piątek, 23 sierpnia 2013

31. Only know you love her when you let her go...

Tak bardzo źle cię czuję. Moje serce... zupełnie jakby ktoś je trzymał. I ściskał, by w końcu się zatrzymało. I to trwa w nieskończoność. Już dwa razy na kilka minut ścisnął je tak, że przestało bić. I sprawianie, by znowu pikało jest takie męczące. Za drugim razem mam już zupełnie tego dosyć. Nie chce mi się walczyć. Nie chce mi się żyć.
Mimo to po jakimś czasie... budzę się. Zupełnie jakbym z zaświatów powracała do świata żywych. Gdzieś w tej wszechogarniającej mnie ciemności dostrzegłam malutkie, jasne światełko. I kroczyłam w jego stronę. Co raz bardziej się powiększało. Ale wraz z tym powraca ból. Ból nie do opisania. Jakby ktoś połamał mi wszystkie, nawet te najmniejsze kości. Jakby ktoś przygniótł mnie jakimś ogromnym ciężarem i wszystkie moje wnętrzności były zmiażdżone. To wcale nie jest przyjemne.
Nie chce mi się żyć. Błagam, zabijcie mnie. Moje ciało.. wszystko mnie tak bardzo boli!..
I wtedy ktoś szepce moje imię. Tak delikatnie, tak czule. Z nadzieją w tym spokojnym głosie. I wszystko odchodzi. Całe cierpienie. Na bok.
Och, to on! Siedzi przy mnie. Trzyma mnie za rękę. Ale jest tak blisko, a jednocześnie tak daleko....
Chcę się odezwać. Ale nie potrafię. Dlaczego?
Chcę się poruszyć, ale czuję, jakby ktoś mnie mocno trzymał albo przywiązał do łóżka. Jak to możliwe?...
- Ola? Olu!... - Jego głos jest co raz bardziej wyraźny. - Patrz, budzi się... - Mówi do kogoś.
Jaka jestem szczęśliwa! Moje serce tak szaleńczo bije z radości! Aż mam ochotę zeskoczyć z łóżka, wstać i skakać!...
I wtedy ja...
- Ola, nie zasypiaj. Ola, proszę!... - Głos wydaje się być trochę przerażony.
I wtedy ja odpływam. Znowu. Dlaczego teraz, gdy w końcu odnalazłam go wśród ciemności?!.... 

Bo jak dla mnie, mogłabym istnieć tylko dla tego głosu. I tylko dla niego żyć...

* * *

Następnego dnia na zewnątrz była naprawdę paskudna pogoda. Nad Płockiem zgromadziły się ciemno-szare chmury, które już od samego dana dały o sobie znać posyłając na ziemię rzęsisty deszcz. Poza tym znacznie się ochłodziło. Zupełnie jak w sercach naszych bohaterów.
- Zibi, idź do hotelu, prześpij się. - Łukasz był cholernie zmartwiony o swojego kolegę.
- Nie. Zostanę tu. - Burknął ledwo dosłyszalnie Bartman.
Nikt już na niego patrzeć nie mógł. Nie spał co najmniej dwadzieścia osiem godzin Pił jedynie kawę z automatu stojącego na korytarzu, tuż obok sali Oli. I odkąd lekarz powiedział, że jest "stabilna", przesiaduje u niej na okrągło, nie spuszczając z niej wzroku. I czekając, aż otworzy oczy.
  Ziomek westchnął. Jak miał przekonać tego upartego osła, że powinien iść do hotelu i odpocząć? Poza tym wciąż poruszał się bez kuli. To mu tylko mogło na nogę zaszkodzić. Idiota. Ale takiemu nie przegadasz, nie ma szans.
I wtedy nagle się ożywił. Łukasz spojrzał na niego zdziwiony, jak doskakuje do łóżka.
- Ola? Olu!... - W jego oczach obudziły się iskierki nadziei. Spojrzał na kolegę. - Patrz, budzi się...
  Rozgrywający podszedł i się przyjrzał dziewczynie. Faktycznie, zaczynała się powoli budzić. Jej gałki oczne pod powiekami się ruszały, jakby kogoś szukając w ciemnościach. I tak ledwo, ledwo poruszyła spierzchniętymi wargami, jakby chcąc coś powiedzieć.
Po chwili jednak się uspokoiła, znowu zapadając w sen.
- Ola, nie zasypiaj. Ola, proszę!... - Bartman błagał, zrozpaczony, trzymając rękę rudej przy swojej twarzy. Jednak to było na nic. Już się nie poruszyła.
- To dobry znak, Zbyszek. - Poklepał go po ramieniu. - Nasza Aleksandra powoli zaczyna wracać do "świata żywych".
- No i właśnie dlatego muszę poczekać. Nie mogę tracić czasu. - Mówił stanowczym głosem. - Gdy tylko się obudzi, muszę jej coś powiedzieć.
Żygadło o nic nie pytał, on już wszystko wiedział. Bo jego kolega, mimo że był upartym idiotą, aż kipiał całą tą miłością do rudej, amerykańskiej księżniczki.
- A wy tu co jeszcze robicie? - Na salę wpadł nagle Anastasi. Zdziwił się widząc wciąż tutaj siatkarzy. - Przecież mecz gracie za godzinę.
- Wiem, i właśnie chciałem zgarnąć Bartmana. Albo na halę, albo do hotelu, bo wygląda jak trup. - Skwitował wygląd atakującego Łukasz.
- Mówiłem już, że nigdzie nie idę.
- Nie, Bartman. Własnie, że idziesz. - Zarządził coach. jego stanowczy głos sprawił, że siatkarz się wzdrygnął. - Wiem, że lubisz moją córkę, ale siedząc tu niewyspany, głodny i wymęczony nic nie wskórasz.
 Mimo wcześniejszej niechęci, Zbyszek pokornie wstał. Łukasz podał mu kule.
- Ale proszę zadzwonić, jak tylko się obudzi. - Poprosił jeszcze.
Trener przytaknął.
- A wy - zwrócił się Andrea jeszcze do Żygadły, mówiąc o całej drużynie - dajcie z siebie wszystko. Drugi trener będzie miał na was oko, bo ja tutaj zostaję.
- Tak jest! - Powiedział rozgrywający. Był tak bojowo nastawiony, jak nigdy. - Wygramy!
Trener poklepał ich obu po ramionach. Wierzył w nich. I będą dla niego wspaniali nawet wtedy, gdy przegrają. To jest drużyna marzeń. To jest jego rodzina.
Ziomek wyszedł pierwszy, trzymając otwarte drzwi przed kolegą. Bartman szedł powoli, niepewnie. Będąc w progu drzwi spojrzał na dziewczynę. Jeszcze wtedy nie wiedział, że ostatni raz..

Płocka Orlen Arena była wypełniona po brzegi w totalnej większości przez polskich kibiców. Jak zawsze z naszymi zawodnikami byli całym sercem. kibicowali wiernie i z charakterystycznym dla nich oddaniem. A biało- czerwoni siatkarze? Tego dnia byli wyjątkowo walecznie nastawieni, i dało się to odczuć, od momentu gdy zjawili się na boisku. Tym razem nie tylko Ignaczak motywował ich do walki. Wszyscy siebie wzajemnie motywowali i krzyczeli do siebie.
Nim jednak mecz się zaczął, Winiarski podszedł do komentatora i wziął od niego mikrofon.
- Cześć, wszystkim, tu Michał Winiarski! - Powiedział. Halę wypełniły piski i krzyki. - Nim zacznie się mecz, chciałbym was o coś poprosić. - Niepewnie podrapał się po głowie. - Jak pewnie wiecie, wczoraj przed halą miał miejsce wypadek. Ofiarą były nasze dwie przyjaciółki. Córki naszego trenera. Są w szpitalu, jednak jedna niestety wciąż się nie obudziła... - Jego głos się załamywał. Musiał szybko pozbierać się do kupy. - I te dwie godziny będą nie tylko decydujące o zwycięstwie tutaj, na hali, ale również w szpitalu. Musicie wiedzieć, że ona niezwykle pomagała nam w przygotowaniach w treningach, zawsze nas wspierała. Dlatego chciałbym - mówił, a na sali panowała cisza; siatkarze przestali się rozgrzewać, tylko słuchali - abyście wy wszyscy, wszyscy zawodnicy i kibice na hali, ludzie siedzący przed telewizorami... żebyśmy również ją wsparli myślami i sercami, jedną minutą ciszy.
  I jak na zawołanie halę wypełniła cisza. Cisza przepełniona nadzieją i modlitwą. Wszyscy stali skupieni, niektórzy ze łzami w oczach, a inni z dzielnie uniesionymi głowami wyrażając tym samym wiarę. Wiarę w te dwie godziny.
- Dziękuję. - Powiedział Winiarski po minucie trwania w milczeniu.
  Po hymnach i zaprezentowaniu zawodników rozpoczęła się walka. Nie był to zwykły mecz. Nasi siatkarze grali dla dziewczyn, dla Oli, i dzięki temu zwyciężyli z Holandią trzy do zera. Niesamowicie ich rozgromili.
 I po wygranym meczu wskoczyli do tego ciasnego busa i pojechali prosto do szpitala, ciesząc się zwycięstwem i mając nadzieję, że zastaną nie śpiącą już Aleksandrę.

Gdy trwał ostatni set meczu na sali Oli znowu rozpętała się sprzeczka. Między rodzicami, rzecz jasna.
Elizabeth, która do tej pory siedziała przy śpiącej Kasi, poszła do drugiej córki. Siedział właśnie przy niej Andrea Anastasii, ściskając mocno jej wychudzoną dłoń. Był tak na niej skupiony, tak pogrążony we własnych myślach, że nawet nie zauważył przyjścia byłej żony.
- Andrea. - Powiedziała, wyrywając go z zamyślenia. - To może trwać w nieskończoność. Poza tym, transport jest gotowy.
  Podniósł głowę i zmęczonym spojrzeniem zmierzył zdecydowaną kobietę. Westchnął. Przecież to będzie najlepsze wyjście.
- Masz rację... tak będzie najlepiej dla Oli. - Westchnął głęboko i znowu spojrzał na córkę.
- Ustaliłam już wszystko z lekarzami, wypisałam ją już z samego rana. Powinniśmy jak najszybciej odlecieć, póki jej stan jest stabilny.
- Lecę z wami.
Rodzice odwrócili się gwałtownie w stronę drzwi. Niespodziewane przyjście Kaśki bardzo ich zdziwiło jak i równiez zaniepokoiło. Starała się nie przewrócić, podpierając się o framugę drzwi.
- Kasiu! Powinnaś leżeć! - Natychmiast podbiegł do niej ojciec i wciął ją pod ramię.
Doprowadził ją do krzesła, na którym usiadła z wielką ulgą. I wtedy na nią spojrzała. Na swoją siostrę. Widziała ją po raz pierwszy od wypadku i widok ten aż łamał jej serce. Ta z pozoru twarda dziewczyna, teraz leżała jak martwa. Była bezbronna i niewinna. I jej siostra obwiniała się o to, że nic nie mogła z tym zrobić. nie mogła jej pomóc.
Dlaczego do nie ja?! - Krzyczały jej myśli. - Dlaczego?... Gdybym mogła... leżałabym tu zamiast niej. bez zastanowienia zamieniłabym się nią miejscem...

- Ja.. - powiedziała nagle - słyszałam waszą rozmowę. I chcę lecieć do Ameryki - jej stanowczy głos zdziwił rodziców, a najbardziej Andreę. - Muszę z nią być. Muszę jej pomóc.
  Anastasi otworzył usta, by coś powiedzieć, jednak zaskoczenie wzięło górę i nie był w stanie słowa wykrztusić. On... on traci je obie. Traci obydwie córki. I nic nie może z tym zrobić.
Kasia najwyraźniej zauważyła, że ta decyzja to cios w serce taty. Przecież spędziła z nim dwadzieścia lat, a teraz będą musieli się rozstać. Kto wie, na ile? Na pół roku? Rok? A może więcej?...
- Tatko, spokojnie. - Przytuliła go. - Ja obiecuję, że wrócę. Wrócę, jak tylko Ola stanie na nogi.
- To będzie... trudne. - Ścisnął ją mocniej.
Tego najbardziej się obawiał; że kiedyś zostanie sam. Zupełnie sam.
- Przecież nie będziesz sam - zupełnie, jakby czytała mu w myślach - masz siatkarzy, którzy kochają cię jak ojca.
- Kocham cię, córciu. - Pocałował ją w czoło. - Kocham was obie i nic tego nie zmieni, pamiętaj.
Ujął jej twarz w dłonie i spojrzał głęboko w oczy. Jego spojrzenie było przepełnione bólem, troską i miłością.
To był dla niego cios. Potworne uczucie. Stał przy szpitalnym helikopterze i patrzył, jak ostrożnie przenoszą na noszach Aleksandrę. Podbiegł jeszcze do niej i złapał za rękę.
- Ta... tato... - Wysapała przez sen. - Ko... ch... cie... 

 Łzy nagromadziły się w jego oczach. W tym momencie wsadzili ją do środka. Kasia przytuliła go raz jeszcze na pożegnanie.
Andrea Anastasi wiedział, że to jedyna możliwość, by uchronić Olę przed wózkiem inwalidzkim. Miał się nią zająć światowej sławy lekarz, chirurg, więc mogło być tylko dobrze. A Kasia... z bólem serca ją puścił, ale tak będzie lepiej. Bo jej siostra ją potrzebuje. I gdy tylko sezon reprezentacyjny się skończy, poleci do Ameryki. Za długo nie doceniał miłości córek, którą ma i bez której nie mógłby żyć. Gdyby zginęły w tym wypadku.. nie przeżyłby tego.
Odsunął się kilka kroków dalej. Helikopter odleciał. A wraz z nim jego serce... 


Spotkali go siedzącego na ławce przed szpitalem. Przygarbiony, z twarzą schowaną w dłoniach. Niepewnie do niego podeszli. Wszyscy, poza Bartmanem, który dopiero był w drodze.
Jego spojrzenie mówiło samo za siebie. Coś.. coś było nie tak.
- Co się stało? - Pierwszy zapytał Kurek.
- Nie ma ich. - Rzucił krótko, nie spoglądając nawet na swoich zawodników.
  Kubiak parsknął.
- Jak to: nie ma? - Aż złapał Andreę za ramiona. - Trenerze, o co chodzi?

- Nie ma.. ich. - Powtórzył załamującym się głosem. - One... odleciały. Przetransportowali je do Ameryki.
- Co? - Winiarski nie mógł uwierzyć w to, co słyszy. - Nie, to chyba jakiś dowcip. Marny, doprawdy.
- Nie żartuję. - Coach w końcu na nich spojrzał. Był cały zapłakany.
On naprawdę nie żartował i do chłopaków w końcu to docierało.
- Chodziło o Olę. Tam otrzyma pomoc, na którą nie stać polskich szpitali. Tam zajmie się nią chirurg i może obejdzie się bez wózka. - Na samą myśl zacisnął pięści. Był taki zdenerwowany i smutny jednocześnie. - A Kasia  po prostu chciała przy niej być..
- I tak bez pożegnania?... Bez słowa odleciały? - Ignaczak oklapł obok trenera, kompletnie tego wszystkiego nie rozumiejąc.
- Do KURWY NĘDZY! - Wrzasnął Kubiak. Złapał się za głowę i zdenerwowany spoglądał w niebo. Tak go nosiło, że aż miał ochotę coś rozwalić, coś uderzyć!... - KURWA! - Przeklął znowu.
Nie rozumiał, jak ona mogła?! Zostawiła go! Bez słowa! Ona nie mogła tego, cholera, zrobić!

- Michał.. - Jarosz próbował go uspokoić.
- Ja pierdole! - nerwy przechodziły a w miśkowych oczach pojawiały się łzy. Z truden powstrzymywał nagły wybuch płaczu.
- Ej?.. - Dochodził właśnie do nich Bartman, podpierając się na kulach. - Dziku, czego ryczysz?... - Zapytał, niepewnie spoglądając na przyjaciela, który lada moment a wybuchnie: albo ze złości, albo ze smutku. 

 Okazał jednak swoją słabość. Podszedł do przyjaciela i ścisnął go mocno, jakby chcąc, by wziął od niego choć część targających nim emocji. 
- Kurwa, Bartman!... - Mówił przez łzy, wypłakując się w jego ramię. - Zostawiła mnie! Zostawiły nas!....
  Osłupiały Zbyszek nie wiedział, co powiedzieć. W ramionach trzymał rozbeczanego przyjaciela, który właśnie oświadczył, że sens ich życia zniknął. Przepadł. Jak... jak on się teraz pozbiera? Powiedzcie, jak?...
  Kochał ją. I to tak bardzo. Szkoda tylko, że uświadomił sobie to dopiero teraz. Teraz, gdy ją stracił...



Only know you love her when you let her go..



~*  *  *~
I w ten sposób, moje drogie, dobrnęłyśmy do KOŃCA. 
Mam nadzieję, że Wam się podobało opowiadanie? 
Bo mnie bardzo. :)
A jak się podoba końcówka? ... ;>





Heeeh, żartowałam. To KONIEC ale CZĘŚCI PIERWSZEJ. Mwhahaha. 
I jutro zapraszam na kolejny rozdział.
PS. Pozdro dla tych, co czytają moje dopiski :)
A obok macie duet ZB&Kubi, 
czyli best friends forever

7 komentarzy:

  1. Może dziś wieczorem dodasz jeszcze rozdział ?:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Postaram się, aczkolwiek nic nie obiecuję.

      Usuń
    2. Prooszę , bo nie wytrzymaam ;*

      Usuń
  2. az sie poryczlam

    OdpowiedzUsuń
  3. O Boże! ;( Normalnie, aż łzy mi poleciały :(( Z niecierpliwością czekam na kolejny ;* Mam nadzieję, że nie będzie on aż tak smutaśny ;(( Pozdrawiam! ;* Przy okazji zapraszam do mnie :) http://trudna-milosc-ciezka-przeszlosc.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Przestraszyłam się że to już koniec!
    Ale na szczęście nie ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Smutny rozdział :( Tak bardzo szkoda mi Kubiego i Bartmana. Oboje teraz cierpią po tym jak dziewczyny ich zostawiły.
    Wiesz co! Jak możesz nas tak straszyć! Dobrze,że jednak to nie koniec, a dziewczyny niedługo wrócą do Spały.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń