piątek, 16 sierpnia 2013

13. Nieprzyjemna atmosfera.

Atmosfera, która panowała z samego rana następnego dnia, była nie do zniesienia. Wszystko przez wczorajszą kłótnię, która odbiła się niemalże na wszystkich.
Kaśka nie odzywała się niemalże do nikogo. gdy tylko ktoś coś powiedział o Dziku, od razu rzucała sarkazmami i dąsała się. Jedynym plusem było to, że nie płakała, chociaż o wiele lepiej byłoby, gdyby po prostu się nie odzywała i siedziała cicho. No, albo po prostu pogodzili się. I w ten sposób Kaska siedziała z Olką, która obwiniała się o całą ta sytuacją jednocześnie będąc w totalnym dołku.
Kubiak również zachowywał się okropnie. Obrażony na cały świat nie odzywał się do nikogo, nawet do Bartmana, który, swoją drogą, również był jakiś taki nie w sosie. Oboje usiedli na samym przodzie autokaru (jak nigdy!) i w milczeniu przebyli praktycznie całą drogę, a podczas postoju nawet się z miejsca nie ruszyli. 

- Kurna, co z nimi wszystkimi jest nie halo? - Jarosz podrapał się po rudej czuprynie. 
Kurek, który stał na parkingu podczas postoju obok niego, jedynie wzruszył ramionami.
W sumie nawet nie docierał do niego sens słów wypowiedzianych przez jego kolegę. Jedyne, co robił od samego rana to bacznie przyglądał się Rudej. W tym momencie stała kilka metrów od nich i coś starała się wytłumaczyć swojej siostrze, jednak tamta wyglądała na niesamowicie oporną. 

 Kaśka ruszyła do autokaru z poirytowaną i rozzłoszczoną miną. Ręce Olki opadły i jedyne, co zrobiła, to złapała się za głowę zrezygnowana.
To był idealny moment. Kurek już prawie ruszył w jej stronę, ale... cóż, ktoś go uprzedził. Grzegorz Kosok. 

I tylko widział, jak z wyraźnym smutkiem coś do niego mówi, a rozmowa kończy się tym, że lądują sobie w objęciach.

- To wszystko moja wina. - Olka obwiniała siebie za kłótnię Kaśki i Michała.
Jej osoba pośrednio się do tego przyczyniła. Przecież to ona była głównie powodem ich ostrej kłótni, mimo iż naprawdę z głębi serca tego nei chciała.
- To nie jest twoja wina. - Grzesiek starał się ją pocieszyć. - Michał jest po prostu zazdrosny, że chce Kasia chce spędzać czas ze swoją siostrą. I  musi zrozumieć, że to normalne zachowanie. Przecież tak długo nie byłyście razem.
  Ola westchnęła głęboko. Była taka zrezygnowana i dobita tym wszystkim. 

- Spokojnie, pogodzą się. - Położył jej dłoń na ramieniu.
Zmarszczyła nos, żeby się nie popłakać. I Grzesiek, widząc jej stan, po prostu mocno przytulił ją do siebie, sprawiając, że poczuła się naprawdę lepiej. I bezpieczniej. 


Warszawa, dziesiąta rano. Siatkarze wysiedli z autokaru przed hotelem, w którym spędzą kilka godzin i rozegrają z Czechami towarzyski mecz. Miał on za zadanie sprawdzić 
aktualne umiejętności siatkarzy, choć wcale się to dobrze nie zapowiadało, zważywszy na humory zawodników, które były gorsze niż pogoda.
- Niestety, - Igła kamerował całą drogę z parkingu do hotelu - pogoda nie sprzyja. Pada deszcz i prawdopodobnie tutaj jest zima. - Skwitował niepogodę.
- Zima? - Ziomek się zaśmiał. Cóż, jako jednemu z niewielu siatkarzy humor mu jako tako dopisywał, choć widział, w jakim stanie są jego główni atakujący. - Chyba mamy narkomana w drużynie. Bo ćpa, libero ćpa..
- Matka wie, że ćpiesz? - Wtrącił się Cichy Pit pakując się przed kamerę.
- Piter! - Zaśmiał się Łukasz.
- To klasyk, - obojętnie wzruszył ramionami Piotr - z kwejka przecież.

- Zamiast przeglądać jakieś kwejki, skupiłbyś się na zdobywaniu punktów. - Skwitował Możdżonek.
- Ja? - Zdziwił się. - Lepiej powiedz to im.
I wszyscy spojrzeli na idących z przodu przygnębionych i zmarnowanych siatkarzy. Kubiak, Bartman i nawet Kurek. Potrójny trzon naszej drużyny wyglądał tak, jakby się załamywał... 


Kilka godzin do meczu zleciało zadziwiająco szybko, jednak prawie wszyscy spędzili czas śpiąc w swoich pokojach.
Kaska również. Zasnęła niemalże od razu, niezwykle zmęczona po podróży i przybita kłótnią z ukochanym. Ola postanowiła dać jej się wyspać, więc wyszła z pokoju pozostawiając ją samą.
- Idziesz z nami? - Ignaczak zapytał rudą.
 Dziewczyna zmarszczyła brwi. Spędzenie czasu z Igłą, Winiarskim, Kosokiem i Ziomkiem? W sumie... czemu nie?
- A gdzie idziecie?
- Jak to gdzie? Na podbój Warszawy! - Krzyknął uradowany Ignaczak, niczym dziecko, i pociągnął dziewczynę za rękę. 

I jak powiedział Krzysiek, tak zrobili. Czas, który z nimi spędziła, był naprawdę udany. Najpierw łazili wygłupiając się po warszawskich ulicach, a potem poszli na kebaby do pobliskiego centrum handlowego. podobnież kebaby tutaj są najlepsze w całej stolicy. Co prawda wciąż zaczepiani byli przez kibiców, ale Olce to w zupełności nie przeszkadzało, bo cała ta sytuacja, ich towarzystwo... niezwykle poprawiło jej humor.
- To gdzie teraz idziemy? - Winiar spojrzał na zegarek. - Jeszcze tyle czasu...
- Proponuję na zwiady iść na narodowy. - Krzysiu aktorsko uniósł brwi. - Wiecie, nasi koledzy pewnie mają jeszcze tam trening przed meczem.
- Jacy koledzy, jacy koledzy... hamuj, ty... - Trzepnął go w głowę Michał.
- hamuj piętą? - Mimo wszystko Ignaczak był wyraźnie rozbawiony całą tą sytuacją. Zresztą, tak jak pozostali.
- Hamuj, hamuj. - Powtórzył dobitniej Winiar. - Nasz dzisiejszy wróg numer jeden.
- Dacie radę. - Ola była pewna tego jak faktu, że w zimę sypie śnieg.
Dochodzili właśnie na halę. Już na zewnątrz było słychać krzyki czeskiego trenera i gwizdek rozbrzmiewający raz po raz.
- Nie mają wyboru. - Łukasz Żygadło.
- Chyba "nie mamy". - Poprawiła go ruda, spoglądając na niego porozumiewawczo.
Rozgrywający machnął ręką.
- Łukasz, jak będziesz dzisiaj wystawiał? - Ignaczak udawał, że trzyma w ręku mikrofon i podstawił zaciśniętą pięść pod nos Ziomka. 
- Tak jak będziesz przyjmował Igła. 
- To chyba nie wygramy.
I wszyscy jak jeden mąż wybuchnęli głośnym radosnym śmiechem. 


- I co, poprawił ci się humor? - Kosa szedł ramię w ramię z rudą, kilka kroków za pozostałymi. Wracali własnie do hotelu, by przygotować się na czekający ich mecz z Czechami.
- O, tak. Niesamowicie. - Uśmiechnęła się niemalże od ucha do ucha. - Choć nie powiem, nogi mi do dupy wchodzą. 

- To wskakuj. - Wyprzedził ją o krok i nieco kucnął, umożliwiając wskoczenie sobie na plecy.
- Oszalałeś! - Zaśmiała się głośno.
- Nie, mówię jak najbardziej poważnie. Wskakuj. - Nalegał.
- Sam tego chciałeś.
I wskoczyła mu na barana. Niósł ją tak, jakby była piórkiem zaledwie. Mimo że był cichy i taki niepozorny, siłę miał ogromną. Cały Grzesiek, przy którym czuła się naprawdę dobrze i bezpiecznie. 

- Myślisz - położyła mu głowę na ramieniu, więc spojrzał nią kątem oka - że jak wrócimy, to będą już pogodzeni?
- Szczerze?... - Zawiesił się na moment. Ruda skinęła potwierdzająco. - Oboje są nieśmiali i uparci. I nie wiem, co musiałoby się stać, aby któreś wyciągnęło rękę na zgodę. 


Grzesiek miał rację.
Przed meczem na zbiórce przed autokarem panowała taka sama jak rano, jeśli nie gorsza, atmosfera. Trener Anastasi chodził całkowicie podenerwowany i gdy wszyscy zajęli miejsca w autokarze, najzwyczajniej puściły mu nerwy.
- Ja nie wiem - wrzasnął na cały głos - kto z kim się pokłócił i dlaczego, ale jeśli przegracie ten cholerny mecz, to wszystkich was powyrzucam z kadry!!!
 Nikt nic nie powiedział, bo każdy się bał. Nawet jego własne córki, ubrane w granatowe dresy z flagą Polski na piersiach, identyczne jak te sztabu szkoleniowego, pokornie zajęły miejsca tuż za trenerem. Obie czuły się potwornie; Kaska, bo wiedziała, że siatkarze są w fatalnym stanie i naprawdę mogą przegrać, a Olka, bo przecież wszystko to było jej winą. 

Na warszawskiej hali zgromadzili się kibice. Ani jedno miejsce na trybunach nie było wolne. Ola, która wyszła razem z trenerem jako jedna z pierwszych była pod ogromnym wrażeniem. Ta atmosfera panująca wśród ubranych na biało-czerwono kibiców, już wyśpiewujących piosenki na cześć swoich reprezentantów, była niesamowita. Dziewczyna nigdy czegoś podobnego nie widziała. Wszyscy w nich wierzyli z całego serca.
Ruda nagle poczuła, jak robi jej się niedobrze. Wszystko przez to, że najpierw na halę wybiegli bojowo nastawieni Czesi, a zaraz po nich przygnębieni i bez życia polscy siatkarze. Wyglądali, jakby nic im się nie chciało. Dobra, może nie wszyscy tak się zachowywali. Ale Kurek, Bartman i Kubiak sprawiali, że ten ich zły humor udzielał się również innym.
- No, dalej, dalej chłopcy! - Ignaczak próbował ich podbudować i skłonić do walecznej postawy,. Kasia miała rację mówiąc, że to prawdziwy duch drużyny.
Ale czy on jeden sprawi, że wygrają? No.. niekoniecznie. Drużyna to wszyscy zawodnicy, a nie zaledwie jeden libero, środkowy i rozgrywający. 


Po rozgrzewce i odegraniu hymnów narodowych rozpoczął się pierwszy set. Była to jedna, wielka, przerażająca porażka naszej drużyny, która skończyła się przegraniem zaledwie do siedemnastu. Anastasiemu po prostu zabrakło słów, bo jego podopieczni grali jak dzieci z podstawówki. Fakt, Igła bronił świetnie, a Żygadło rozgrywał wręcz idealnie. Ale cóż z tego, jak Kurek walił po autach i nic sobie z tego nie robił, a Bartman był taki poirytowany i rozgoryczony, że po każdym nieudanym ataku wyżywał się na kolegach. najzabawniejszy był Kubiak, który nawet nie startował do ataku, tylko nieudolnie przebijał palcami oddając piłkę za darmo. 
Na krótkiej przerwie przed drugim setem Ola rozejrzała się po twarzach zawodników. Byli źli, zmęczeni i ociekający potem. Patrzyli po sobie tak, jakby najchętniej chcieli się pozabijać. Ale kurna, dlaczego? Co ich wszystkich ugryzło? Przecież jedyną spiną, jaka była, to ta między Kubiakiem i Kaśką, choć i to nie powinno wpływać na grę siatkarza z numerem trzynastym. A jednak. Byli jak jeden organizm; zła gra jednego z nich odbijała się na całej drużynie. 
Drugi set rozpoczął się bez "świętej trójcy" na boisku. Fakt, może nie zdobyli jakiejś super przewagi, ale aż do drugiej przerwy technicznej prowadzili tym jednym punktem. Zawsze to było coś.
- Kurek, wchodzisz. - Zarządził nagle Anastasi.
Wszyscy byli w szoku. Po dziecinnej grze, jaką zaprezentował w pierwszym secie, trener powinien go w ogóle nie wpuścić na boisko.
Wstał z ławki rezerwowych i skierował się do kwadratu. W połowie tej krótkiej drogi Ola złapała go za nadgarstek.
- Bartek, pokaż na co się stać. - Poprosiła i zwolniła uścisk. 

To był moment przełomowy Bartosza Kurka. Wszedł na boisko i dosłownie rozwalił przeciwników, nie pozwalając im zdobyć ani jednego punktu.

Trzeci set. Bartman dalej siedział na ławce obok Kubiaka i nerwowo zaciskał pięści. Na meczu nie mógł się skupić, bo raz po raz spoglądał na siedzącą dwa miejsca dalej Olkę, która ze złożonymi rękoma w geście modlitewnym patrzyła jak w święty obrazek w grającego Kurka.
Zsunął się na ławce i poirytowany spoglądał na gracza z szóstką na plecach. Prychnął. Co było takiego w Kurku, czego on nie miał?
Stanowczym krokiem podszedł do Anastasiego.
- Trenerze, wpuść mnie na boisko. - Wręcz nakazał zrobić zmianę.
- Żebyś dalej dawał ciała? - Burknął. - Wasza gra to jedna, wielka katastrofa, Bartman. Dobrze chociaż, że Kurek zaczął lepiej grać.
Zibi zacisnął pięści. Wciąż tylko Bastek Kurek, u licha! 

- Daj mi szansę, trenerze.
- Najpierw się uspokój. - Spojrzał na niego porozumiewawczo. - Bo nic z tego dobrego nie wyjdzie i tylko się uszkodzisz, a to byłaby katastrofa.
Siatkarz nie odpuszczał. Stał i oczekiwał zmiany tej decyzji, z walecznym wyrazem twarzy. Andrea go bacznie zmierzył.
- Dobra, wpuszczę cię. Mam nadzieję, że mnie nie zawiedziesz. Rozgrzej się.
  I gdy szedł na bok mijając ławkę rezerwowych i Olkę, zmarszczył brwi.
 Nie był tu dla niej. Nie grał dla niej. Grał dla siebie. I jedyne, co musiał zrobić, to skupić się na siatkówce. Nie mógł pozwolić, by jakaś dziewczyna z Ameryki zniszczyła to, co do tej pory osiągnął tylko i wyłącznie sam, własnymi siłami.
Wszedł na boisko próbując myśleć o grze i skupić się na atakach. I tak było aż do połowy trzeciego seta, kiedy radość Anastasiego z dobrej gry zawodników zniknęła w jednym momencie. I na twarzy bliźniaczek pojawiło się autentyczne przerażenie.
Zbigniew Bartman po ataku wylądował na parkiecie i od razu się skrzywił. Chwilę potem jak długi upadł na podłogę. Olka aż podskoczyła z ławki i chciała pobiec do niego, ale... ale nie widziała sensu. Przecież byli wokół niego i zawodnicy, i trener z fizjoterapeutą. Przecież.. chyba nic złego się nie stało, prawda?

Trener go zmienił, wpuszczając na jego miejsce z powrotem Jarosza. A Bartman, rozgoryczony, odrzucił pomoc kolegów i sam dokuśtykał na ławkę rezerwowych. Wyglądał naprawdę źle i nawet nie chodziło o kontuzję, tylko o jego stan psychiczny. 
 Ola niepewnie do niego podeszła i usiadła obok.
- W porządku?... - Zapytała niepewnie.
- Od kiedy się tym interesujesz? - Burknął.- Idź lepiej na Kurasia popatrz, jak gra.
I aż ugryzł się w język. Znowu powiedział, zamiast pomyśleć.
Dziewczyna wytrzeszczyła na niego oczy. - Więc to wszystko z zazdrości? - Wprost nie mogła uwierzyć we własne słowa.
- Przez ciebie nie mogę się skupić. Myślę tylko o tobie, chciałbym mieć cię tylko dla siebie. Kiedy dałaś mi kosza pozbierać się nie mogłem. I właśnie takie są tego skutki. - Poirytowany spojrzał na swoją nogę.
  Ruda poczuła, jak boli ją serce. Nie kłóciła się z siatkarzem, bo wiedziała, że ma rację. Jego słowa to była święta prawda. Wniosła zamęt nie tylko do jego serca, ale i całej drużyny.
- Zbyszku, - westchnęła i spojrzała w jego zielone tęczówki - ja...
I nim zdążyła dokończyć, pojawił się przy nich fizjoterapeuta z apteczką.
- Pogaduchy później. - Zarządził i kucnął w nogach siatkarza. - Teraz trzeba zająć się tą nieszczęsną kostką.
- Czy to coś poważnego? - Zapytała zmartwiona dziewczyna i machinalnie złapała za rękę siatkarza.
Zaskoczony spojrzał na nią, jednak nic nie powiedział. Zwłaszcza, że w wyczekiwaniu na odpowiedź fizjoterapeuty ściskała jego dłoń co raz mocniej.
- Nie, nie. Tylko lekkie zwichnięcie, nic poważnego. - Rzucił spokojnym tonem starszy mężczyzna. Owijał właśnie kostkę Bartmana bandażem elastycznym. - W sumie obyłoby się bez tego, ale trener nalegał, by usztywnić mu na razie staw. W końcu musi być zwarty i gotowy na Memoriał Wagnera. - Zakończył pracę i poklepał go po ramieniu. - Przypilnuj go - zwrócił się do dziewczyny - by ten kretyn nic głupiego nie robił. 


Mecz zakończył się wygraną Polski trzy do dwóch, jednak zawodnicy wcale nie nie cieszyli. Po tym, co zaprezentowali w pierwszym secie, mogli jedynie wrócić do warszawskiego hotelu i przemyśleć sobie wszystko na spokojnie.
A uwierzcie, mieli o czym myśleć... 





~*  *  *~
Trzynastka jednocześnie niezwykle pechowa dla niektórych, jak widać w rozdziale. 
Ale może, może... wszystko się zacznie układać??? :)
Buziaki!




4 komentarze:

  1. Pierwsza.! Fuck Yea.!
    Okej, okej... gdzie ty tego Bartmana tam wciskasz.?! KURKA weź, Kurka.! Bartman to... takie duże dziecko, według mnie, ale trudno. Zaakceptuje go, jeśli będzie trzeba.:)
    Dziewczyno, dwa rozdziały na dzień.?! Ja się w tydzień z dwoma nie wyrabiam.! Szacun.:P
    Pozdrawiam i czekam na następny~Ann

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trzy! hahahaha. Mam jakąś taką dziwną wenę.
      A co do Bartmana - wciskam, bo trzeba! Zeby Wam już totalnie w głowach pomieszać, hehe ;D
      Pozdrawiam ;)

      Usuń
  2. Wszędzie tylko Bartman, Kurek, Bartman, Kurek... I tak w kóóółłkoo... Pomimo to cieszę się, że Bartman w końcu powiedział Oli (nawet jeśli było to przypadkiem i w przypływie zazdrości) to co czuje. Mam nadzieję, że pomiędzy Kasią i Kubiakiem jednak się w końcu ułoży. ;)
    PS I tak nadal jestem za Grześkiem. *_*

    OdpowiedzUsuń