania, wszedł do pokoju kolegów. - Pożycz no!...
Widząc jednak płaczącą Kaśkę wtuloną w ramiona Kubiaka, zamurowało go. Niepewnie do nich podszedł.
- Zibi umarł?... - Przeraził się. W końcu w pokoju nigdzie nie było kontuzjowanego siatkarza, więc Kubie najgorsze na myśl przyszło.
Dziku zgromił go spojrzeniem.
- Nie. Gorzej. - Kubiak westchnął z wyraźnym smutkiem. - Olka wraca do Ameryki.
Jarosz wytrzeszczył na niego oczy, nie mogąc uwierzyć w to, co właśnie usłyszał. Zrezygnowany usiadł na łóżku Bartmana i wpatrywał się ślepo w jakiś punkt na podłodze.
- Ja pierdolę... - Tylko tyle z siebie wykrztusił, bo wtedy drzwi znowu się otworzyły.
- Jarosz, no ja cię normalnie!... - Kurek wpadł cały podminowany do pokoju. - Kurwa - spojrzał po przygnębionych przyjaciołach i ryczącej Kaśce - co wy tacy? Bartman umarł?
- Nie, - za jego plecami stanął przygnębiony Cichy Pit - Olka wyjeżdża.
W pokoju zapanowała martwa cisza, przerywana tylko przez szloch Kaśki. Nikt nie wiedział, co powiedzieć. Wiadomość była po prostu ciosem w serce.
- A tak w ogóle, gdzie jest Bartman? - Zapytał się w końcu Kurek.
Dopiero teraz uświadomili sobie jego rzeczywisty brak. Kontuzjowany przecież daleko zajść nie mógł. Poza tym, jedyne co robił to siedzenie na dupie w pokoju.
- Własnie, gdzie go licho poniosło?
- Jakie tam licho. Serce!
I to również serce sprawiło, że Kurek wybiegł z pokoju jak wystrzelony z procy.
Nie spotkał Bartmana ani na korytarzu, ani w pokoju Aleksandry. Zobaczył ich dopiero gdy wyszedł na zewnątrz... jednak ani jedna z dwóch postaci nie przypominała drobnej sylwetki Olki. niepewnym krokiem podszedł do siedzących na ławce Zibi`ego i Kosy. I widząc ich miny jego serce natychmiastowo zamarło.
- Gdzie ona jest? - Zapytał drżącym głosem.
- Pojechała. - Bartman nie odrywał wzroku z ziemi.
- Ale jak to? - Wprost nie mógł w to uwierzyć.
Tak samo jak inni, którzy przybyli chwilę po nim. Wielką grupą stanęli wokół.
- Tak to. - Grzesiek podał mu zapisaną kartkę. - Przeczytaj.
Bartek drżącymi dłońmi rozłożył kartkę. I widząc pierwsze słowo... "Przepraszam", jego oczy momentalnie się zaszkliły. Jemu, twardemu osiłkowi.
- Przepraszam, że opuszczam Was bez pożegnania. - Załamujący się głos Kurka mocno odbijał się na uczuciach innych. - Wiem po prostu, że zapewne nie puścilibyście mnie na lotnisko. Ale uwierzcie, moi Drodzy, tak będzie lepiej. Swoim przybyciem do Polski, do Spały.. mocno namieszałam. Nie tak powinno być. Przepraszam za zamęt, który wniosłam do Waszego życia. Przepraszam za słowa, które padły, choć nie powinny. Byliście dla mnie tak wspaniali. Nie zasłużyłam na takich przyjaciół, jakimi dla mnie byliście. Każdy z Was.
Pokazaliście mi prawdziwe życie, prawdziwą przyjaźń. Jednak już dalej nie mogę zakłócać harmonii i ładu, który panuje w Waszym zespole. Zamiast niańczyć niedojrzałą dziewczynkę z Ameryki powinniście skupić się na zbliżających się zawodach.
Opuszczam wiec Was ze smutnym sercem, ale i z wiarą w Wasze możliwości. Powracam tam, gdzie moje miejsce. Powracam do życia, na które zasłużyłam. Wracam do Ameryki i proszę, nie miejcie mi tego za złe.
- Przepraszam za wszystko, co zrobiłam. Alex. - Zakończył czytanie listu.
Cisza. Głucha cisza. A w sercach siatkarzy i Kaśki niepokój. Niepokój i narastająca tęsknota za amerykańską dziewczyną. Czuli się tak, jakby przegrali jakiś ważny mecz... jakby przegrali i zrezygnowani siedzieli na hali, nie wiedząc, co ze sobą zrobić...
- Fakt, namieszała w naszych życiach niesamowicie... - Westchnął Ziomek.
- I w sercach... - Dodał cicho Kosok.
- I co jak co, ale dogadać potrafiła. - Ignaczak na samo wspomnienie uśmiechnął się pod nosem.
- Dogadać i pokazać, kto tu rządzi...! - Kurek otarł spływającą po policzku łzę. Uśmiechnął się słabo, jednak już po chwili kąciki jego ust opadły z powrotem.
- Zmieniła się, widzicie to? - Winiarski wziął do rąk list od dziewczyny. - Fakt, każdemu z nas zalazła za skórę i to porządnie, ale widzicie, że zaczęła do nas pasować?...
- No, te słowa... - Cichy Pit namyślił się. - To nie pisała Alex tylko Ola.
Kaśka znowu się poryczała. Kubiak mocno przytulił ją do siebie.
Znowu zapadła cisza, przerywana tylko przez szloch dziewczyny. Albo i nie tylko. Bo Bartman chowając twarz w dłoniach, ukrywał jednocześnie wypływające z oczu gorzkie łzy.
- Zbychu, nie płacz, bo zaraz ja się popłaczę! - Ignaczak kucnął przy kontuzjowanym koledze.
I tak tkwili dopóki męski, stanowczy głos nie doprowadził ich do porządku.
- Jak dzieci. - Rozgromił ich niewielki "wielki" tłum.- Zamiast beczeć i użalać się nad sobą, jakby umarła, chyba powinniście spróbować ją zatrzymać, nie? - Zasugerował.
I ich serca odżyły w jednej chwili. Tak oczywiste słowa trenera przywróciły ich do życia, przywróciły nadzieję.
- Idziesz? - Nate złapał za rękę Aleksandrę.
Właśnie mieli odprawę, jednak Ola próbowała to przedłużyć. Raz po raz rozglądała się mając jakąś taką cichą nadzieję, taką malutką, maciupeńką... że ktoś będzie próbował ją w Polsce zatrzymać.
- Idę, idę. - Westchnęła i za dwójką przyjaciół przekroczyła bramkę.
Kompletnie nie rozumiała własnych uczuć. Przecież chciała wrócić do Ameryki. Wrócić do domu z uradowaną przyjaciółką oraz z chłopakiem, który wyznał jej w końcu miłość. Jego silny i stanowczy uścisk dłoni, jego czułe spojrzenie i szelmowski uśmiech. Wszystko to tylko ciągnęło ją do samolotu. Jej ciało, oczywiście. Bo serce mimo wszystko chciało zostać...
Klamka jednak zapadła. przeszli przez bramkę. Ani śladu po jej polskich przyjaciołach. TO ją tylko umocniło w przekonaniu, że dobrze robi. Że stanowczo zbyt dużo namieszała w ich życiu. Praktycznie przez nią przegrali ostatni mecz. Dlatego jedyną dobrą rzeczą, jaką mogła zrobić, to wrócić do Ameryki, do swojego starego życia, pełnego światowych wydarzeń, sław, sztuczności i kłamstw.
- W porządku? - Upewniał się Nate, patrząc na dziewczynę niepewnie. Wchodzili właśnie do samolotu.
Przecież o tym, głupia, marzyłaś - pomyślała.
Dziewczyna skinęła głową i uśmiechnęła się do chłopaka.
Prawie wszyscy siatkarze wpadli na lotnisko nie patrząc nawet, gdzie biegną. Fakt, znali ten budynek jak własną kieszeń. Nerwowo przemierzali poczekalnię, dokładnie ją penetrując. Wszyscy ludzie patrzyli na nich zaciekawieni i rozpromienieni, nawołując ich znane nazwiska i prosząc o autografy. Nikt jednak się nie zatrzymywał. Nikt nie zwracał na to uwagi. Szukali tylko rudej czupryny.
Niestety, po niej ani śladu.
- Cholera, spóźniliśmy się?! - Wrzasnął poirytowany Kurek. Złapał się za włosy, niemalże wyrywając je z głowy.
- Kurwa, w filmach to zawsze idzie zdążyć. - Ignaczak zrezygnowany oklapł na siedzenie.
- Idę zapytać w informacji, może jeszcze nie odlecieli. - Chyba tylko Łukasz Żygadło myślał trzeźwo.
Wysoka blondynka za ladą, widząc go, uśmiechnęła się szeroko. Chciała już prosić o autograf, jednak milczała widząc jego zdenerwowaną minę. Prosto z mostu zapytał się o lot do Ameryki.
- Proszę pana, - zmarszczyła brwi i skinęła w stronę ogromnych okien, przez które doskonale widać odlatujące i przylatujące samoloty - niestety, ale się pan spóźnił. Samolot już wystartował. - Pokazała mu unoszący się już wysoko nad ziemią ogromny statek powietrzny.
Z całej siły uderzył pięścią w blat i zacisnął zęby. Spóźnili się! Spóźnili się, jak to możliwe!?
- I co? - Podszedł do niego Kosok, spoglądając na niego z nadzieją.
On jednak spuścił wzrok i pokręcił głową.
I nie musieli nic mówić, gdy wrócili do oczekujących w napięciu pozostałych przyjaciół. Ich miny... mówiły same za siebie.
Olka odleciała i musieli się z tym pogodzić.
~* * *~
Hej.. rozdział nieco przygnębiający.. ale wiecie, jaka ja jestem. Lubię dramatyzować... wszystkim to potrzebne, nie?...
Choć nie powiem, mnie samej się smutno zrobiło.... ;<
Jeśli po 16 rozdziale byłam zdruzgotana i zszokowana decyzją Oli, to teraz już sama nie wiem co myślę. Co dalej, ja się pytam, co dalej?! Nie mam zielonego pojęcia co się teraz wydarzy, więc tylko czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział i jakiś... No nie wiem, nagły zwrot akcji, obrót spraw o 180 stopni - COKOLWIEK. ;)
OdpowiedzUsuńRozdział smutny =(
OdpowiedzUsuńOby Ola wróciła do nich =)
Niech wróci ;))
OdpowiedzUsuńDo Kurka lub ZB9 ;))
O ja Cię dziewczyno! Ja nie wiem jak ty to robisz,że dodajesz w jeden dzień kilka rozdziałów....no po prostu czapki z głów :) Uwielbiam te opowiadanie. Przepraszam,że wcześniej nie komentowałam,ale po prostu nie miałam czasu. Teraz będę starała się to robić regularnie. :)
OdpowiedzUsuńTen rozdział świetny. Myślałam,że jednak zdążą i powstrzymają ją przed odlotem. Najlepszy był tekst Igły,że w filmach zawsze zdążają. :D Mam nadzieję,że albo oni coś wymyślą i polecą,albo ona sama wróci. Zobaczymy co wymyślisz.;)
Pozdrawiam :)
Aż mi się płakać zachciało jak odleciała :(
OdpowiedzUsuń