niedziela, 18 sierpnia 2013

18. Smutny koniec czy piękny początek??

 Siatkarze tkwili na lotnisku jeszcze przez długi czas. Kompletnie nie mogli się pozbierać. Nie mogli pojąc, że Olka jest w samolocie wysoko nad ich głowami. Że tak po prostu, po tym wszystkim, pozostawiła ich. Bez wahania.
- Codzienność, czyli czekanie na lotnisku... - Ignaczak głęboko westchnął. Próbował choć trochę rozluźnić atmosferę.
- Ej, - nad głową Winiara zapaliła się żarówka - a może po prostu polecimy po nią do Ameryki?...
- O nie! - Kurek aż wstał z miejsca i w jego oczach pojawiło się przerażenie. 

- Nie sądzę, żeby to był dobry pomysł. - Powiedział Kubiak. - Przecież nas zostawiła. Raczej nie oczekuje, że wskoczymy za nią do pierwszego lepszego samolotu i ściągniemy ją z powrotem do Polski. 
- Może musi to przemyśleć... - Dorzucił swoje trzy grosze Ziomek.
Znowu zapadła cisza między przyjaciółmi. Co raz częściej wpadali w taką smutną nostalgię. A dawniej... dawniej non stop się ze wszystkiego nabijali, śmiali się. A teraz, gdyby mogli, najzwyczajniej w świecie popłakaliby się. Bo pierwszy raz doświadczają czegoś takiego... to się nawet nie mogło równać z przegranym meczem, autentycznie...

- Kurwa. - Męczącą ciszę przerwał poirytowany Bartman.
Momentalnie wziął kulę do rąk i grzmotnął nią o podłogę.
- Zbyszek ... - Kasia siedząca obok niego próbowała go uspokoić.
- Jak mam być kurwa, spokojny?! No jak!? Zostawiła nas bez wahania! Po tym wszystkim....! Po prostu odeszła! - Krzyczał na cały głos.
Jego głos tak naprawdę odzywał się w głowie każdego z nich. Rozumem nie potrafili ogarnąć, że to już koniec. meta. Finito. Koniec ich "amerykańskiej" przygody.
- Chodźcie, wracamy... - Zrezygnowany Łukasz skierował się do wyjścia.
Zresztą tak jak pozostali. Wstali i kompletnie bez życia ruszyli za kolegą.
- Bartman, zwijaj się.- Ignaczak chciał mu pomóc wstać, jednak on zdenerwowany wyrwał się z jego uścisku.
- Nie.
- Zbyszek, ale...
- Kurwa, nie! Zostaję tu!
  Przyjaciele spojrzeli po sobie. Nawet Kubiak zrezygnował z przekonywania przyjaciela do powrotu do hotelu.
- Wiecie, chyba powinniśmy dać mu odetchnąć.. - Westchnęła smutno Kasia. - Masz pieniądze na taksówkę? - Upewniła się.
Skinął głową nawet nie spoglądając na przyjaciółkę. Bartman należał do osób, które potrzebują czasu. Czasu na przemyślenie, na zrozumienie. Dlatego pozostawienie go na lotnisku było najlepszą rzeczą, jaka mogli dla niego zrobić.
I odeszli.
- A gdzie Kosok? - Zdziwił się Kurek.
Rozejrzał się, a wraz z nim pozostali. Nigdzie nie było środkowego.
- Dzwonił wcześniej, że ma tu coś jeszcze do załatwienia, przy okazji. - Odpowiedział Ziomek siadając do jednego z samochodów, którym przyjechali.
  I przez całą drogę nikt się już nic nie odezwał.
  W hotelu oczekiwał tylko na nich Andrea Anastasi, maszerujący w tę i wewtę  przed hotelem, pogrążony w myślach i przepełniony nadzieją.
Widząc swoich zawodników i córkę, idących z opuszczonymi głowami, zatrzymał się i zmarszczył brwi po prostu nie dowierzając. Spojrzał w górę, na niebo.
- Czy ty naprawdę jesteś gdzieś tam w przestworzach, Olu?... - Szepnął pod nosem, następnie przytulając do ojcowskiej piersi płaczącą córkę.


Grzesiek wrócił do hotelu jakoś przed dwudziestą. Wszystkich zastał siedzących wciąż na stołówce. Byli tacy przybici, tacy... nieżywi. I każdego z osobna serce bolało, bo jakaś ich malusieńka cząstka poleciała do samolotu.
On też się tak czuł. Fatalnie. Stał w progu i milczał, tak jak pozostali.
- Wiecie co? - Krzysiu zrobił zdeterminowaną minę. Jego spojrzenie było przepełnione wiarą. - Ona wróci!
 Kosok zmarszczył brwi.
- Nie, ona nie wróci. - Rzekł stanowczym tonem Kosa. Wszyscy spojrzeli na niego posępnie. - Nie wróci, bo przecież nigdy nas nie zostawiła.
I łapiąc ją za rękę, wciągnął ją na stołówkę. Niepowtarzalną, rudą, zielonooką Aleksandrę.
- No.. no cześć? - Wydukała z siebie, oczekując na jakąkolwiek reakcję ze strony pozostałych. Przecież tak bardzo się bała... Bała się, że ją zbluzgają, że ją zwyzywają. Ale racja, należało jej się i doskonale o tym wiedziała. Zmarnowała im przecież cały dzień. 
Nie puszczała dłoni Kosoka przez cały czas. Dopiero gdy wszyscy rzucili się na nią ściskając ją, jego dłoń gdzieś zniknęła. Wciąż jednak miała go przed oczami. Jego, czekoladowe tęczówki i czuły uśmiech. I jego słowa.  "Jesteś dla mnie kimś naprawdę ważnym..."

Dwie godziny wcześniej...

- Dwie kawy poprosimy. - Kosok, uśmiechając się szeroko, złożył zamówienie.
Kelnerka odeszła cała rozanielona.
- Dzięki.
- To tylko kawa.
- Nie mówię o tym, Grzesiek. - Dziewczyna obdarzyła go smutnym, zielonym spojrzeniem. - Dzięki, że zgodziłeś się ze mną porozmawiać.
 Siatkarz ujął jej drobne dłonie, leżące na stoliku i delikatnie ścisnął.
 Spotkał ją zupełnie przez przypadek. Podczas gdy pozostali siedzieli w poczekalni, niezwykle załamani, on nerwowo przemierzał całe lotnisko. I spotkał ją w miejscu odpraw. Siedziała na ławce przy oknie, z walizką pod nogami i spuszczoną głową. Płakała.
I gdy podszedł do niej... spojrzała na niego przez zaszklone oczy. Wstała i otworzyła usta, chcąc coś powiedzieć.. ale nie musiała nic mówić. Po prostu przytulił ją do siebie. I poczuł, jakby odzyskał coś naprawdę cennego.
- Wciąż jednak nie mogę pojąć, jak... - Zastanawiał się na głos siedząc na przeciwko niej, w kawiarni. - Jak wyszłaś z lecącego samolotu.
- On jeszcze nie leciał. - Wyjaśniła. - Na szczęście. Choć raczej to by mnie nie powstrzymało przed opuszczeniem go.
- Dlaczego?
- Bo.. - zawiesiła się - gdy już tam wsiadłam... gdy siedziałam już na miejscu obok przyjaciół... uświadomiłam sobie, że odlatując popełnię wielki błąd. Moje serce... moje serce pragnęło zostać tutaj. Z wami.
Taka była prawda; Ola wchodziła na pokład samolotu trzymając Nate`a za rękę, ale towarzyszyła jej ogromna niepewność. Wciąż odwracała się z nadzieją, że zobaczy któregoś z nich, któregoś z siatkarzy czy jej własną siostrę. Niestety. I w ten sposób znalazła się na swoim miejscu. Siedziała w oczekiwaniu na start... Jednak z każdą mijającą sekundą w jej oczach gromadziło się więcej łez, a serce bolało co raz bardziej. I musiała wstać i wybiec. Tylko jej przyjaciele za nią krzyknęli, jednak to był na nic. Nie powstrzymała jej żadna ze stewardess. Zdążyła tuż przez zamknięciem wejścia do statku powietrznego...
- Ale wiesz, że oni tam czekali. Wszyscy. - Powiedział Kosa nawiązując do przyjaciół siedzących przez długi czas na lotnisku. - Dlaczego po prostu do nich nie poszłaś?
- Nie potrafiłam spojrzeć im w oczy...
- A mnie potrafisz?
I jak na zawołanie spojrzała w jego czekoladowe tęczówki. Dopiero teraz zrozumiała, jak siatkarz mocno trzyma jej dłonie. I dopiero teraz dostrzegła ten dziwny błysk w jego oczach.
- Ola, ja... - zacisnął usta na chwilę, wahając się. - Jesteś dla mnie kimś naprawdę ważnym. Fakt, nie znamy się zbyt długo i nie chcę, byś pomyślała, że naciskam cię, czy coś...
- Grzesiek - przerwała mu łagodnie, widząc, jak męczy go to wyznanie - musisz wiedzieć, że dla mnie również jesteś bardzo ważną osobą. Ale ja jak na razie sama w swoim życiu nie mogę się odnaleźć, sama nie do końca rozumiem, co czuję.. - Westchnęła głęboko. - Nie chcę ryzykować i dawać ci nadziei na coś więcej, na ten moment, bo jeśli tak zrobię... nie obiecuję, że cię kiedyś nie zranię.
Kosa wypuścił wcześniej wstrzymywane powietrze. Zupełnie, jakby spadł mu kamień z serca.
- O dziwo nie czuję się, jakbym kosza dostał. - Kąciki jego ust powędrowały ku górze.
- Bo nie dostałeś. - Nachyliła się nad stolikiem i cmoknęła go w policzek. - Przecież nie powiedziałam "nie". Ale teraz lepiej wypijmy swoje kawy, bo już całkowicie wystygły.
- Tak. - Kosa wyraźnie się rozpromienił. - Wypijmy i wracajmy do Spały.


- Pani Danuto! - Krzyknął Andrea Anastasi na cały regulator. On to miał potężny głos. - Dawać ten tort!
- Jaki tort? - Zaśmiała się Olka.
- Jak to "jaki"? Powitalny! - Klasnął w dłonie rozradowany. - Jak pojechali po ciebie to zamówiłem taki tam, mały torcik.
  Wszyscy zgromadzeni na stołówce zaśmiali się. Cały trener. Zaskakiwał na każdym kroku!
- Skąd wiedziałeś, że nie polecę? - Zapytała się taty stając obok niego. Objął ją ramieniem i obdarzył czułym, ojcowskim spojrzeniem.
- Jesteś moją córką, więc myślisz podobnie jak ja.- Aktorsko unosił brwi. - A tak na poważnie... nie wiedziałem. Po prostu miałem nadzieję.
Na te słowa Ola wtuliła się mocno w tors swojego ojca
- W ogóle jak tak siedzieliśmy na lotnisku - opowiadał rozradowany już Krzysiek - to zapadła propozycja lotu za tobą do Ameryki.
Ruda wytrzeszczyła na nich oczy. Na każdego po kolei.
- Ta. Kuraś to pewnie pierwszy by wsiadł do samolotu. - Zakpiła wesoło Olka.
Siatkarz nadąsał się.
- Ja wychodzę z założenia, - skrzyżował ręce na piersiach Bartek - że prawdziwy mężczyzna nie boi się swoich wad i słabości, jasne? Chociaż w tym przypadku... tak. - potwierdził. - Wsiadłbym jako pierwszy.
Ruda, słysząc te dzielne słowa Kurasia, od razu do niego podbiegła i przytuliła go mocno. Czuła się naprawdę wspaniale z myślą, że ma naprawdę cudownych przyjaciół.
- Ale wiesz, że burza była, nie? - Zachichotała, gdy oderwała się od jego rozbudowanego torsu. 

Przełknął ślinę.
- Co tam burza... - Podrapał się po głowie, choć w jego oczach wyraźny był strach.
I znowu wszyscy się zaśmiali. Wcześniej przybici siatkarze, teraz mieli wyśmienite humory. 

. Pani Danuta, kucharka, przywiozła tort z kuchni. I to wcale nie był "taki tam, mały torcik". TO BYŁO POTĘŻNE! Ogromne! I gdyby nie fakt, że siatkarze mają naprawdę ogromne żołądki i pomieszczą naprawdę sporo, trzy czwarte całego wypieku poszłoby w cholerę.
- W takim razie, wszyscy razem dla Oli: HIP HIP, HURA! - Krzyknął Ignaczak.
Jednak w jednym momencie mina dziewczyny zrzedła. Rozglądała się w koło i nie mogła zrozumieć... nigdzie go nie widziała...
- Ej, ludzie. A gdzie jest Bartman? - Zapytała marszcząc czoło.
Wszystkim jak na zawołanie miny zrzedły.
- O cholera.

Ola wzięła samochód ojca i pojechała na lotnisko. Sama. Poprosiła innych, by pozostali w hotelu i w razie gdyby minęła się ze Zbyszkiem, dali jej o tym znać.
Było jej tak cholernie głupio. Zapomniała o nim, zapomniała o Bartmanie. Jak mogła? Ale to wszystko... wszystko przez czekoladowe oczy Grzesia. I jego słowa, które wciąż rozbrzmiewały jej w głowie.
Czuła się potwornie. Dochodziła już przecież dwudziesta pierwsza trzydzieści. Na zewnątrz robiło się co raz ciemniej. I w sumie była przekonana, że jedzie na marne. Tylko idiota czekałby tak długo. Tylko idiota siedziałby przez kilka godzin w jednym miejscu, wciąż mając w sobie cholerną i głupią nadzieję.
I Zbyszek Bartman okazał się być właśnie takim idiotą.


~*  *  *~

Osiemnasty był gotowy już wczoraj, ale pomyślałam, że wrzuce go dopiero rano. Wiecie, co za dużo na raz, to nie zdrowo! :)
A co do umieszczania tak szybko kolejnych rozdziałów, bo ktoś mi to "zarzucił" w jakimś komentarzu (w pozytywnym tego słowa znaczeniu!). Hm. Pisanie przychodzi mi z nieprawdopodobną łatwością. Zamykam oczy, wyobrażam sobie daną scenę... otwieram oczy i piszę; albo z uśmiechem pod nosem, albo ze szklanymi oczami... 
Co myślicie o takim zwrocie akcji? Heee, przecież to byłoby bez sensu, gdyby odleciaała. A nie chciałam, żeby wyszło zbyt pięknie. 

KOMENTUJCIE! DLA WAS TO CHWILKA A DLA MNIE MEGA KOPNIAK MOTYWACYJNY! 
Bo wiem, że czytacie! ;| na około sto wejść na dany rozdział tylko trzy czy cztery komentarze? Poraaażkaaaa.... ;o
Iiii normalnie się fochnę i już dzisiaj nie dam kolejnego rozdziału! ;D



7 komentarzy:

  1. Boże ten rozdział był bardzo ... hmmm nieprzewidywalny .Początem wskazywał wszystko że ona jednak odleciała .Nawet gdy Kosa wpadł i powiedział że ona została to moja reakcja wyglądała mniej więcej tak :O .Ale cieszę się że nie odleciała .Bardzo chciałam żeby Ola byłą ze Zbyszkiem ale coś czuję że chyba jednak w tej bitwie wygrał Grzesiek .Ale nie tracę nadziej bo ona zawsze umiera ostatnia :D A to że Zibi został na tym lotnisku może dla niektórych było głupich zachowaniem ale jak dla mnie to było bardzo romantyczne .Tak więc ciekawe co będzie w następnym .Bo odbędzie się rozmowa z Bartamnem .Już nie mogę się doczekać .Mam nadzieję że może jak wrócę z Kościoła znajdę nowy rozdział :D
    Pozdrawiam :D I cieszę się że pisanie przychodzi ci z łatwością :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Oho. Nie spodziewałam się,że to Grzesiek ją znajdzie....ale może to i lepiej. Jak dla mnie mogliby być parą :) Szkoda mi jednak i Bartmana i Kurasia,ale moim typem jest Kosok :)
    Andrea to też niezły z tym tortem jak nagle wyskoczył ;) .....Jestem teraz strasznie ciekawa co na tym lotnisku się zdarzy jak Zibi Olkę zobaczy. ;) Będzie rozmowa, będzie będzie ale ciekawa na jakie tory zejdzie.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Tą osobą, co tak Ci napisała, mogłam być ja, ale... to tylko przypuszczenia, bo już nie pamiętam tak dokładnie. Też bym tak chciała mieć.! chociaż... jeżeli przychodzi mi pisać Kubiaku, to 5 minut i rozdział gotowy, ale reszta... z resztą do dupy.:D
    No kobieto.! Daj żyć.! Gdzie, jaki Bartman.!? A Kosok.? Żartujesz sobie chyba ze mnie.! BARTEK KUREK.!
    Patrz, jeden blog, jedno zdanie( chodzi o tą "Aferę Kurkową") i tak można kogoś polubić. Niespotykane.!
    Ale dobrze, nie nudzę, bo nie ma sensu...Więc. Żaden Kosok ani Bartman, Tylko Kurka wstaw tam.! - nie rymuje się, ale co tam...
    Pozdrawiam, całuję i czekam na następny~Ann.

    P.S. W wolnej chwili zapraszam do mnie:
    http://impossible-its-true.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Ten nasz Zbyszek to niezły romantyk. ^^ A Bartek - jaki odważny i waleczny. Jednak moim sercem dosłownie zawładnął Gresiu i to do niego mnie tu ciągnie. Wiedziałam, że Ola ich tak nie zostawi, ale nie spodziewałam się tutaj Kosy - jestem pozytywnie zaskoczona. ;) Czekam niecierpliwie na kolejny rozdział.
    PS Jestem ciekawa, jak to wszystko rozwiążesz - Bartman, Kurek, Kosa... To skomplikowane. Każdy jest inny i wyjątkowy, każdemu bardzo zależy na Oli, ale... "Jesteś dla mnie kimś naprawdę ważnym." - jak jedno zdanie potrafi wywołać uśmiech na mojej twarzy. GRZESIU *_*

    OdpowiedzUsuń
  5. Zapomnieli o Zbyszku...a on siedzi i czeka heh ciekawe jak zareaguje jak zobaczy Olę i co Ola mu powie ;p
    czekam na kolejny rozdział :)
    nie fochaj się na Nas, że słabo komentarzy jest ;*

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetne. ;)
    Kuuurczę, żeby ona nie była z Kosokiem, już olę Kurka... Ale oczyiście jestem za Zbychem !

    OdpowiedzUsuń
  7. nie było mnie, więc nadrabiam - to się porobiło... wg mnie najodpowiedniejszym kandydatem dla Oli na chłopaka jest wg mnie Kurek, ale co ja tam wiem...

    OdpowiedzUsuń