czwartek, 22 sierpnia 2013

30. Nie wińcie się, to był przecież... wypadek.

Dwie ko­biety spędzają wcza­sy w pen­sjo­nacie. Jed­na mówi: "ja­kie tu mają niedob­re jedze­nie", a dru­ga do­daje: "no i w do­dat­ku ta­kie małe por­cje." 
To sa­mo myślę o życiu. Jest pełne bólu, cier­pienia i nie­szczęść, a na do­datek tak szyb­ko przemija.

________________________________________________________________________________
  Zbyszek odwrócił się, kompletnie zdezorientowany. Najpierw był pisk, potem ogromny huk. I zobaczył tylko lecące wzdłuż ulicy dwie postaci. Dwie dziewczyny. Jedną rudą, drugą blond.
 Wciąż stał w jednym miejscu. Wszystko nagle działo się w zwolnionym tempie. Minął go trener, minęli koledzy. I nastała ta przerażająca cisza. Cisza rozdzielająca bardziej niż przestrzeń. Niby był blisko, a jednak tak daleko...
Siatkarz ślepo wpatrywał się w dwie dziewczyny leżące na drodze. W bezruchu. We krwi.

Nie potrafił się z tego otrząsnąć. To było jak koszmar. Nie mógł w to uwierzyć.
Potem były tylko krzyki. Krzyki siatkarzy. Przerażonego ojca. Ludzi, którzy byli świadkami tego tragicznego zdarzenia. Bartman rzucił kule na ziemię i poszedł w tamtą stronę. Nie czuł bólu nogi. Nie czuł nic. Kompletnie nic.
- Kurwa! Kurwa, Kaśka! Olka! - Krzyczał przerażony Ignaczak.
On razem z Anastasim pierwsi tam dotarli. Klęczeli. Klęczeli nad ciałami dziewczyn. Nie wiedzieli, co zrobić. Za co się wziąć. Co powiedzieć. Nic, kompletnie nic.
- Proszę się odsunąć, jestem lekarzem. - jakaś kobieta kucnęła obok nich. - A pozostałych proszę, żeby się odsunęli. - Nakazała przerażonym siatkarzom, a sama sprawdzała tętno i oddech blondynki.
Jeszcze coś mówiła, ale Zbyszek nic nie rozumiał. Widział tylko dziewczyny. Leżały blisko siebie. Ale nie ruszały się. Widział też trenera. Zapłakanego. Klęczącego przy ciałach. I Michała, którego trzymali koledzy. Krzyczał. Tak głośno krzyczał widząc swoją dziewczynę leżącą, zakrwawioną. Umierającą.
  Karetka przyjechała niemalże od razu. Krążyła przecież przy Orlen Arenie, jak zwykle przed zawodami. Ratownicy medyczni wyskoczyli z karetki i wszyscy im ustąpili miejsca.
- Jedna nie oddycha. - Poinformowała szybko lekarka.

Drugą, wciąż nieprzytomną, poobijaną i  wzięli na noszach do karetki i odjechali. Drugą ratowali prowadząc masaż serca. Wszystko tak długo trwało. Stanowczo za długo. 
I Bartman wtedy zrozumiał, co mówił Kosok. Czas wcale nie jest łaskawy. Czas nie czeka. A on tak zwlekał. Zwlekał...
Znowu nastała ta cholerna cisza w wyczekiwaniu. Cisza, w której jego serce znalazło odpowiedzi, których rozum znaleźć nie potrafił. 
I gdy ratownicy medyczni podnieśli się powoli, on padł na kolana i odpłynął...

Wszystko ją bolało. Czuła, jakby coś zmiażdżyło jej wszystkie wnętrzności i połamało żebra i inne kości. Nie rozumiała, co się dzieje. Gdzie była? Co się stało? I dlaczego tak potwornie się czuje?
  Wykorzystując resztkę siły powoli otworzyła oczy. Powieki były takie ociężałe i wciąż opadały w dół. Ale walczyła z tym. Nie chciała.. nie chciała znowu spać.
  Najpierw słyszała własne bicie serca odbijające się o ściany. Lekko odwróciła obolałą głowę. Obraz był rozmazany z początku. Dopiero po chwili zaczął się wyostrzać i zobaczyła to szpitalne urządzenie, z czerwoną kreską skaczącą regularnie w górę i nieustannie pikające. 

Pik.. Pik... Pik...
Powoli zaczynała rozumieć, gdzie była. Białe ściany i te urządzenia.. kroplówka stojąca obok.. była w szpitalu. Ale dlaczego? Po co? Przecież... miała być na meczu! Mieli wygrać, mieli się cieszyć. Pamiętała doskonale, że byli już przed płocką halą, na parkingu. Więc... jak, u licha?...

 I wtedy wszystko wróciło.
 Chciała coś powiedzieć, ale nie mogła. Chciała się podnieść, ale nie była w stanie. Resztkami sił odwróciła głowę w drugą stronę, szukając pomocy.
Tata? - Pomyślała, patrząc na stojącego kilka kroków dalej Andreę. Zmarszczyła brwi.
Podszedł do lekarza, który nagle się zjawił w sali. Jego spojrzenie było przepełnione nadzieją. I wtedy zapytał o nią. Nie słyszała słów, ale wyczytała jej imię z ruch jego warg.
A lekarz? Dlaczego był smutny? I dlaczego pokręcił głową?...


Na szpitalnym korytarzu siedzieli wszyscy siatkarze. Niektórzy siedzieli i wpatrywali się ślepo w podłogę, inni zaś bezsensownie maszerowali w tę i wewtę wzdłuż białych ścian. Nie mogli tego znieść. Tego napięcia. Tego wyczekiwania. Ich serce jednak były przepełnione nadzieją, a oczy pełne łez.
Michał Kubiak siedział obok Zbyszka i płakał. Wcale tego nie ukrywał. Wcale się nie hamował. Płakał, bo tylko to mu pozostało prócz nadziei. Wypłakał już tonę łez, które z jednej strony były wyrazem ogromu cierpienia, lecz z drugiej także ulgą. Bo razem z łzami wypływa cierpienie, by zrobić miejsce na nową, kolejną falę bólu. Inaczej ból przestałby się w nim mieścić. Potworny ból.
Zbyszek siedział z twarzą schowaną w dłoniach. Wciąż nic do niego nie docierało. Nie docierało, co się stało. Wtedy, wraz z omdleniem, czuł, jakby ktoś pozbawił go serca. Jakby ktoś go zastrzelił i jak kłoda padł na beton. Gdy koledzy go ocucili, o nic nie pytał. Bał się. Tak strasznie się bał okrutnej prawdy, którą może usłyszeć.
- Trenerze! - Zawołał nagle Winiarski.

Wszyscy jak na zawołanie podnieśli głowy. Ich oczom ukazał się Andrea Anastasii, zapłakany, z zapuchniętymi oczami. I smutny. Wyglądał tak, jakby ktoś wyssał z niego całą energię życiową.
- CO z nimi?! - Pierwszy dopadł go Kubiak. - Co z Kasią?!
- Jej stan jest stabilny. Jest trochę połamana. - Mówił wciąż drżącym głosem.- Obrażenia wewnętrzne nie zagrażają jej życiu. Lekarz powiedział, że powinna się już wybudzać. 
- A Ola? - Wtrącił się Grzesiek. Trener jednak milczał. - Czemu pan nic nie mówi? Co z nią? Przecież uratowali ją tam na ulicy!
- No właśnie, - głos Andrei załamywał się - i tu wystąpiły poważne komplikacje już w karetce...

Po kilku kolejnych godzinach oczekiwania niektórzy siatkarze wrócili do hotelu. Siedzenie tutaj w tak dużej grupie było bezsensowne, zwłaszcza że nic wskórać nie mogli. Postanowili, że kilku wróci się odświeżyć i odpocząć, a potem się zmienią.
W między czasie zadzwonili z Orlen Areny. Trenerzy razem z zawodnikami, którzy tam byli, zgodnie postanowili, że najlepszym rozwiązaniem będzie przesunięcie chociaż o jeden dzień meczy. Ale czy nasi siatkarze byli w stanie grać, będąc w tej sytuacji?..

Nikt nie wiedział, co będzie jutro. Ale musieli się przygotować psychicznie na wszystkie możliwości, nie tylko te meczowe.  Zbyszek, który jak do tej pory się nie odezwał do nikogo ani słowem, niepewnie wszedł do sali pooperacyjnej. Na środku przy ścianie stało jedno łóżko. Dziewczyna leżała, podłączona do całej, szpitalnej aparatury. Kroczył w jej stronę na drżących nogach. Wciąż... wciąż nie mógł się pozbierać.
Spojrzał na nią. Była blada, posiniaczona, w niektórych miejscach czerwieniła się jeszcze krew. Te wszystkie rurki i kable sprawiały, że bolało go serce. Wręcz nie mógł na to patrzeć. Jak cierpi, mimo że jej twarz była spokojna. Jak umiera, mimo że jej serce rytmicznie pikało.
Po jego policzku spłynęła łza. Obwiniał się o to. To była tylko i wyłącznie jego wina. Gdyby wtedy został w hotelu, gdyby ją pilnował!...
Momentalnie zacisnął pięści i odwrócił się. W głowie wciąż huczały mu słowa Andrei.
"(...) i tu wystąpiły już poważne komplikacje w karetce - mówił ze łzami w oczach trener. - Tam ponownie musieli przeprowadzić masaż serca. Gdy dotarli do szpitala, wcięli ją od razu na salę operacyjną. Obrażenia były tak rozległe, narządy kompletnie pogruchotane. Całkowicie połamana i straciła tyle krwi... i mimo że operacja się udała, wciąż może umrzeć. Teraz, te godziny.. te pierwsze godziny pokażą, czy przeżyje. Pozostaje nam modlić się o cud..."

 Zbyszek otarł spływające po jego policzkach gorzkie łzy. Odwrócił się i usiadł an krześle przy łóżku, tuż przy jej głowie.
Przecież na pewno przeżyje, pomyślał. Delikatnie musnął palcami jej chłodną, siną dłoń. A jak się obudzi... to przecież wszystko będzie dobrze. Zaopiekuje się nią. I wróci do zdrowia. I tym razem nie będzie czekał na oklaski.. Tylko niech się obudzi!

- Wszystko będzie dobrze. - Usłyszał spokojny głos Kosoka. Położył mu rękę na ramieniu. Ten pocieszający gest dodał coś trochę Bartmanowi otuchy. Choć wiadomo, bólu z serca nie odbierze..
- TO wszystko przeze mnie.. jestem takim skończonym idiotą. - Złapał się dłońmi za głowę. 
- Fakt, skończonym idiotą jesteś, bo powinieneś nie czekać tylko z nią porozmawiać. - Przyznał mu rację środkowy. - Ale tego zdarzenia - westchnął i spojrzał na leżącą w martwym bezruchu Olę - tego zdarzenia nie mogłeś przewidzieć. Nikt nie mógł przewidzieć. Nie cofniesz tego, co się stało, Zbyszek. 
  Zibi nic nie odpowiedział. Już po raz drugi Grzesiek miał rację. I musiał mu przyznać, że cały czas zachowywał się uczciwie i nieustannie myślał o innych. Był niezwykle dojrzały i miał klasę. A Bartman? Swoją dziecinnością nie raz doprowadzał innych do szału. Wciąż niezdecydowany i uparty. I na co mu to przyszło? ...
- Proszę Was już o opuszczenie sali. - Nagłe przyjście pielęgniarki przywróciło siatkarzy do rzeczywistości. 
 Wyszli bez słowa. Bartman tylko nim przekroczył próg sali, odwrócił głowę i obdarzył Olę spojrzeniem pełnym nadziei. Tak wiele by dał, aby otworzyła oczy, spojrzała na niego i się uśmiechnęła...

- To wszystko twoja wina! - Krzyknęła Elizabeth na środku szpitalnego korytarza. - Twoja i tej cholernej siatkówki!
 Andrea zmarszczył brwi. Tak cholernie źle się czuł, a ona go jeszcze pogrążała.
- Uspokój się. - Poprosił.
Ona jednak wcale nie miała zamiaru siedzieć cicho i milczeć, w oczekiwaniu na przebudzenie się Aleksandry.

- Jak mam się uspokoić, no jak?! Jedna córka jest połamana, a druga leży w śpiączce i nie wiadomo, czy się obudzi! - Krzyczała dalej.
Nim zdążyła dalej się sprzeczać i wrzeszczeć, obok nich stanął lekarz.
- Proszę nie krzyczeć, tu są chorzy ludzie. - Upomniał kobietę.
Andrea na szczęście trzymał nerwy na wodzy. Poza tym i tak nie mógł z siebie słowa wykrztusić. To wszystko go przerastało, nie potrafił sobie z tym poradzić.
Może i Elizabeth miała rację? Tak sporo od nich wymagał, od córek. Może gdyby nie naciskał tak bardzo nic by się nie stało?...

- Czy ty nie widzisz - jej głos nieco ucichł - że one tutaj nie mają kompletnie opieki? Sam dobrze wiesz, jak to wygląda! - Rozłożyła ręce. Była taka zdenerwowana całą tą sytuacją. - Dobra, Kate tylko w gipsie siedzi. Ale Alex? Przecież ona jak się obudzi to na nogi nie stanie! 
  Andrea zacisnął szczękę. Robiło mu się słabo na samą myśl o stanie Oli. Jej matka miała rację. I jeśli cudem się obudzi i zrozumie, że nie czuje nóg... co zrobi? Może i odgrywa silną dziewczynę, ale z tym sobie nie poradzi. Prędzej wolałaby umrzeć niż jeździć na wózku do końca życia.
- Andrea, ja nie chcę tego robić wbrew tobie. - Wyznała szczerze kobieta. Jej wzrok był zatroskany, głos drżał. - Ale przemyśl to. W Ameryce są w stanie przeprowadzić operację, nim rdzeń przerwie się do końca. Tutaj nie ma takich możliwości. 

- Ja... - zawiesił się trener. Nie chciał stracić córki, ale przecież jeśli istniał cień szansy, że po przebudzeniu będzie mogła chodzić.. to on nie chciał jej zabierać. - Skupmy się na razie na tym, by jej stan zdrowia był stabilny.
Niecierpliwie wywróciła oczami, jednak już nic nie powiedziała.

Michał siedział przy łóżku Kasi, mocno trzymając ją za niezagipsowaną rękę. Jej widok, takiej bezbronnej, poobijanej i cierpiącej, mocno nim wstrząsnął. Mimo to tak bardzo dziękował Bogu, że przeżyła. A Ola...
  I tak jak i on, wszyscy byli rozdarci między nimi dwiema. Z jednej strony powinni się cieszyć, bo blondynka przeżyła. Ale z drugiej strony... cierpieli i modlili się u cud, by ruda otworzyła oczy i się uśmiechnęła, zaśmiała. Ta sytuacja była na tyle ciężka, że nikt nie potrafił sobie z tym poradzić.
Zwłaszcza Dziku. Wiedział, że gdy jego dziewczyna się obudzi, będzie musiał jej wyznać prawdę.

- Michał?... - Wysapała. Powoli otwierała podnosiła przemęczone i ociężałe powieki. - Michał.. - powtórzyła, gdy już go rozpoznała.
- Tak, to ja. - Pogłaskał ją po włosach. Gdy dziewczyna chciała się podnieść, przytrzymał ją. - Spokojnie, musisz leżeć i odpoczywać...
- Ola. - Kasia zmarszczyła brwi, przypominając sobie o siostrze.
Znowu się poruszyła, nieco gwałtowniej, i na jej twarzy pojawił się grymas z bólu. Mimo wszystko nie poddawała się i chciała wstać. - Ja muszę się z nią zobaczyć.
- Ale Kasiu... - Rzucił cicho Michał. Ostrożnie ją trzymał. Nie chciał, by gwałtownością zrobiła sobie krzywdę. - To na razie nie jest możliwe.
  Dziewczyna wytrzeszczyła na niego oczy. przypomniała sobie, gdy jak przez mgłę widziała rozmowę ojca z lekarzem. Pikanie urządzenia stojącego obok przyspieszyło gwałtownie, tak samo jak serce w jej piersi.
- Michał, - podniosła głos. - Michał, powiedz, że żyje!

- Po pierwsze się połóż, bo musisz na siebie uważać. - Delikatnie ale i stanowczo ułożył ją z powrotem do pozycji wpół leżącej.- Musisz odpoczywać.
- Dlaczego mi się wydaje, że omijasz temat mojej siostry? - Dopytywała się.
Widząc jego minę, w jej oczach nagromadziły się łzy.
- Powiedz mi, proszę. - Mocniej ścisnęła jego rękę.
  Siatkarz się wahał. Znał Kasię na tyle, żeby stwierdzić, że po usłyszeniu prawdy od razu wstanie z łóżka i do niej pobiegnie. A na to sobie w tym stanie pozwolić nie mogła.
- Cokolwiek ci powiem, masz tu zostać. W tej sali. - To był jego warunek.
Przełknęła ślinę w oczekiwaniu na jego słowa. Tak bardzo się bała.
- Ola doznała naprawdę poważnych obrażeń. - Mówił ze smutkiem w głosie. - Operacja trwała kilka godzin. I po jej zakończeniu musieli wprowadzić ją w stan śpiączki farmakologicznej, bo tylko w ten sposób ma szansę na przeżycie. Zbyt dużo krwi utraciła... i zbyt długo jej mózg był niedotleniony. 

  Po policzku Kasi spłynęła pierwsza łza. Chciała tam biec, pędzić, racja. Ale cóż ona mogła?...
- To moja wina. - Po tych słowach kolejne łzy wypłynęły jej z oczu. - Gdybym tylko wcześniej ją zauważyła!.. gdybym krzyknęła!...
- Przecież nikt nie mógł przewidzieć. I uniknąć. Zrozum. Ten wariat pędził jak nienormalny i na dodatek nietrzeźwy był. 

- Ale...
- Zrozum, Kasia. Gdyby nie ty, to na pewno by na miejscu umarła. - Starał się ja uspokoić swoim spojrzeniem. Starał się ją pocieszyć, mocno trzymając jej chudziutką dłoń. - I dzięki tobie jest szansa, że się obudzi. 

 Szansa i nadzieja, że w końcu wszystko się ułoży....



~*  *  *~
Hej, hej. 
po pierwsze: PRZEPRASZAM. Za to, że rozdział wrzucam z takim opóźnieniem. Niestety, ale w moim życiu niesamowicie się pokomplikowało i tak wychodzi...
Cóż. Mam nadzieję, że zrozumiecie. I jeszcze teraz doszła choroba i już kompletnie nie mam siły na nic, mimo że w domu muszę siedzieć. 

Po drugie: przepraszam (znowu) za wczorajszy rozdział. Widziałam, że niektóre z Was niesamowicie poruszył . Ale to dobrze :) Przynajmniej nie ma nudnej melancholii i nostalgii, prawda? Bo chyba nie tylko ja nie przepadam za opowiadaniami typu:
Och, spotkałam Kurka, zakochaliśmy sie w sobie od pierwszego wejrzenia, dzieci i ślub!


To nie tak, że Wam to obrzydzam. Wiadomo. Niektórzy lubią takie beztroskie epizody. 

Ale znacie mnie już z poprzedniego opowiadania. U mnie zawsze jest pod górkę. jak w prawdziwym życiu. 

Pozdrawiam Was gorąco i zapraszam na mój fanpage!!!:)



I coś na poprawę humoru :)








5 komentarzy:

  1. Kiedy dodasz koolejny rozdziaał ?! Proszę , jak najszybciej ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. O. MÓJ. BOŻE.
    Tylko tyle mam do powiedzenia. ;)
    Śpiączka, Ameryka, operacja, wyjazd, sprawa ze Zbyszkiem, spokojny i wyrozumiały Kosa, Andrea, Misiek i Kasia... Tego jest za dużo. Siedzę jak na szpilkach i czekam niecierpliwie na to co dalej się wydarzy i jak się to wszystko potoczy. Twoja wyobraźnia naprawdę nie zna granic. ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. BARDZO CIEKAWE!!
    Mam nadzieję ,że wszystko się ułoży dobrze..
    Ale znając ciebie może być różnie ;))

    OdpowiedzUsuń
  4. Kiedy następny rozdział? Nie trzymaj nas w napięciu . :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Zna ktoś jeszcze jakieś fajne blogi związane z siatkówką ? Olcia

    OdpowiedzUsuń