wtorek, 20 sierpnia 2013

28. Mokrą Igłą szyta podróż do Płocka.

Nikt nie lubi poniedziałkowych poranków. Sam fakt potrafi nieźle zdołować, a deszczowa pogoda za oknem tylko dobić. I nikomu nie chciało się wstać o piątej rano, mimo że mieli za zadanie wejść tylko do autokaru. Zwłaszcza po wczorajszej zabawie, z której wrócili około trzeciej w nocy. 
- Wstawać, matoły! - Andrea chodził po korytarzu i za pomocą gwizdka i walenia w drzwi, budził wszystkich siatkarzy. Nie omieszkał się również tak gwałtownie obudzić swoich córek i byłej żony (tą ostatnią to nawet i specjalnie tak obudził).
Był zły, ale któż by nie był? Przecież ten wamp w kobiecej postaci miał z nimi jechać do Płocka na Memoriał. I Andrea wciąż tego pojąć nie mógł. Po co? NO PO CO? Chyba tylko po to, żeby ich wszystkich z równowagi wyprowadzić przed meczami.
Albo dalej namawiać dziewczyny do wyjazdu.
Do tej pory usilnie starała się je do tego przekonać na różne sposoby. Mówiła, że tam będą mieć więcej. Luksusowe życie. Pieniądze. Ubrania. Będą wiodły cudowne, beztroskie życie. Mimo to bliźniaczki dalej trwały przy swoim i zgodzić się nie chciały.
Momentami Oli było żal swojej matki. Znała ją na tyle, by móc stwierdzić, że najzwyczajniej w świecie czuje się w tym wielkim, amerykańskim domu samotna. A to jest najgorsze, co człowieka może spotkać. Elizabeth była duszą towarzystwa i tęskniła za tym. Dlatego była tutaj, w Polsce, męcząc się niemiłosiernie. Ale to było bardziej do zniesienia niż okropna samotność. Bo nawet ona, mimo wszystko, na to nie zasłużyła.
Tylko Kasia się do niej przekonać nie mogła. Rozmawiała z nią, owszem. Ale dało się odczuć ten dystans, którego między matką a córką być nie powinno. Traktowała ją raczej jak zwykłą znajomą. Ale czy to było dziwne? Bez zastanowienia wzięła dziesięć lat temu Olkę i wyjechała do Ameryki, pozostawiając ją i Andreę. A tak się nie robi. 
- To nie jest normalne... - jęczał Krzysiu, targając za sobą sportową torbę.- Jest za wcześnie!...
- Milcz, albo ci przygrzmocę. - Warknął Coach. - Dobrze wiedzieliście, że dzisiaj z rana wyjeżdżamy. Więc teraz zbierać dupy i do autokaru! A jak się spiszecie na Memoriale, to dostaniecie kilka dni wolnego przed ME i do domu pojedziecie, czy gdzie tam was cholera weźmie. 
 Ostatnie słowa Anastasiego sprawiły, że siatkarze nagle ożyli. Bojowo nastawieni wyszli z hotelu, ładując się do srebrzystego, nowoczesnego autokaru i zajmując każdy po dwa miejsca. Wiadomo, każdy chciał spać. Oczywiście tylko dwie osoby siadły razem. Kasia i Michał. Ale czy kogoś to dziwi? Od razu wtulili się w siebie i pogrążyli w głębokim śnie.
No cóż, nie na długo.
Piękny, nowoczesny, srebrzysty autokar zawiódł po godzinie jazdy. Dokładnie o godzinie szóstej dwadzieścia cztery wydał z siebie ostatnie tchnienie zatrzymując się na środku szosy, na jakimś kompletnym odludziu. Jakby tego mało było, to na zewnątrz lało jak z cebra i siatkarze musieli wyjść z zepsutego pojazdu i moknąć. I niezwykle załamani patrzyli jak przyjeżdża pojazd przeznaczony do holowania i zabiera ich autokar. Na tyle, ile mogli, schronili się wraz z torbami pod pobliskimi drzewami.
- CO teraz? - Przeraził sie Kubiak.
- We all die....* - Winiarski rzucił zachrypniętym głosem, zupełnie jak w jakimś horrorze. Udzielał mu się dowcip. Doprawdy.
Ignaczak jak na zawołanie wyciągnął swoją kamerę. Tak, brawo. Idealny moment na kręcenie filmu.
- Czy ty się dobrze czujesz? - Popukał się demonstracyjnie w głowę Cichy Pit.
Igła puścił jednak to mimo uszu i rozpoczął nagrywanie od swojej mordeczki. 
- Witajcie, jesteśmy w tym momencie w drodze do Płocka, niestety nasz autokar wyzionął ducha i tkwimy w jakimś totalnym zadupiu. Zobaczymy kilka zaspanych twarzy i na pewno wszystko będzie Igłą grubą szyte.
- Grubą? Chyba mokrą... - Zaśmiał się Kurek.
- Kurek, milcz. Zaczniemy od rozmowy z kimś bardziej inteligentniejszym. Inteligentnym, znaczy się.
Kamerę skierował na Jarząbka, czyli statystyka, Oskara Kaczmarczyka.
- Tak się rozpocznie ten, - mówił Jarząbek - w ogóle, program, twarz Krzysztofa Ignaczaka o szóstej rano.
- Dokładnie... - Igła spojrzał na zegarek - za dwadzieścia siódma. I tkwimy tu, mamy czas. 
- Brak żelu na włosach oznacza, że wcześniej nie było tego czasu.
- jak nie mam żelu, mam! - Oburzył się Krzysiek. - Nałożyłem. Za mało? 
- To nie miałeś lustra w pokoju?- Zaśmiał się statystyk. 
- Przepraszam.
Igła zrobił śmiesznie obrażoną minę i powrócił do filmowania Kurka.
- Bartku, teraz możesz coś powiedzieć. 
- Dzień dobry. - Rzekł poważnym tonem. 
W tle słychać było chichoty pozostałych chłopaków. 
- To nie jest dzień dobry TVN. - Igła robił się poirytowany. - Powiesz coś głębszego, Bartku? 
- Tak, że jest zdecydowanie za wcześnie...
- Bardzo głębokie Bartku, doprawdy. 
 I gdy nakręcił jeszcze pozostałe, zaspane twarze, akuratnie podjechał bus. Dosłownie: bus. O połowę mniejszy od autokaru. Tylko jak, u licha, zmieści się tam kilkunastu przerośniętych facetów, bliźniaczki, trener, jego ex żona i sztab?
- Ola. - Dziewczyna usłyszała głos za plecami. Już zakatarzona odwróciła się i spojrzała na Ziomka. - Masz.- Podał jej swoją bluzę. - Przebierz się, będzie ci cieplej. A wyglądasz jakbyś jakieś grypsko już łapała. 
- Dzięki. - Zrobiła minę niczym biedne dziecko i pokornie wzięła bluzę.
Szybko i dyskretnie zdjęła bluzkę i założyła na siebie ogromną, szarą bluzę Łukasza. Nie czekając już na nic wskoczyła do busa, żeby znowu nie przemoknąć. Siatkarze właśnie kończyli pakować bagaże.
Zmieścili się, ale bez sensacji. O spaniu nie było mowy. Musieli siedzieć dwójkami, co oznaczało, że nie było się jak wygodnie rozwalić na siedzeniu i uciąć komara.
Bartman, nie chcąc się przepychać z pozostałymi  przez wzgląd na swoją kontuzję, wszedł jako ostatni. Olka niepewnie się rozejrzała. Jedyne wolne miejsce było właśnie to obok niej. A może to i lepiej? Będzie mogła z nim wyjaśnić... parę spraw. Abo chociaż porozmawiać i rozładować tą dziwną atmosferę, jaka panuje między nimi. 
Przeliczyła się, oczywiście. Siatkarz zajął obok niej miejsce zupełnie bez słowa, założył słuchawki na uszy i momentalnie zamknął oczy, nawet na nią nie spoglądając. Jak to... jak to możliwe?!
Aleksandra była niezwykle urażona jego zachowaniem. Chciał tak pogrywać, to proszę bardzo. Szkoda tylko, że ona nie potrafiła go tak bagatelizować, jak on ją. Nie mogła się powstrzymać, żeby co chwile na niego nie zerkać.
Spał? Nie spał? Drzemał?... - Zastanawiała się, usilnie próbując wyczytać to z jego spokojnej twarzy. 
Po kilku minutach stwierdziła, że śpi, bo jego mimika była stanowczo zbyt spokojna, usta nieco otwarte, a ręce bezwiednie leżały na jego kolanach. Ręce. Duże dłonie. Och, tak bardzo chciała ich dotknąć. Złapać. Trzymać...
I wtedy bus nagle podskoczył i bam, bartmanowa głowa odwróciła się w jej stronę, niebezpiecznie przechylając się ku jej ramieniu.
Całe szczęście jego pozycja była na tyle stabilna, że nie przechylił się całkowicie, bo wtedy kompletnie nie wiedziałaby, co począć. Mimo wszystko jego twarz była tak zatrważająco blisko, że Oli serce podskoczyło do gardła.
Pocałunek. Przypomniała sobie bartmanowy pocałunek i instynktownie przygryzła wargę. Jej ciało przeszyły te przyjemne dreszcze, za którymi tak cholernie tęskniła.
Nie, przestań! - Krzyknęła do siebie w myślach. - Nie możesz!
Aleksandra odwróciła głowę i ze łzami w oczach, już po chwili pogrążyła się w głębokim śnie.
Zbyszek nie spał. Spod zmrużonych powiek, przez wąziutką szczelinę, obserwował Olkę. A zachowywała się co najmniej dziwnie, tak śmiesznie mu się przyglądając.
Miał cholerną ochotę otworzyć oczy, uśmiechnąć się do niej i porozmawiać. Ale nie potrafił. Tak strasznie go zraniła. Zupełnie jak niegdyś Ewelina. I najzwyczajniej bał się... bał się zaangażował, nawet teraz, gdy nie była już z Grześkiem z nieznanych mu przyczyn. Może i powinien walczyć, ale czy był sens? Albo czy miał w sobie tyle odwagi, by ponownie wyznać jej uczucia?
Chyba nie. Za bardzo bał się.. odrzucenia. I był niemalże pewny, że tym razem by sie nie pozbierał.
Gdy tak instynktownie przygryzła wargę, a ich twarze dzieliły centymetry, miał ją ochotę pocałować. Tak cholerną ochotę, że niemalże zdradził swoje małe oszustwo i otworzył oczy. Pewnie zrobiłby to, gdyby nie fakt, że Olka gwałtownie odwróciła głowę i poszła spać. I za to zwlekanie Bartman zbeształ się w myślach.
Wiadomo, zwlekał. Godzina za godziną, dzień za dniem. I o czym mu to przechodziło? Na zastanawianiu się, czy z nią porozmawiać czy nie. Walczyć o nią, czy nie. Spojrzeć czy bagatelizować dalej. Jednak gdyby wiedział, co się miało zdarzyć, na pewno liczyłby się z nieustannie biegnącym do przodu czasem...

Po wielkim trudzie i znoju w końcu dojechali do Płocka, do hotelu. Niezwykle obolali i niewyspani od razu rzucili się do recepcji, biorąc klucze do pokoi i rozeszli się każdy w swoją stronę. Zupełnie tak, jakby nie spali co najmniej tydzień, doprawdy.
- Trening za dwie godziny! - Krzyknął trener, niezwykle zadowolony z faktu, że może ich dobić.
  Momentalnie wszyscy zaczęli buczeć i się krzywić. Ale cóż, takie życie. Wiedzieli, za co się biorą. 
- Idziesz też na trening? Zobaczysz halę! Jest wspaniała. - Ekscytowała się Kaśka.
Skąd, u licha, tyle życia w niej? Była pełna energii, jak nigdy, podczas gdy inni umierali.
- Raczej nie. - Olka podciągnęła nosem. - Trochę się.. się.. - I jak na zawołanie kichnęła. -... się źle czuję.
- Widzę, że Polski klimat dał ci mocno w kość. - Położyła jej rękę pocieszająco na ramieniu.- Ale nie bój się, przed treningiem się tobą porządnie zajmę, prześpisz się, a jutro staniesz na nogi. 
  Olka nie miała nic do gadania. Gdy tylko weszły do pokoju, siostra nalała do wanny gorącą wodę i kazała jej się porządnie wygrzać. Potem, owinięta szlafrokiem położyła się do łóżka i Kaśka opatuliła ja jak małe dziecko.
- Wypij to. - Nakazała, wręczając parujący, czerwony kubek z logo hotelu. - Dobrze ci zrobi.
Ruda spojrzała na nią niepewnie. Kaśka ostatnio dziwna była, może dosypała jej czegoś do herbaty?..
- A co do jest? - Rzuciła podejrzliwie. Podstawiła kubek pod nos i węchem próbowała rozróżnić składniki.
- Czarna herbata, cytryna i miód. Standard i niezawodna pomoc na przeziębienie. - Blondynka uśmiechnęła się. Była taka pewna, że siostrze to pomoże. - Pij, pij. Rozgrzejesz się od środka. 
 Posłusznie wypiła i wtuliła się w miękką pościel. Zasnęła niemalże momentalnie. I spała cały, boży dzień. Wstała tylko na kolację, by w środku nocy nie obudzić się z głodu. Czuła się naprawdę paskudnie. 
 
A następny dzień... następny dzień, mimo początkowej nadziei na dnie serca, 
należał do najbardziej tragicznych w całym jej życiu....

__________________________________
* wszyscy umrzemy, tak dla jasności. xD



~*  *  *~
Smutnym akcentem w trzecim już dzisiaj rozdziale żegnam się z Wami i mówię dobra noc. 
I pozostaje Wam jedynie snucie domysłów, co takiego się wydarzy...

Ej... Spieszmy się kochać ludzi...

 


6 komentarzy:

  1. Jejku! Ta sytuacja w autokarze....no miałam nadzieję,że dziewczyna muśnie może jego usta. Coś mi się zdaje,że teraz kiedy Ola się rozkłada to Zibi jej pomoże....wiem takie tylko przeczucie.
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. ale szybko piszesz te opowiadania! :o ale ja tam nie narzekam :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Strasznie mi szkoda Kosy, noo... Bo w końcu "TEAM KOSOK" i te sprawy, ale... Mogłam to przewidzieć, bo przecież jednak pomiędzy Zbyszkiem a Olą, jest coś takiego... Nie wiem nawet jak to ubrać w słowa. ;) W każdym razie mam nadzieję, że znajdziesz kogoś fajnego Grześkowi, bo aż mi się kraja serce - proszę Cię, zrób coś z tym! No i pozostaje nam kwestia Oli i Zbyszka, o której już sama nie wiem co myśleć. W każdym razie czekam niecierpliwie na kolejny rozdział, bo coś czuję, że jest na co. ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Kiedy nastepny rozdzial? Dodaj jak najszybciej. I mam nadzieje,ze Bartman pomoze teraz Oli i sie do siebie zbliza ♥

    OdpowiedzUsuń
  5. nie wiem co Ty teraz wymyślisz nie mogę doczekać kolejnego rozdziału :))

    OdpowiedzUsuń
  6. wiesz co... jesteś cholernie nieprzewidywalna i za to cie cenie! ;))))

    OdpowiedzUsuń